Gdy weszliśmy na stołówkę po zwiedzeniu biblioteki moje oczy
zrobiły się jak pięciozłotówki. Sala była ładnie zdobiona i panowała ciepła
atmosfera. Bufet zapełniony był różnorodnym jedzeniem. Nie które potrawy
widziałam pierwszy raz na oczy. Wiedziałam jednak że jest to jedzenie z różnych
zakątków świata. Mimo że byłam nieziemsko głodna wzięłam pierwsze co miałam pod
ręką. Przez chwilę przestudiowałam wzrokiem przez wszystkie potrawy, po czym
usiadłam na przeciwko Kou. Po krótkiej rozmowie spojrzałam na chłopaka który
wcinał apetycznie wyglądającego kurczaka. Pod napływem głodu sięgnęłam po
pierwszą lepszą rzecz. Wtedy się zorientowałam że mój talerz jest wypchany
tylko i wyłącznie spaghetti. Patrząc jak chłopak je ze smakiem złocisto
wypieczonego kurczaka, zastanawiałam się czy nie zmienić dania. Po chwili
jednak doszłam do wniosku że jestem zbyt leniwa żeby ruszyć się po cokolwiek
innego. Popatrzyłam na ten talerz jeszcze raz, po czym zwróciłam się w kierunku
Kou.
-Mam pytanie, lubisz może spaghetti?- Popatrzyłam na niego
szczenięcym wzrokiem. Chłopak uniósł głowę w moim kierunku i popatrzył na mnie
z politowaniem. Po czym odgryzł kolejny kawałek aromatycznego kurczaka.
- Chyba jednak nie - Odburknęłam pod nosem i zaczęłam jeść .
Obiad zjedliśmy w dosyć przyjemnej atmosferze, właściwie nie
rozmawiając za wiele. Każdy siedział we własnych myślach. Po czym nowo poznany
chłopak zaproponował dalsze zwiedzanie. Zgodziłam się bez dłuższego namysłu. Po
skończonym posiłku faktycznie udaliśmy się, by odwiedzić resztę terenów Świata
Wyśnionych. Cały krajobraz był imponujący, jednak zastanawiałam się jakie
sekrety skrywa te miejsce. Szliśmy w kierunku gdzie znajdowała się
prawdopodobnie stajnia. Wtedy ujrzałam pięknego, czarnego ogiera. Od razu
wiedziałam że jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Jednak chyba nie
odwzajemniona ponieważ gdy podeszłam bliżej, koń odwrócił się na pięcie
starając się mnie ignorować. Wtedy usłyszałam za pleców parsknięcie. Nie dając
za wygraną podeszłam jeszcze bliżej wyciągając rękę z zamiarem pogłaskania go.
Chyba mu się nie spodobał mój genialny pomysł, ponieważ spłoszony koń pobiegł w
głęboki las. Popatrzyłam litościwym wzrokiem na chłopaka dając mu do
zrozumienia że bardzo chcę go znaleźć. Kou z obojętną miną ruszył w kierunku
lasu, machając ręką żebym ruszyła za nim. Podbiegłam do niego, starając
utrzymać się jego tępa. Nie chcąc wędrować w kompletnej ciszy zaproponowałam
grę w pytania. Mimo początkowej niechęci i mojej upierdliwości w końcu się
zgodził.
- Skąd jesteś ?
- Z Japonii, a ty? - Spytał się obojętnym głosem
- Obecnie mieszkam w Norwegii. -Po czym spytałam się czy ma
jeszcze jakieś rodzeństwo po za siostrą.
-Nie - Odpowiedział jak zwykle krótko i zwięźle. Było widać
że do rozmowy się nie pali. Był typem chłopaka który nie zbyt lubił się
wysilać. Przez następne parę minut ciszy trzymaliśmy się ścieżki. Gdy nagle
gdzieś w oddali usłyszeliśmy jakiś hałas. Postanowiliśmy zboczyć z drogi, z
myślą że to moja zaginiona miłość. Idąc w tam tym kierunku, nagle coś się
wyłoniło. Gdy staliśmy jak wryci, przed nami pojawiła się wielka, wilko podobna
istota. Jej futro było czarne, a jej kły ogromne. Spojrzałam przerażona na Kou.
- Co to za bydle?! - Powiedziałam cicho, praktycznie
szepcząc.
< Kou, powodzonka >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz