czwartek, 26 kwietnia 2018

Fabuła Matta I

Wieczorem nie byłem aż tak zmęczony, więc ciężko było mi zasnąć. Po dłuższym czasie przewracania się z boku na bok, w końcu jednak odleciałem. Znalazłem się na przedmieściach miasta.
Wydawało się znajome, a jednocześnie obce. Był wieczór i padał zimny, orzeźwiający deszcz. Idąc przed siebie, znalazłem się na polanie. Z początku myślałem, że jest pusta, jednak podchodząc bliżej widziałem zarys leżących sylwetek. Gdy byłem wystarczająco blisko, zobaczyłem co się dzieje. Cała ziemia była pokryta krwią. Krwią moich bliskich.
Gdzieś w oddali słyszałem strzały, wybuchy i śmigłowiec.
- Nie, nie, nie! To nie może się dziać naprawdę! – wykrzyczałem.
Szybko się odwróciłem i próbowałem stąd uciec. Jednak chwilę później potknąłem się i wpadłem w kałużę krwi. Na ziemi leżały całe poharatane zwłoki. Mimo że niezbyt chciałem, obróciłem je.
Znałem tę twarz.
- Mark — szepnąłem.
Wstałem i zacząłem biec. Na drodze stanęła mi kolejna osoba, która zaczęła się powoli osuwać na ziemię.
- To twoja wina - powiedziała przez zaciśnięte zęby, upadając.
Podbiegłem do niej czym prędzej, delikatnie potrząsając o ramię.
-Grace! Obudź się, Grace!
Nic. Zero reakcji. Była martwa. Moje serce zaczynało bić coraz szybciej.
-Co tu się k*rwa dzieje?!
Wstałem czym prędzej i zacząłem biec przed siebie. Biegłem ile sił w nogach. Chciałem uciec. Gdzieś daleko. Starałem się nie spoglądać na otoczenie. Nagle przede mną wyłonił się jednopiętrowy domek.
Co mi szkodzi? Praktycznie szarżą się tam dostałem. Zamknąłem drzwi na każdy możliwy spust, zasunąłem szafką i modliłem się, żeby to wszystko się skończyło. Gdzieś za sobą usłyszałem szept.
Przez moje ciało przebiegły ciarki.
- Emma!
Ruszyłem naprzód uważając, by znowu nie zaliczyć gleby. Dziewczyna siedziała na krześle ze związanymi rękami. Nagle z ciemnego kąta wyłonił się cień.
- W końcu przyszedłeś — rzucił z szyderczym uśmiechem
- Lucas... Co ty tu robisz?!
- To tak się wita przyjaciela? - chłopak roześmiał się. Mi jednak nie było do śmiechu. Jestem pewien, że w piekle jest dla niego specjalne miejsce. Ten człowiek nie zasługuje na życie.
Blondyn stanął za brunetką, przystawiając jej nóż do gardła. Widziałem już napływające łzy Emmy oraz jej wzrok wołający o pomoc. Chciałem wykonać jakikolwiek ruch, ale nie potrafiłem się ruszyć z miejsca.
-Pamiętasz? - Zaczął Lucas - O naszej umowie? Nie wywiązałeś się niej. Pora ponieść konsekwencje...
Nie mogąc się ruszyć, byłem zmuszony patrzeć jak moja siostra ginie przez moją głupotę. Mój krzyk rozlegał się echem, po czym usłyszałem strzał.
Nagle usiadłem przerażony. Byłem cały spocony, a moje serce waliło, jak oszalałe. Przez chwilę nie byłem pewny co jest prawdą.
-To był sen... - powiedziałem sam do siebie. Gdy spojrzałem za okno wciąż było ciemno. Wstałem i ruszyłem w kierunku szafy, by się przebrać. Czułem, jak kropelki potu spływają po moim ciele.
Gdy zamykałem już powoli drzwi, spojrzałem w lustro. Dostrzegłem, że jestem blady jak ściana, oraz że cały drżę. Impulsywnie ścisnąłem dłoń w pięść i z całej siły zamachnąłem się w lustro.
Raz, drugi, trzeci, tak długo, aż lustro nie runęło z głuchym brzękiem na podłogę. Bezsilnie upadłem na ziemię, patrząc na kawałki szkła mieszające się z moją krwią. Ręka piekielnie piekła, ale nie zwracałem na to uwagi.
Postanowiłem powyjmować resztki, które utknęły mi w dłoni, przy czym pootwierałem niektóre krwawiące rany. Gdy w końcu krew przestała lecieć, zabrałem się za sprzątanie. Jednak wciąż nienawiść kłębiła się we mnie.
Byłem jednocześnie przerażony i wściekły. Podniosłem jeden większy kawałek lustra, który z całej siły ścisnąłem i tak już zmasakrowaną ręką.
-Lucas, zapłacisz mi za wszystko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz