Kiedy chłopak zostawił mnie przy łazience miałam wielką
ochotę coś kopnąć, bądź rozwalić. Mamrotałam pod nosem wyzwiska, ale jednak nie
mogłam się pozbyć pewnej iskierki rozbawienia, która gdzieś bardzo głęboko się
we mnie pojawiła… Co jeszcze bardziej mnie irytowało. Co to za chłopak? Gdzie
ci dżentelmeni XXI wieku? Kręcąc głową spojrzałam w lustro, a z moich ust
wymsknęło się ciche przekleństwo. Na policzku i skroni wyrastał mi już siniak o
brzydkim, żółtym kolorze, dłoń także była cała sina. Ile minęło? 20 minut, a ja
już wyglądam jak stratowana… Przeklinając pod nosem Boga, czy kto tam o tym
wszystkim decyduje, wyszłam z łazienki. Byłam zmotywowana, by znaleźć chłopaka,
który już podbił… Mą głowę. Ruszyłam przed siebie, gdy poczułam cudowny zapach
jedzenia. Wabiona ta wonią dotarłam do przytulnego pomieszczenia, w którym
siedziały może z trzy osoby. Byłam zaskoczona, że wogóle tyle nas jest, ale nie
byłam teraz w nastroju na zawieranie nowych przyjaźni. Wzięłam pierwsze lepsze
jedzenie, które wpadło mi w ręce i zaczęłam szukać wzrokiem Archera. Nie było
go trudno znaleźć. Siedział na jakiejś zachęcająco wyglądającej pufie i zajadał
się burgerem. Ruszyłam w jego kierunku znów czując narastającą złość.
Trzasnęłam tacką o blat i zapadłam się w pufie naprzeciwko chłopaka. Spojrzał
na mnie i głosem niewiniątka spytał się:
-Tak?
Poczułam jak cała chęć przywaleniu chłopakowi gdzieś się
ulatnia. Miałam ochotę walnąć głową o stół. Westchnęłam parę razy, po czym
przedstawiłam się.
-Grace - nabiłam na widelec sałatę, którą widocznie wzięłam
i wpakowałam ją sobie do ust. Chłopak parsknął cicho, ale nic nie powiedział.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, jedząc i taksując się
wzrokiem, po czym nagle rzekł:
-Nie wiedziałem, że mamy dzisiaj Halloween - po czym wskazał
dłonią na mojego siniaka. Wzięłam głęboki oddech.
-Pewnie cię zaskoczę, ale ja też nie. Sądziłam, że mamy
piątek trzynastego.
Poczułam pewną satysfakcję, gdy zobaczyłam na jego twarzy
uśmiech. Jednak blondyn nic nie powiedział, zaczął jedynie pić swój napój.
Spuściłam na chwile wzrok.
-Od jak dawna tu jesteś?
Spojrzał na mnie bystro, ale odpowiedział wymijająco:
-Od paru dni.
Już nabierałam powietrza, by znowu nadwyrężyć struny
głosowe, ale chłopak mi przerwał.
-Chcesz się czegoś dowiedzieć? To co powiesz na wspólną
eksplorację terenu, teraz, po zmierzchu?
W jego głosie ewidentnie słyszałam wyzwanie, lecz
uwielbiałam nocne eskapady w Norwegii, a ten pomysł sprawił, że serce zabiło mi
mocniej. Przemyślałam wszystkie możliwe sytuacje i stwierdziłam, że nie jest to
najlepszy pomysł. Jednakże… Muszę się dowiedzieć czegoś więcej o tym miejscu.
Spojrzałam na niego poważnie, lecz słowa wypowiedziałam z satysfakcją.
-Zgoda. Musze tylko ubrać jakieś ciepłe rzeczy.
Chłopak kiwnął głową, a gdy wstałam od stołu ruszył za mną.
Sądziłam, że poczeka na dworze, jednak poszedł wraz ze mną do pokoju. Co w
sumie trochę trwało, gdyż nie do końca pamiętałam jego miejsce, co spowodowało
ironiczne komentarze mojego towarzysza. Gdy w końcu odnalazłam swoje cztery
ściany, chłopak wlazł za mną i uwalił się na łóżku. Przewróciłam oczami na
takie zachowanie i przez chwilę narzekałam na niego. Jednak w pewnej chwili mój
wzrok przykuła książka na biurku, której wcześniej nie było. Nosiła tytuł
"Przewodnik po Świecie Wyśnionych". Zafascynowana usiadłam na łóżku
obok chłopaka i zaczęłam ja wertować. Blondyn zaczął jęczeć i stękać, że marnuje
jedynie czas, ale całkowicie go zignorowałam. Wreszcie! Jakieś przydatne
informacje!
Chociaż książka była dość gruba, większość kartek świeciła
pustkami. Już chciałam dalej zacząć ją wertować, gdy nagle poczułam poduszkę.
Na swoich plecach. Powoli i z morderczym wzrokiem odwróciłam się do chłopaka… I
musiałam przyznać, że wcale nie wygląda tak źle. Rozwalony właściwie na całym
łóżku, z potarganymi włosami i grzywką spadającą do oczu, prezentował dość
jednoznaczne skojarzenie… Dlaczego nie mogę utrwalić tego zdjęciem?! Na jego
twarzy nagle wykwitł wielki, sarkastyczny uśmiech.
-Grace, przestań bezbożnico. Czuje się nagi.
Odrzuciłam poduszkę. Wstałam szybko i podeszłam do szafy, w
myślach sprzedając sobie solidnego kopniaka. Gdy wyjmowałam już cieplejsze
ubrania, nagle coś do mnie dotarło.
-Archer? Możesz… Wyjść?
Chłopak spojrzał na mnie, wielkimi oczami spaniela.
-Ależ dlaczego mnie wyganiasz? Co ja Ci takiego zrobiłem? -
zamrugał niewinnie.
W odpowiedzi poczuł jedynie na twarzy poduszkę. Zrzucając
ją, zmrużył oczy i powiedział niskim, delikatnie rozbawionym głosem:
-Wiesz, że to oznacza wojnę, prawda?
<Archer? Ty moja nadziejo na lepsze jutro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz