<Ktoś odważny? Chłopiec? Dziewczynka? Ktokolwiek? xD >
niedziela, 10 września 2017
Od Grace do Kogokolwiek
Zwykli ludzie cieszą się z dni wolnych, starają się mieć ich
jak najwięcej. Ja też kiedyś się z nich cieszyłam… Lecz teraz, gdy nie miałam
żadnego zajęcia, w mojej głowie było zdecydowanie za dużo przemyśleń. Wciąż nie
wiedziałam, co tutaj robię, dlaczego to ja tutaj wylądowałam i jaki jest tego
cel. Zresztą wątpię, żeby ktokolwiek to wiedział. Siedziałam oparta w leniwej
pozie o parapet okna i podziwiałam malutkie krople wody, które po nim spływały.
Sama początkowo byłam zaskoczona, że w takim miejscu może padać, jednak lubiłam
deszcz i cieszyłam się, że go tu zastałam. Nie byłam jeszcze do końca
rozbudzona, co pewnie było spowodowane brakiem ukochanej kofeiny pod postacią
kawy w moim organizmie. Jednakże nie chciało mi się po nią iść. Tutaj, w swoim
pokoju, czułam się w miarę bezpiecznie i spokojnie. No proszę. Od kiedy to
nagle jest "mój" pokój? Byłam przekonana, że znienawidzę ten świat i
swoje śniące życie… Póki co nie było tak źle. Uśmiechnęłam się na myśl o
niedawnych przeżyciach. Tak, wcale nie było tak źle. Brakowało mi jedynie
Marka, mojego brata. Zastanawiałam się jak to może wyglądać w moim starym
świecie. Działa to jak śpiączka? Książka mówiła, że nie, że nadal moje drugie
ja prowadzi osobne życie. Ale jak? Od Marka wiem, że dusza jest raczej tylko
jedna. Zapatrzona w szary krajobraz zobaczyłam, że deszcz przestał już padać.
Postanowiłam, że zrobię coś ze swoim życiem i wstałam. Podeszłam do biurka, by
zabrać książkę, którą w nim znalazłam. Zdziwiłam się, gdy wczoraj odkryłam, że
jest to książka, którą sama ostatnio kupiłam. Ale był to miły gest, który
kojarzył mi się trochę z domem. Trzymając książkę pod pachą ruszyłam w kierunku
stołówki. Pewnie nie wyglądałam jakoś szałowo w za dużym swetrze i podartych
dżinsach, jednak nie liczyłam, że kogokolwiek spotkam. Według zegara była
dopiero 6 nad ranem, większość osób raczej wciąż śpi. Nie pomyliłam się.
Stołówka świeciła pustkami, co nie przeszkadzało mi zbytnio. Gdy poczułam
cudowny aromat kawy w wielkim kubku mimowolnie westchnęłam z rozkoszą. Inny
świat, alter ego? Co mi tam. Ważne, że jest kawa. A ewentualnym ratowaniem
świata zajmę się później. Zadowolona zabrałam kubek, swoją lekturę i ruszyłam
na dwór. Wszystko było spokojne, miało się wrażenie, że nawet natura śpi.
Znalazłam ławkę, która znajdowała się w cieniu jakiegoś drzewa i usiadłam na
niej ze skrzyżowanymi nogami. Sweter był tak duży i ciepły, że nie przejmowałam
się, czy zmoknę od mokrego siedziska. Z naczyniem pełnym kawy i książką, która
przypominała mi dom czułam się zrelaksowana. Byłam tylko sama, wokół cisza,
nawet konie gdzieś poszły. Wkrótce zatraciłam się w historii. Nie wiedziałam
ile czytałam, wydawało się, że zaledwie 20 minut, gdy nagle poczułam za sobą
czyjąś obecność. Tajemnicza osoba pochyliła się nade mną i zabrała mi z dłoni
książkę. Spojrzałam do góry, by zobaczyć osobnika, który głośno odczytywał
tytuł mojej książki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zaklepane przez Sinarę
OdpowiedzUsuńZaklepane przez Sinarę
OdpowiedzUsuń