niedziela, 16 lipca 2017

Od Collina do Moony

Przygryzłem delikatnie źdźbło trawy, z błogim uśmiechem wpatrując się w błękitne niebo. Puchate obłoczki leniwie sunęły przed siebie, gnane spokojnym, letnim wiatrem. Leżałem na uroczej polance, upstrzonej mnóstwem wielobarwnych kwiatów. Nie musiało minąć wiele czasu, abym zdążył pokochać ten świat. Zero miejskiego chaosu, zero paplaniny w stylu "nie tak cię wychowałem, synu", zero ciągłych nudnych uroczystości. To ucieczka od szarej, smutnej rzeczywistości, gdzie w ostatnim czasie naprawdę wiele spieprzyłem. Ale teraz... Istny raj! Nagle do moich uszu dobiegło donośne powarkiwanie, wyraźnie niosące się od strony lasu. Nieco skrzywiłem się na myśl o tak gwałtownym przerwaniu cudownej sielanki na łące, jednak mimo wszystko poderwałem się z miejsca, gdyż wolałem uniknąć bezpośredniego starcia z potworem. Zakradłem się w stronę drzew, ostrożnie stawiając każdy krok. Bez zastanowienia wskoczyłem na pień wyniosłego dębu, chcąc lepiej zbadać sytuacje. Przyczaiłem się na jednej z gałęzi, starając się nie przyciągać zbytnio uwagi. Nie musiałem wysilać się zanadto, gdyż naprawdę ciężko było przegapić taką bestię. Ogromny stwór, przypominający hybrydę wilka i pantery powoli posuwał się naprzód, budząc popłoch wśród mniejszych stworzeń. Wtem kątem oka dostrzegłem niewyraźną, ludzką sylwetkę. Jasnowłosa dziewczyna o oliwkowej cerze postanowiła najwyraźniej uzbierać sobie bukiecik z kwiatów lawendy. Niewiele myśląc zeskoczyłem z drzewa i uważnie obserwując otoczenie zbliżyłem się do nieznajomej kobiety. Nie widząc żadnej innej opcji, chwyciłem niespodziewanie dziewczynę w pasie, po czym szybkim ruchem wciągnąłem ją w gęste zarośla. Widząc jakie ma zamiary zatkałem jej usta dłonią i szepnąłem stanowcze "cicho", wciąż uważnie nasłuchując. Obydwoje wstrzymaliśmy oddech, kiedy bestia minęła naszą kryjówkę. Odetchnąłem głęboko, rozluźniając mięśnie, które do tej pory trzymałem w pełnej gotowości do ewentualnej ucieczki, a następnie puściłem jasnowłosą.
- Dziękuję... - wymamrotała półgłosem, wciąż jakby niepewnie.
- Nie ma problemu - odparłem wzruszając ramionami. - Nazywam się Collin William Conner, ale oczywiście używa się tylko mojego pierwszego imienia. A najlepiej skrótu - dodałem, wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu.


[ Moony? Miało być lepsze... ;-; ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz