Przygryzłem delikatnie źdźbło trawy, z błogim uśmiechem
wpatrując się w błękitne niebo. Puchate obłoczki leniwie sunęły przed siebie,
gnane spokojnym, letnim wiatrem. Leżałem na uroczej polance, upstrzonej
mnóstwem wielobarwnych kwiatów. Nie musiało minąć wiele czasu, abym zdążył
pokochać ten świat. Zero miejskiego chaosu, zero paplaniny w stylu "nie
tak cię wychowałem, synu", zero ciągłych nudnych uroczystości. To ucieczka
od szarej, smutnej rzeczywistości, gdzie w ostatnim czasie naprawdę wiele
spieprzyłem. Ale teraz... Istny raj! Nagle do moich uszu dobiegło donośne
powarkiwanie, wyraźnie niosące się od strony lasu. Nieco skrzywiłem się na myśl
o tak gwałtownym przerwaniu cudownej sielanki na łące, jednak mimo wszystko
poderwałem się z miejsca, gdyż wolałem uniknąć bezpośredniego starcia z
potworem. Zakradłem się w stronę drzew, ostrożnie stawiając każdy krok. Bez
zastanowienia wskoczyłem na pień wyniosłego dębu, chcąc lepiej zbadać sytuacje.
Przyczaiłem się na jednej z gałęzi, starając się nie przyciągać zbytnio uwagi.
Nie musiałem wysilać się zanadto, gdyż naprawdę ciężko było przegapić taką
bestię. Ogromny stwór, przypominający hybrydę wilka i pantery powoli posuwał
się naprzód, budząc popłoch wśród mniejszych stworzeń. Wtem kątem oka
dostrzegłem niewyraźną, ludzką sylwetkę. Jasnowłosa dziewczyna o oliwkowej
cerze postanowiła najwyraźniej uzbierać sobie bukiecik z kwiatów lawendy.
Niewiele myśląc zeskoczyłem z drzewa i uważnie obserwując otoczenie zbliżyłem
się do nieznajomej kobiety. Nie widząc żadnej innej opcji, chwyciłem
niespodziewanie dziewczynę w pasie, po czym szybkim ruchem wciągnąłem ją w
gęste zarośla. Widząc jakie ma zamiary zatkałem jej usta dłonią i szepnąłem
stanowcze "cicho", wciąż uważnie nasłuchując. Obydwoje wstrzymaliśmy
oddech, kiedy bestia minęła naszą kryjówkę. Odetchnąłem głęboko, rozluźniając
mięśnie, które do tej pory trzymałem w pełnej gotowości do ewentualnej
ucieczki, a następnie puściłem jasnowłosą.
- Dziękuję... - wymamrotała półgłosem, wciąż jakby
niepewnie.
- Nie ma problemu - odparłem wzruszając ramionami. - Nazywam
się Collin William Conner, ale oczywiście używa się tylko mojego pierwszego
imienia. A najlepiej skrótu - dodałem, wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu.
[ Moony? Miało być lepsze... ;-; ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz