wtorek, 11 lipca 2017

Od Archera do Grace

 Widząc jej wściekłość w pewnej chwili musiałem się powstrzymywać, żeby się nie zaśmiać, jednocześnie jednak współczułem jej pecha. Ale nie czułem się winny – w końcu hej – chciałem być miły, to ona podlazła pod drzwi. Spojrzałem na nią unosząc brwi i ruchem dłoni wskazałem wnętrze łazienki
- Cóż skarbie, oboje wiemy, że nie zrobiłaś mi nic poza zakłóceniem ciszy na korytarzu, więc pytanie uważam za zbędne – posłałem jej uśmiech kącikami ust, co ewidentnie zdenerwowało ją jeszcze bardziej -  A teraz posłuchaj, miło było z tobą przebywać ale tak się pechowo złożyło, że akurat miałem zamiar iść na stołówkę – wskazałem kciukiem drzwi wyjściowe za moimi plecami – Jeżeli już przemyjesz sobie dłoń oraz, um, twarz jeśli będzie trzeba, to wpadnij tam, może mnie jeszcze zastaniesz – powiedziałem i nie czekając na jej odpowiedź odkręciłem się – Do miłego! – rzuciłem jeszcze ruszając w stronę wcześniej wspomnianych drzwi i czując satysfakcję z udanej przemowy
- Pechowo to złożyły się drzwi z moją twarzą.. – usłyszałem mamrotanie za sobą na co mimowolnie szeroko się uśmiechnąłem. W chwili gdy miałem przekroczyć próg usłyszałem za sobą wołanie dziewczyny. Zatrzymałem się i lekko przekręciłem głowę w jej stronę – Archer! Ja nie wiem gdzie jest stołówka! – krzyknęła wkurzona na co tylko się roześmiałem i wyszedłem. Tak jak zapowiedziałem, skierowałem się w stronę dużego budynku rekreacyjnego, po drodze ciesząc się świeżym wieczornym powietrzem i widokami. Świat śniących? To się jeszcze rozkmini. Na razie jest ładnie i miło a ja jestem głodny.
Wchodząc na stołówkę zobaczyłem Rinee wychodzącą z biblioteki kilka metrów dalej, która na mój widok machnęła mi dłonią z lekkim uśmiechem. Odpowiedziałem tym samym. Sympatyczna dziewczyna, poznaliśmy się parę dni temu właśnie na stołówce, do której w tej chwili wszedłem. Kilka osób już tu było, głównie siedząc parami. W pomieszczeniu panowała przyjemna atmosfera, zapadający zmrok, miękkie fotele, rozmawiający ludzie a do tego ktoś (albo coś?) zapalił kominek na środku ściany z dużymi oknami.
Wziąłem sobie burgera z dodatkami a do tego kubek czarnej niesłodzonej herbaty. Wrzuciłem wszystko na drewnianą tackę, zaniosłem do jakiegoś niewielkiego stolika w rogu nad którym nisko zwieszały się dwie lampy po czym odstawiłem jedzenie i zapadłem się w miękką żółtą pufę, czy może po prostu worek do siedzenia.
Kilka minut później, gdy prawie już skończyłem jeść a na dworze było całkowicie ciemno, nagle przed moimi oczami, dokładnie naprzeciwko mojego siedzenia, o stół głośno uderzyła tacka z jedzeniem. Zaraz nad nią pojawiła się dziewczyna z korytarza o wciąż wkurzonej minie. Usiadła gwałtownie i spojrzała na mnie na co ja posłałem jej uśmiech, nie mogąc się już doczekać co ciekawego za chwile się wydarzy
- Tak? – zapytałem nieco niewinnie brzmiącym tonem. Dziewczyna westchnęła, przewróciła oczami, spojrzała na mnie po czym znowu westchnęła
- Grace – przedstawiła się wbijając widelec w swoją sałatkę.
Wyszczerzyłem się szeroko.


<Grace, słonko? Jesteś promyczkiem szczęścia dla Archera w takie ciemne wieczory >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz