środa, 12 lipca 2017

Od Emmy do Kou

Gdy weszliśmy na stołówkę po zwiedzeniu biblioteki moje oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. Sala była ładnie zdobiona i panowała ciepła atmosfera. Bufet zapełniony był różnorodnym jedzeniem. Nie które potrawy widziałam pierwszy raz na oczy. Wiedziałam jednak że jest to jedzenie z różnych zakątków świata. Mimo że byłam nieziemsko głodna wzięłam pierwsze co miałam pod ręką. Przez chwilę przestudiowałam wzrokiem przez wszystkie potrawy, po czym usiadłam na przeciwko Kou. Po krótkiej rozmowie spojrzałam na chłopaka który wcinał apetycznie wyglądającego kurczaka. Pod napływem głodu sięgnęłam po pierwszą lepszą rzecz. Wtedy się zorientowałam że mój talerz jest wypchany tylko i wyłącznie spaghetti. Patrząc jak chłopak je ze smakiem złocisto wypieczonego kurczaka, zastanawiałam się czy nie zmienić dania. Po chwili jednak doszłam do wniosku że jestem zbyt leniwa żeby ruszyć się po cokolwiek innego. Popatrzyłam na ten talerz jeszcze raz, po czym zwróciłam się w kierunku Kou.
-Mam pytanie, lubisz może spaghetti?- Popatrzyłam na niego szczenięcym wzrokiem. Chłopak uniósł głowę w moim kierunku i popatrzył na mnie z politowaniem. Po czym odgryzł kolejny kawałek aromatycznego kurczaka.
- Chyba jednak nie - Odburknęłam pod nosem i zaczęłam jeść .
Obiad zjedliśmy w dosyć przyjemnej atmosferze, właściwie nie rozmawiając za wiele. Każdy siedział we własnych myślach. Po czym nowo poznany chłopak zaproponował dalsze zwiedzanie. Zgodziłam się bez dłuższego namysłu. Po skończonym posiłku faktycznie udaliśmy się, by odwiedzić resztę terenów Świata Wyśnionych. Cały krajobraz był imponujący, jednak zastanawiałam się jakie sekrety skrywa te miejsce. Szliśmy w kierunku gdzie znajdowała się prawdopodobnie stajnia. Wtedy ujrzałam pięknego, czarnego ogiera. Od razu wiedziałam że jest to miłość od pierwszego wejrzenia. Jednak chyba nie odwzajemniona ponieważ gdy podeszłam bliżej, koń odwrócił się na pięcie starając się mnie ignorować. Wtedy usłyszałam za pleców parsknięcie. Nie dając za wygraną podeszłam jeszcze bliżej wyciągając rękę z zamiarem pogłaskania go. Chyba mu się nie spodobał mój genialny pomysł, ponieważ spłoszony koń pobiegł w głęboki las. Popatrzyłam litościwym wzrokiem na chłopaka dając mu do zrozumienia że bardzo chcę go znaleźć. Kou z obojętną miną ruszył w kierunku lasu, machając ręką żebym ruszyła za nim. Podbiegłam do niego, starając utrzymać się jego tępa. Nie chcąc wędrować w kompletnej ciszy zaproponowałam grę w pytania. Mimo początkowej niechęci i mojej upierdliwości w końcu się zgodził.
- Skąd jesteś ?
- Z Japonii, a ty? - Spytał się obojętnym głosem
- Obecnie mieszkam w Norwegii. -Po czym spytałam się czy ma jeszcze jakieś rodzeństwo po za siostrą.
-Nie - Odpowiedział jak zwykle krótko i zwięźle. Było widać że do rozmowy się nie pali. Był typem chłopaka który nie zbyt lubił się wysilać. Przez następne parę minut ciszy trzymaliśmy się ścieżki. Gdy nagle gdzieś w oddali usłyszeliśmy jakiś hałas. Postanowiliśmy zboczyć z drogi, z myślą że to moja zaginiona miłość. Idąc w tam tym kierunku, nagle coś się wyłoniło. Gdy staliśmy jak wryci, przed nami pojawiła się wielka, wilko podobna istota. Jej futro było czarne, a jej kły ogromne. Spojrzałam przerażona na Kou.
- Co to za bydle?! - Powiedziałam cicho, praktycznie szepcząc.


< Kou, powodzonka >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz