wtorek, 3 kwietnia 2018

Od Seraphina do Asika

Świat Wyśnionych nocą wydawał się być jeszcze bardziej przerażający, niż za dnia. Nawet jeśli kampus, w którym większość nowych ofiar budziła się po przeniesieniu do tego świata, przypominał letniskowy ośrodek wypoczynkowy, to las otaczający to miejsce przyprawiał o zimne dreszcze i chorobliwy niepokój. Cisza w nim panująca nie podobała się Seraphinowi. Przywykł do kojącego szumu drzew, miarowych pohukiwań sów i szelestu liści, gdy przemykały po nich myszy lub wiewiórki. Tego tutaj nie było, spomiędzy drzew wydzierał się tylko chłód przeszywający ciało na wskroś.
Seraphin poczuł dreszcze na plecach. Nienawidził tego miejsca prawie tak samo jak Ziemi. Prawie, bo jednak trochę mniej. Tutaj zaczął od nowa, jakby jego przeszłość nie istniała i nigdy nie wydarzyła się żadna z tych rzeczy, którymi codziennie katował swoje sumienie. Odradzał się i kształtował życiorys, a z drugiej strony ciągle odnosił wrażenie, że jest tylko narzędziem kogoś, kto ułożył plan odnośnie Świata Wyśnionych. Westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach. Zatęsknił za siostrą. Tak bardzo pragnął się do niej przytulić - poczuć, że ma kogoś bliskiego.
Wtedy w powietrzu rozniósł się potworny krzyk. Seraphin zaskoczony podskoczył z miejsca i szybko stanął na nogi, rozglądając się uważnie dookoła. Znów zapanowała niepokojąca cisza, lecz tym razem coś się zmieniło w atmosferze. Wydawała się być jeszcze bardziej ponura oraz przerażająca. Serce waliło mu jak oszalałe, a wzburzona krew dudniła wariacko w uszach. Zmarszczył brwi i zacisnął usta w wąską kreskę. Normalny człowiek wróciłby do swojego pokoju, a potem ukryłby się pod kołdrą w łóżku, lecz Seraphin wciąż sterczał na werandzie i czekał na to, co się wydarzy.
Nagle na skraju lasu pojawiła się biała postać. Mężczyzna wstrzymał na chwilę oddech, gdy dostrzegł w niej znajomą namiastkę. Otworzył szerzej oczy ze zdziwienia i zapominając o szeptach zdrowego rozsądku, powolnym krokiem ruszył w jej stronę. Im bliżej niej się znajdował, tym łatwiej rozpoznawał szczegóły. Dziwny duch był kobietą, ubraną w zwiewną, bladoniebieską suknię potarganą przy ziemi i ubrudzoną błotem. Miała drobną, podłużną twarz z małym, lekko zgarbionym nosem, pod którym odznaczał się czarny pieprzyk. Włosy w kolorze platynowego blondu związała w luźny warkocz i przerzuciła przez ramię. Wpatrywała się w Seraphina bladym, pozbawionym uczuć spojrzeniem.
Nie mógł uwierzyć w to, co widział. Kobieta tak bardzo przypominała jego siostrę, którą zostawił na Ziemi. Brakowało mu tchu w piersi ze szczęścia i jednocześnie ze strachu. Co ona tu robiła?
– Clara – szepnął i wyciągnął dłoń w stronę kobiety, chcąc dotknął jej ramienia, lecz ona cofnęła się raptownie. – To ja, twój brat. – Zrobił krok w jej stronę. W tym samym czasie ona odwróciła się i pomknęła w szaleńczym tempie w głąb lasu. Zaskoczony Seraphin zamarł, nie mogąc zrozumieć dlaczego zaczęła uciekać. – Clara! Proszę! – wykrzyknął za nią i wkrótce sam rzucił się w paszczę lasu, którego wcześniej unikał jak ognia.
Gonił kobietę już od dłuższego czasu. Za każdym razem gdy ją miał na wyciągnięcie ręki, ona nagle wymykała mu się. Powoli płuca Seraphina zaczynały płonąć żywym ogniem i coraz trudniej łapał oddechy, ale nie zwolnił kroku. Nie potrafiłby sobie wybaczyć, gdyby zostawił siostrę samą w tym świecie, a w dodatku lesie, gdzie nic nie było prawdą.
Wybiegli na obszerną polanę, którą spowijała tak gęsta mgła, że Seraphin z trudem cokolwiek widział. Dążył cały czas za białym widmem siostry - odznaczał się drobnym blaskiem. Wreszcie mgła przerzedziła się i mógł dostrzec, drewniane chatki. Sprawiały wrażenie zawalających się pod swoim własnym ciężarem. Trawa tutaj była wysuszona, a po krzewach zostały marne zgliszcza. Jedynie drzewa wciąż wyglądały na zdrowe, a z ich gałęzi zwisały ubrania.
Kobieta zatrzymała się i odwróciła do Seraphina.
– Clara, tak bardzo tęskniłem – rzekł szczęśliwy i ruszył ku niej chwiejnie. Dzieliło ich już tylko kilka kroków, gdy kobieta otworzyła usta, a z jej gardła wydał się przeraźliwy, mrożący krew w żyłach krzyk. Seraphin cofnął się. Ze strachem w oczach obserwował jak jego piękna siostra traci cały urok i przeobraża się w potworną maszkarę. Skóra straciła cały blask i zaczęła odłazić od kości, mięśnie zapadły się pod sobą, a z oczu wyciekła fala krwi. W powietrzu rozniósł się obrzydliwy zapach zgnilizny oraz palonych włosów.
– Ciebie też to czeka – wykrzyczała żałośnie, zanim całkowicie straciła siły, a po niej pozostała tylko marna kupka kości.
Seraphin wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą stała kobieta tak bardzo podobna do Clary. Nie potrafił się poruszyć – całe jego ciało odmówiło posłuszeństwa, a skołatane myśli nie pozwoliły mu się uspokoić. Słyszał tylko głośny szum krwi w uszach. Wreszcie poczuł jak krążenie wraca do stóp oraz dłoni. Zamrugał kilka razy, a potem rozejrzał się dookoła i zdał sobie sprawę, że na gałęziach wcale nie wiszą ubrania, ale ludzie. Wstrzymał oddech.

Ace?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz