— Oj, Ace... Nie chcę nic w zamian. Tu nie istnieją
pieniądze, nie są nam potrzebne. Nawet jeśli bym chciała od ciebie jakiejś
pieniężnej zapłaty, nie miałabym na co tej kasy wydać. — Moony zaśmiała się,
idąc powoli w stronę fontanny. Chciała odciągnąć trochę mężczyznę od lasu, bo
przecież mógłby wpaść na głupi pomysł wejścia tam... a to nie skończyłoby się
dobrze.
Popatrzyła się na chłopaka, który wciąż obdarzał ją
podejrzliwym spojrzeniem. Wywróciła teatralnie oczami, uśmiechając się lekko.
Wskazała, żeby Ace szedł za nią. Zrobił to trochę ociężale, ale przynajmniej
zrobił! Moony założyła ręce na piersi i odwracając się w stronę rudzielca,
zaczęła iść tyłem.
— Skoro nie chcesz nic ode mnie w zamian, to może mogłabyś
zacząć już opowiadać o tym, jak ty to nazwałaś, Świecie Wyśnionych?
Moony pokiwała ochoczo głową, po raz kolejny obdarzając
mężczyznę szerokim, szczerym i wesołym uśmiechem. Przeczesała swoje jasne
włosy, przy tym odgarniając je z twarzy. Na pewno przydałby się w tym
świecie... sojusznik? Bo jakoś o przyjaciołach nic nie wiedziała, więc
sojusznik był wręcz doskonale dobranym słowem. Ace wydawał się miły.... nie,
wcale nie wydawał się miły. Jeszcze ręka ją bolała po tym, jak ją mocno złapał.
Wszystkim ludziom trzeba dać szansę, Moony. Usłyszała cichy głos w swojej
głowie. Zaraz potem odgoniła wszelkie myśli i spojrzała na chłopaka.
— Cóż, każdy... no prawie, przeniósł się tu za pomocą snu.
Po prostu zasnąłeś, straciłeś przytomność i puf, jesteś tu! To tak jakby drugi
świat, z którego nie da się wydostać. Uwierz, jestem tu dwa lata i nic. NIC...
choć w sumie... nie chciałabym opuszczać tego świata. Od teraz jesteś Śniącym,
nic na to nie poradzisz. — Wzruszyła ramionami, z trudem łapiąc równowagę, bo
przecież musiała się potknąć o jakiś kamień.— Żyjemy tutaj, każdy ma swój pokój
w domku. O, to tamte trzy domki, stojące blisko siebie. — Wskazała na budynki
skinieniem głowy, drapiąc się lekko po ramieniu. — Jakby co, mieszkam w domku
drugim, w tym, co ty, w pokoju trzecim. I pokoje mają drzwi, jakbyś chciał
jeszcze raz wyskakiwać oknem. Nie mamy tu żadnego lekarza, chyba, więc raczej
jak sobie coś złamiesz, to nikt ci nie pomoże. O, a to — Wskazała na duży domek
po prawej stronie. — jest siłownia. Są tam wszystkie kory tenisowe i takie sportowe
rzeczy. Obok tego, jest stajnia dla koni, a to w drugie obok to ogródek... sam
się chyba pielęgnuje, ale jeśli ci się chce, to proszę bardzo... choć na
ogrodnika nie wyglądasz... ale w ogrodniczkach, byłbyś całkiem, całkiem. Na
wprost mamy fontannę, a trochu po boku, znajduje się miejsce na ognisko....
Może kiedyś zorganizuję tam imprezę? Właśnie mijamy po lewej stołówkę i
bibliotekę w jednym budynku. Za fontanną jest... w sumie to nie wiem co, ale
nie da się tam wejść...
— Próbowaliście wszystkiego? — przerwał jej Ace.
— Ta... nie da się wejść. Zawsze, kiedy będziesz się pytał
"na pewno próbowaliście wszystkiego?", odpowiedź będzie taka sama.
Gdzieś tam jest jeszcze jezioro, nie radzę tam chodzić w pełnie... jest
niebezpiecznie. Po prostu. — skłamała, żeby tylko coś go nie podkusiło tam
iść... bo pełnia była zarezerwowana dla niej, na wypłakiwanie swojego
wcześniejszego życia. — A i jeszcze las. Nie wchodź do niego, może się to też
bardzo źle skończyć. Mieszkają tam duże potwory, mówię serio.
Widząc niedowierzanie na twarzy chłopaka, uśmiechnęła się
lekko. Podniosła lekko swoją bluzkę, pokazując bliznę, którą zostawiła
poczwara. Była ona jakby zadana przez ostre pazury. Normalne zwierze nie
mogłoby zadać takiego ciosu.
— Nie wciskaj mi bajeczek. Powiedz tylko, co to za ukryta
kamera, gdzie mam zobaczyć siebie w internecie i daj mi stąd wyjść.
— Zrozum, nie da się stąd wyjść, okej? NIE DA. Myślisz, że
zrobiłabym sobie taki tatuaż? — wskazała na tatuaż przedstawiający półksiężyc
na jej twarzy. — To nie da się zmyć, to nie jest farba, tatuaż z gazetki dla
dzieci. Zresztą popatrz.
Nachyliła się nad fontanną, żaby nabrać z niej trochę wody i
przemyć nią twarz. Uśmiechnęła się lekko, pokazując Aceowi, że tatuaż nie jest
zmywalny. Zaśmiała się cicho, uroczo.
— To niczego nie dowodzi.
— Wiesz co? Proszę! Idź, wydostań się stąd. Potem tylko nie
wracaj z podkulonym ogonem, bo coś cię zaatakowało w lesie czy coś.
<Ace? Nie wiedziałam, jak odwzorować tutaj twój charakter
:( mam nadzieję, że się nie pogniewasz.>