środa, 19 lipca 2017

Od Moony do Collina

Zaśmiałam się cicho, uspokajając oddech. Serce waliło mi jak szalone, Jezu... Gdyby nie ten chłopak, to pewnie znów miałabym dużą, już drugą i paskudną bliznę do kolekcji... lub gorzej. Popatrzyłam się kątem oka na moje ręce, ale tatuaży już nie było... cóż, ale pewnie ten piękny półksiężyc na mojej twarzy, wcale nie zniknął. Cóż, na razie będę musiała robić za Dagger z Marvela. Uśmiechnęłam się lekko, do Collina. — Gdyby nie ty... to nie wiem, jak to by się skończyło. — Cały czas uśmiechałam się szeroko. Teraz sobie uświadomiłam, że dawno z nikim nie rozmawiałam... oj, bardzo dawno. — Moony, nazywam się Moony. Podałam mu rękę, którą mocno uścisnął. Westchnęłam, stwierdzając, że kwiatki nie wglądały jak... no kwiatki. Wyrzuciłam je, wzruszając ramionami. Chłopak już otwierał usta, żeby coś powiedzieć (a wiem, że chodziło o mój tatuaż, bo bez żadnych problemów wlepił wcześniej w niego swój wzrok), ale przerwało mu groźne warczenie. Wzdrygnęłam się, czując, jak zimny dreszcz przechodzi przez moje ciało. Fajnie Moony... Fajnie! Po prostu świetnie! Przez swoją nieuwagę naraziłaś woje życie i tego chłopaka. Brawa dla mnie, po prostu tylko zostaje dać mi medal... mi i mojej nieuwadze. Czuję, jak strach wypełnia moje ciało, a i mogę się założyć, że stałam się blada jak ściana. Usłyszałam głośny ryk, który najpewniej należał do tamtego wcześniejszego stwora. Nauka dla potomnych? O, jasne. Jeśli zgubicie się w lesie, to pod żadnym pozorem nie zbierajcie kwiatków, tylko spadajcie, gdzie pieprz rośnie, okej? Mam nadzieję, że moje dzieci, o ile będę ja mieć, coś z tych moich nauk życiowych wyniosą. Jak nie... to po co ja je tu daję, a nie uciekam z krzykiem? A no tak... właśnie, trzeba uciekać. Kolejna nauka? Nie, dobra może potem. Nie zastanawiając się zbytnio, chwytam chłopaka za rękę i ciągnę go w jeszcze większe zarośla. Słyszę tylko, jak coś ciężkiego ląduje na ziemi, a potem z wielkim rykiem biegnie w naszą stronę. Pięknie! Zginę. Zginę z nieznajomym chłopakiem, w lesie... Las czy ciemne uliczki? Co gorsze? No, ankieta nadal trwa! Proszę oddawać głos! Nie, ankieta powinna nosić tytuł "które głupstwo Moony jest głupsze?". Nie umiałabym wybrać. Biegliśmy, nie zważając na zmęczenie czy dokuczliwe zarośla, od których cały czas dostaję w twarz. No jejku... będę cała czer... Moony, to nie pora na zadzieranie nosa. Nagle zatrzymałam się, czując, jak kawałek mojej sukienki zaczepił się o gałąź. Odwróciłam spanikowany wzrok w stronę, z której przybiegliśmy. Zobaczyłam czarny łeb potwora oraz jego czerwone ślepia. Szarpnęłam sukienkę, ale nic to nie dało. Nawet nie spostrzegłam, jak Coll znalazł się przy mnie i oberwał dość znaczny kawałek sukienki. Podziękowałam mu skinieniem głowy. Nawet nie czekając na to, aż mój mózg zacznie działać, znów rzuciłam się do biegu. Warczenie i powarkiwanie stawało się coraz głośniejsza, a ja powoli zaczęłam tracić siły. Mówiłam, że tu zginę? Tak? To mówię jeszcze raz. Na dodatek pociągnę tego biednego chłopaka ze sobą. Kiedy już niemalże czuję oddech potwora na plecach, widzę, jak grunt pod moimi nogami załamuje się. Ech... Tak, Moony. To jest jakiś pagórek, z którego właśnie spadasz. Próbuję się ustabilizować, co udaje się po krótkiej chwili. Odwróciłam głowę i zobaczyłam paskudny łeb potwora, który stał na górze. Jednak zanim zdążyłam sobie uświadomić, że poczwara odpuściła, zatoczyłam się i wypadłam przez zarośla na... ech, na chłopaka. Leżałam na nim, przewalona przez jego brzuch. Wkrótce słyszałam jego śmiech, który sprawił, że i ja się śmieję. Jezu... nie zginęłam! Podniosłam głowę, widząc, że wywaliło nas prosto do naszej malutkiej wioski. Uśmiechnęłam się szeroko, schodząc z chłopaka. Pomogłam mu wstać, podając mu rękę. Chłopak cały czas się śmiał. — Wariat — szepce — jesteś wariatem.

<Coll? ;) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz