Zalewała ją woda. Wszechobecna i potężna fala, która nawet
na chwilę nie dawała jej nabrać powietrza. Dusiła się, nie mogąc nic zrobić
przeciw tej pierwotnej potędze. Poczuła jak woda wlewa jej się do płuc, by…
Nareszcie się obudzić.
Grace, drżąc na całym ciele, gwałtownie wciągnęła powietrze
i otworzyła oczy. Skulona pod cienkim kocem wpatrywała się w jeden punkt, by
wreszcie się uspokoić. Miarowe oddechy i powtarzanie niczym mantrę "Jestem
w domu. Swoim domu" to nawyk przy prawie każdym budzeniu. Kiedy wzrok
wreszcie się wyostrzył, a serce zaczęło normalnie bić, Grace z przerażeniem
stwierdziła… Że to nie jest jej znajome ciasne mieszkanko w jednej z
najgorszych dzielnic Londynu. Poderwała się gwałtownie, przez co błędnik w jej
głowie na chwile oszalał. Gdy opanowała zawroty, czujnie rozejrzała się po
nowym miejscu. Pokój nie był duży, ale urządzony tak, by było jak najwięcej
miejsca. Dziewczyna musiała przyznać, że prawdopodobnie spodobałby się jej,
gdyby nie podejrzewała, że w jakiś dziwny sposób została uprowadzona. Co
przypomniało jej, że nie powinna mieć przy sobie telefonu. A przecież wyraźnie
czuła znajomy ciężar smartfonu w kieszeni ukochanych czarnych spodni. Zdziwiona
wyjęła go z kieszeni i uważnie się przyjrzała. To faktycznie był jej telefon,
nie dało się tego ukryć. I w sumie nie powinna być związana przy porwaniu? Albo
przynajmniej pilnowana przez kogoś? Wiedziona tą myślą podeszła do drzwi i
otworzyła je. Wychodziły jedynie na pusty korytarz z innymi drzwiami, do innych
pokoi. Wybiegła do najbliższego i spróbowała go otworzyć. Drzwi były zamknięte.
Podbiegła do następnych i następnych. Wszystkie były zamknięte. Powoli
zaczynała się bać coraz bardziej. Miała wrażenie, że ściany zamykają ją w
ciasnej klatce bez wyjścia. Postanowiła odszukać wyjście. Pędem rzuciła się
przez korytarz, co chwila próbując odnaleźć główne drzwi. Nagle z poczuciem
ulgi otworzyła jedne i poczuła powiew świeżego powietrza. Przed jej oczami
ukazał się niedorzecznie piękny widok. Otaczał ja las, który niesamowicie
imponował swoją wielkością. Czuło się wręcz majestatyczne spojrzenia tych
drzew. Zielona trawa była soczyście zielona i miękka, a niebo różowe od
zachodzącego słońca. Zahipnotyzowana otaczającą ja przestrzenią ruszyła przed
siebie, co chwila zauważając nowe, fascynujące rzeczy. Krajobraz powoli ją
uspokajał, lecz nadal gdzieś z tyłu głowy słyszała gwałtowne myśli. Jej uwagę
przykuł kolejny domek parę metrów od niej. Ciekawa ruszyła ku niemu. Ręce jej
się trzęsły ze zdenerwowania. Zdecydowanie potrzebowała zapalić. Przystanęła
przy drzwiach wejściowych obejmując wzrokiem budynek. Właściwie nie różnił się
zbytnio od poprzedniego. Rozglądając się na boki zauważyła także inne domki, w
podobnym stylu. Zaczęła się gorączkowo zastanawiać co robi w takim miejscu,
lecz niestety nic jej nie przychodziło do głowy. Nagle cała się napięła, gdyż
wydawało jej się, że usłyszała jakieś głosy odbiegające z poprzedniego domku.
Zareagowała instynktownie i szybko weszła do drugiego domku, gwałtownie
zamykając za sobą drzwi. Oddychała chrapliwie, jakby właśnie przebiegła
maraton. Oparła się o ścianę plecami i zjechała w dół. Objęła się rękami, a
głowę położyła na kolanach. Co ona wyprawia? Co to za dziwaczne miejsce?
Uniosła głowę, gdy usłyszała odgłos... Kopyt? Wiedziona tym dźwiękiem ruszyła
wzdłuż korytarza, starając się iść jak najciszej. Dotarła do końca przejścia,
gdzie znajdowało się całkiem spore okno. Wyjrzała przez nie I zauważyła stado
koni galopujących przez podwórze. Ironicznie pomyślała, że może trafiła do jakiegoś
alternatywnego świata zostawiając za sobą swoje stare życie. Teraz zamieni się wojowniczkę,
która zmierzy się ze złem dosiadając dzielnego kucyka. Podłamana tym, w jakim
stanie znalazł się jej umysł, usiadła ciężko na ziemi. Jednak nagle pojawiła się
u niej pewna myśl, która spowodowała tak wielka ulgę, że Grace zachciało się
krzyczeć. Zła na siebie, że dała się ponieść sennym emocjom, wstała. To
przecież oczywiste, że właśnie śni jakiś przedziwny sen. A najlepszym sposobem
na przebudzenie się jest zadanie sobie bólu. Podeszła do ściany i z całej siły
uderzyła w nią pięścią. Nie przewidziała jednak ostrego bólu, który nagle
przeszył jej rękę. Dziewczyna krzyknęła głośno. Popatrzyła na swoją dłoń, całą
czerwoną od wyrządzonej krzywdy. Kostki miała zdarte i piekły boleśnie.
Przerażona zrozumiała, że to wszystko dzieje się naprawdę. Zanim zdążyła
jakkolwiek zareagować, jedne z pobliskich drzwi otworzyły się i stanął w nich
wysoki chłopak o lekko przestraszonej twarzy…
Archer?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz