poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Od Marka do Emmy

Małe, zdradzieckie warzywa nigdzie nas nie zaprowadziły. Chyba, że w maliny. Uśmiechnąłem się półgębkiem wyczuwając własny żart. Od początku wiedziałem, że te stworzenia raczej nam nie pomogą. Emma dość szybko się pożegnała i udała w kierunku sypialni, podobnie zresztą jak ja. Nie czułem się jednak zmęczony. Szczerze mówiąc, chyba trochę bałem się, że marchewka może mnie nawiedzić w nocy. Kiedy znalazłem się w swoim ciemnymi pokoju, poczułem smutek. No i strach. Warzywa czuwają. Nie chciałem być znowu sam. W ciszy i półmroku umyłem zęby, przebrałem się w piżamę, po czym położyłem na łóżku. Leżąc na plecach, patrzyłem się w sufit. Wierciłem się, starałem ułożyć w różnych pozycjach, wciąż jednak nie mogłem zasnąć. Zdeterminowany opatuliłem się szczelniej kołdrą i na bosaka wyszedłem na dwór. Było dość chłodno, ale wciąż pięknie. Gwiazdy świeciły na niebie, a powietrze miało orzeźwiający zapach. Mrużąc oczy szedłem w kierunku pierwszego domku. Wiedziałem, że Emma ma tam swój pokój, mówiła mi o tym wcześniej. Nie wziąłem ze sobą okularów, dlatego oczywiście wchodząc po schodkach potknąłem się i wciąż owinięty w kołdrę, sturlałem na dół. Dzięki Bogu, pościel była gruba, więc prawdopodobnie się zbytnio nie potłukłem. Gorzej było ze wstawaniem. Opatulony w ciasny naleśnik nie potrafiłem się podnieść. Jakoś nie chciało mi się wyciągać rąk na zimno, podpory w takim razie zbytnio osiągnąć nie mogłem. Zmusiłem jednak swój brzuch do współpracy i udało mi się usiąść, po czym niezbyt zgrabnie wstać. Tym razem bardziej uważając na schodach, wszedłem do domku. Niestety ręce i tak na chwilę musiałem wyciągnąć z kołdry, by otworzyć drzwi. Pomaszerowałem do pokoju ósmego i cicho do niego wtuptałem. Nie myśląc za wiele udałem się w kierunku łóżka Emmy i położyłem się obok niej. Chociaż było wąskie, mieściliśmy się na nim we dwójkę. Dziewczyna coś tylko mruknęła przez sen, przekręciła się na drugi bok i dalej spała. Zadowolony zamknąłem oczy i tym razem szybko zapadłem w sen.

Następnego dnia rano obudziło mnie rżenie konia. Brunetka na noc zostawiła otwarte okno, przed którym teraz stał koń i bezczelnie zaglądał do pokoju. Przeżuwał trawę i z bardzo zadowoloną miną patrzył się w moim kierunku. Zaspany rzuciłem jakąś obelgę w jego kierunku i naciągnąłem poduszkę na głowę. Niestety, trochę zapomniałem, że była to nasza wspólna poduszka, przez co dziewczyna straciła miękka podpórkę i uderzyła głową o twardy materac. Otworzyła przymrużone oczy i jęknęła. Przykurczony wyjrzałem spod poduszki z pewnymi obawami, co do swojego dalszego żywotu. Moje spojrzenie skrzyżowało się z zaspanym i delikatnie urażonym spojrzeniem dziewczyny. Szybko zdjąłem przedmiot z głowy i położyłem na twarzy brunetki.
- Nic tu się nie wydarzyło. Śpij dalej, cukiereczku.
Odpowiedzią było jedynie głośne parsknięcie konia zza szyby.

<Emmuś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz