czwartek, 12 kwietnia 2018

Od Rin do Seraphina

Kilka sekund zajęło zrozumienie mi, co chłopak miał na myśli. Jednak w tej samej chwili ten wykonał gwałtowny ruch i zniknął po drugiej stronie okna.
- Seraphin! - dopadłam do miejsca w którym jeszcze przed chwilą się znajdował i wychyliłam na zewnątrz. Widok przesłaniały mi gałęzie wielkiego drzewa, ale mojej uwadze nie uszedł fakt, jak niepokojąco wysoko byliśmy - Przecież on się może zabić! - mruknęłam cicho do samej siebie, wspinając się na parapet. Szybko przeskoczyłam na konary i zaczęłam schodzić na dół. W którymś momencie zbyt się rozpędziłam i moja noga nie trafiła na żadne oparcie, co poskutkowało upadkiem dwa metry w dół, bardzo zgrabnie, na tyłek.
- Auć... - wstałam szybko, rozmasowując bolące miejsce i rozejrzałam dookoła. Spory kawałek dalej dostrzegłam Seraphina gnającego za małą kreaturką, która powiewała moim szalikiem. Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową, zrywając się do biegu - Ale chyba nie jest dla mnie aż tak ważny...

na skraju lasu udało mi się dogonić chłopaka, a ten spojrzał na mnie trochę zaskoczony, ale zadowolony.
- Sądziłeś, że cię opuszczę? - wysapałam, szczerząc się szeroko. Wpadliśmy między drzewa, starając się nie stracić z oczu kolorowego punktu. Potworek obejrzał się na nas i wydał z siebie skrzekliwy, nieco przerażający śmiech.
- Przed nami rzeka! - zerknęłam na Seraphina, a potem odszukałam wzrokiem przeszkodę, o której mówił. Między drzewami dało się dostrzec dość wartko płynący nurt, do moich uszu dobieg też już jego dźwięk. Mniej więcej w tym momencie mały stworek zaczął zwalniać, ale nie umiałam stwierdzić czy to ze zmęczenia. Miło by było, bo mi samej pot już zalewał twarz.
Kilka metrów przed wodą Seraphin nagle wyrwał się do przodu i rzucił z impetem na złodzieja, turlając się z nim kawałek. Gdy się zatrzymali, wyrwał mu mój szalik z łapek, a potem złapał w jedną rękę istotkę i po chwili namysłu, ze wzruszeniem ramion wyrzucił ją daleko między drzewa. Dopadłam do niego i usiadłam obok na trawie.
- Muszę... Trochę poćwiczyć nad kondycją - udało mi się powiedzieć po złapaniu oddechu. Chłopak parsknął, oglądając mój szalik.
- Nie ty jedna. Ale myślę, że to - uniósł do góry przedmiot - Już nie nadaje się do użytku. No chyba, że zmienisz styl na nieco bardziej ekstrawagancki.
Szalik był cały podarty, pobrudzony i ogólnie nie do końca zdatny na cokolwiek innego niż kosz na śmieci. Oparłam się na łokciach, rozbawiona całą sytuacją.
- Mimo wszystko, niezwykle doceniam twój heroiczny czyn. Zaimponował mi szczególnie fragment, gdy wyskakujesz z pierwszego piętra przez okno. Ktoś mógłby powiedzieć, ze było to niemal głupie - zauważyłam. Seraphin uniósł brew, a potem uśmiechnął się kącikiem ust
- Ciekawe, że zrobiłaś dokładnie to samo - Nie mogąc znaleźć żadnej błyskotliwej odpowiedzi, po prostu rozejrzałam się dookoła, przyznając chłopakowi racje.
W promieniu około dziesięciu metrów od nas, pomiędzy drzewami wpatrywały się w nas setki par oczu.
- Och. Mały złodziej chyba przyprowadził kolegów - oznajmiłam, powoli zbliżając się do Seraphina. Ten również spostrzegł nowych gości i zamarł. Posłał mi niepewne spojrzenie.
- Może są pokojowo nastawieni?
- Może zaraz zawiśniemy nad ogniem, tak jak zawsze dzieje się to w filmach, gdy chcą kogoś zjeść?

<Seraphin? Czyżby śmierć była blisko? Proszę, nie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz