czwartek, 12 kwietnia 2018

Od Seraphina do Rin

Uniósł prawy kącik ust w krzywym uśmiechu i krótko skinął głową. Przez dłuższą chwilę, gdy znowu ruszyli w stronę biblioteki, próbował wymyślić temat do rozmowy, ale każdy wydawał się bezsensowny. W końcu zaczął się zastanawiać czy większość znajomości zaczyna się od niezręcznej ciszy. Tak dawno nie nawiązywał z nikim bliższego kontaktu, że nie potrafił sobie przypomnieć jak zazwyczaj wyglądały początki relacji z ludźmi. Spędzenie dobrych kilku lat w niewielkiej przestrzeni, gdzie pojawiało się bardzo mało okazji do zamienienia z kimś więcej niż pięć słów, wywarło na nim niezdrowe piętno. W związku z tym obecna sytuacja była dla niego nie tyle kłopotliwa, co nowa.
Wrócili do biblioteki i ominęli wielkie regały, zapełnione po brzegi opasłymi książkami. Spotkali po drodze tę miłą sprzątaczkę, która zawsze kręciła się dookoła kampusu, ale nigdy nic nie mówiła - jedynie uśmiechała się uprzejmie i kiwała głową. Czasem gdy Seraphin pytał ją o coś dotyczącego Świata Wyśnionych, nawet nie raczyła na niego spojrzeć, czuł się wtedy trochę urażony. Dzisiaj jednak powitała jego oraz Rin wesołym uśmiechem oraz machnięciem ręki, a potem wróciła do zamiatania podłogi.
Skierowali się w stronę schodów i weszli na piętro, gdzie mieściła się sala muzyczna. Seraphin pierwszy przekroczył próg. Zaskoczony szerzej otworzył oczy, gdy zauważył dziwne stworzenie wielkości zaledwie dłoni, unoszące się ponad ziemią na czarnych, lśniących skrzydełkach. Przypominało malutkiego człowieczka z misternymi, lśniącymi znakami w kształcie kwiatów, na ciemnoszarej skórze. W drobnych rączkach trzymało szalik Rin i kiedy zauważyło Seraphina, przez chwilę zamarło w bezruchu, po czym śmignęło w pośpiechu przez otwarte okno.
– Widziałaś to coś, prawda? – Spojrzał na Rin. Dziewczyna była podobnie osłupiała co Seraphin, zaskoczona wpatrywała się w drobny, świecący punkt, który mknął w stronę lasu.
– Mój szalik… – szepnęła po chwili pod nosem, rozluźniając ramiona. Zwiesiła luźno ręce wzdłuż ciała i przygryzła dolną wargę. Chyba zmartwiła się utratą szalika, nawet jeśli to tylko głupi przedmiot. Seraphin podszedł do okna i wychylił się, spoglądając na drzewo tuż obok.
– Bardzo ci na nim zależy? – spytał, ale nie dostał odpowiedzi. – Odzyskam go – dodał szybko, a potem usiadł na parapecie i chwyciwszy się mocno jednej z gałęzi w pobliżu, zeskoczył na drzewo. W pośpiechu zsunął się po nim, a potem pognał za małym złodziejem.

Rin?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz