sobota, 28 kwietnia 2018

Od Sinary do Grace

Po wyjściu dziewczyny ja także wyszłam, aby się przejść. Pogrążona w myślach nawet nie zauważyłam, kiedy doszłam do ruin. Zaczęłam je przeszukiwać, aż w końcu znalazłam jakąś skrzynię. Spróbowałam ją otworzyć, ale to na nic. Zaczęłam szukać czegoś, czym mogłabym podważyć i otworzyć przedmiot. W końcu znalazłam coś na kształt łomu. Udało mi się podważyć i otworzyć skrzynię. Znajdował się w niej skarb. Złoto, jakieś kieliszki, książki i coś jeszcze. Zaczęłam wszystko wyciągać i szukać drugiego dna. W filmach to się zawsze sprawdza. To, co mogłam, schowałam do kieszeni, natomiast resztę schowałam. Zamiast do pokoju ruszyłam brzegiem lasu. Szukałam i słuchałam jakichś głosów.

Miałam nadzieję, że napotkam na swojej drodze jakiegoś potwora. Albo może też znajdę jakieś ciekawe miejsce. Weszłam w pewnym momencie do lasu i szłam za niesamowitym śpiewem. Nie wiem, do kogo głos należał. Był taki czysty i ciepły... Gdy się zbliżałam, ktoś mnie złapał za rękę. Odwróciłam się na pięcie.
- Co tu robisz? - spytała Grace.
- Idę. A ty co tu robisz? - spytałam.

Grace? Wybacz, że tak długo.

Fabuła Sinary I

Leżałam na plecach, zamknęłam powoli oczy... Chciałam zasnąć, może tym razem przyśni mi się coś miłego, innego niż zwykle.

Byłam w domu, rodzice właśnie szykowali się, aby jechać na lotnisko po brata. Wiedziałam w tamtym momencie, że coś im się stanie, jednak zdecydowałam się z nimi jechać. Wyszliśmy z domu i spokojnie ruszyliśmy do samochodu. Od razu wsiadłam i włożyłam słuchawki do uszu. Nie chciałam słuchać, jak rodzice się sprzeczają. Zawsze tak się dzieje, nie znam powodu. Droga nie wydawała się aż taka długa. W pewnym momencie usłyszałam głos.
- Zginą przez ciebie - te słowa dudniły w moim ciele.
- Mamo, tato, zaraz macie skręcać - powiedziałam spokojnie, jednak przez ułamek sekundy wiedziałam, iż mogłam milczeć. Mama się uśmiechnęła w moim kierunku, a ojciec odwrócił... Mama na niego  zaczęła krzyczeć, gdy nagle pojawił się samochód, który jechał prosto na nas... Tata spojrzał się na drogę, próbował wyminąć pojazd, jednak wtedy wypadliśmy z drogi. Samochód zaliczył kilka fikołków. Nie kontaktowałam, czułam jak coś ze mnie wypływa. Spróbowałam się odpiąć, wyjąć rodziców z samochodu. W tym momencie ktoś mnie pociągnął, ktoś mówił, że paliwo wyciekało... Samochód się zapalił, próbowałam się wyrwać, podbiec, zabrać ich... Na pewno żyją, gdyby tylko udało mi się ich wyrwać z objęć wybawcy. Samochód wybuchł, a mnie odrzuciło kilka metrów dalej. Uderzyłam się o coś i straciłam przytomność.
Obudziłam się dopiero w szpitalu, próbowałam poskładać to wszystko w całość, jednak wciąż przed oczami miałam rodziców, a tuż po chwili byli martwi. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, jednak gdy dotknęłam policzka, była tam krew... Wstałam, zerwałam wszystkie kable z ciała i ruszyłam jak najszybciej. Chciałam uciec, chciałam do nich. Być z nimi. Znalazłam apteczkę, jakiś zapas, wzięłam i wstrzyknęłam sobie kilka buteleczek czegoś...
- Mamo, tato. Już jestem - powiedziałam, gdy ich spotkałam.
- To twoja wina. Nie ocaliłaś nas - rzekli. Ojciec podszedł do mnie i złapał mnie za szyję, coraz mocniej zaciskając ręce. Próbowałam złapać oddech, nie mogłam. Łzy mi leciały po twarzy. Ich ciała były w opłakanym stanie...
Gdy myślałam, że życie ze mnie już uciekło... Obudziłam się nagle, nie wiedząc gdzie jestem. Łzy płynęły cały czas, zdawało mi się słyszeć swój własny łamiący się krzyk zmieszany ze szlochem.
- To moja wina, że oni nie żyją... To powinnam być ja...
Jednak mój głos nie mógł się wydobyć. Tak, jakby ktoś mnie wciąż dusił. Przede mną nagle pojawiła się matka. Wyglądała tak pięknie. Dotknęła mojej głowy i przytuliła mnie.
Ona tu jest, dalej nie mogłam się uspokoić.
- To nie twoja wina, córeczko - usłyszałam kojący głos mamy. Głaskała mnie po włosach, abym nieco się uspokoiła, po czym zaczęła nucić kołysankę.

Od Sinary do Emmy

A oto samica, piękna i w swojej pełnej okazałości, kusząca. Dziewczę sięga po piękny kwiat, będący różą o niebywale zaskakującym kolorze. Na jej szyi widnieje piękny kamień, a mianowicie kryształ. Czymże by była, gdyby go nie miała? Choć jest piękna, wydaje mi się, że skrywa w sobie sekret, o którym pewnie nawet sama nie wie.
Tym sekretem jest ona. Jest w niej też coś z dźwięku. Ona jest barwą, której nikt nie ma. Wszystkie barwy tych osób tutaj są zupełnie inne.

Ruszyłam wolno do niej i położyłam się na plecach, na wzgórzu. Chciałam mieć piękny widok na nią oraz krajobraz, czy też horyzont. Wąchała kwiat i patrzyła na resztę.
Dziewczyna niespodziewanie przysłoniła mi obraz i wręczyła kwiatek. Uniosłam brew i go wzięłam.
- Dzięki - powiedziałam.
- Emma jestem, a ty? Wypatrzyłaś może coś ciekawego? - powiedziała.
- Sinara. Horyzont jest ciekawy, ale co jakiś czas zmienia swoje położenie - powiedziałam i patrzyłam dalej. Dziewczyna usiadła obok mnie i także zaczęła się patrzeć.

< Emma? >

piątek, 27 kwietnia 2018

Od Matta do Sinary

Obudziłem się wypoczęty. Mimo że jest dopiero 6, to jestem pełen energii i mega głodny. Chyba wczoraj zapomniałem zjeść kolację. Wstałem z łóżka i podszedłem do szafy.
Założyłem co było pierwsze pod ręką i ruszyłem w stronę stołówki. O dziwo nigdzie nie było czerwonowłosej. Pewnie zaczytała się w jakiejś wczorajszej lekturze i teraz odsypia.
Niech śpi. Wychodząc z domku, zacząłem się zastanawiać czy nie zbudzić Emmy na śniadanie, ale po chwili uświadomiłem sobie, że nie mam zamiaru tłumaczyć się ludziom czemu mam limo pod okiem.
Serio, ludzie nie biorą na poważnie tego, gdy mówię im, że zrobiła mi je młodsza siostra. I to w dodatku jak próbowałem ją obudzić. Wchodząc do stołówki już czułem zapach świeżego pieczywa.
Jedzenie w bufecie wyglądało bajecznie. Skusiłem się na jajecznicę z boczusiem i kawę. Myślałem jak tu spędzić dzisiejszy dzień. W sumie nie byłem jeszcze na siłce, to całkiem niezły pomysł.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Chwilę odczekałem po posiłku i tam się udałem. Przyznam, że sala jest duża. Sporo różnorodnego sprzętu. Nawet nie chcę myśleć jakim cudem to tu się znalazło.
Na pierwszy ogień wybrałem bieżnię w rogu sali. Wyglądała zachęcająco, niczym jak by szeptała "Chodź do mnie” Dałem jej się skusić, jednak po godzinie biegu przerzuciłem się na podnoszenie ciężarów.
Nie wiem ile tam byłem, ale poczułem jak ktoś w pewnym momencie siada mi na udach. Była to Remi. Dziewczyna położyła dłoń na moim torsie, powolutku zjeżdżając w dół. Odstawiłem sztangę i podniosłem się do siadu.
- Czyżby śpiąca królewna się obudziła? - spytałem sarkastycznie, łapiąc dziewczynę w pasie.
- Miałam ciekawą noc
- A cóż to porabiałaś?
Czerwonowłosa uśmiechnęła się tajemniczo, przysuwając swoje usta do moich. Nie protestowałem. Próbowałem wstać, jednak dziewczyna mi to uniemożliwiała. Dlatego podniosłem i ją.
Była zaczepiona nogami wokół mojego pasa. Po treningu byłem cały spocony, więc jedynie o czym marzyłem to o orzeźwiającym prysznicu.
- Musimy się znów rozstać.
- Czemu? - zapytała dziewczyna.
W odpowiedzi podniosłem lekko kąciki ust, po czym odstawiłem ją na ziemię.
- Kto wie, może się jeszcze spotkamy - wyszeptałem jej do ucha. Odwróciłem się i wychodząc z sali posłałem jej szarmancki uśmiech.

<Sinara?>

czwartek, 26 kwietnia 2018

Od Emmy do Marka

Tak to właśnie z nami jest. Raz śmiech, raz łzy, a następnie, wraz z tymi imbecylami, muszę szorować stołówkę na kolanach. Co ja z nimi mam... Chociaż muszę przyznać szczerze, że lecący pulpecik w twarz chłopaków był zabawny.
Sprzątając czasem zerkałam na nich, patrząc, jak ładnie pucują na glancka podłogę. Mimo że nadal sytuacja z Mattem jest dziwna, to widać, że powoli wszystko się rozluźnia.
Mark też już wyglądał lepiej. Na szczęście zaczął już patrzeć na jedzenie z taką samą miłością co wcześniej. Po godzinie czyszczenia sprzątaczka wydawała się zadowolona z naszej pracy. Tylko jak odchodziliśmy patrzyła na chłopaków piorunującym wzrokiem.
Sądzę, że będzie miała ich na oku. Na ich miejscu byłabym już grzeczna, nawet z obawy przed zamknięciem w schowku na szczotki. Po wszystkim wyszliśmy ze stołówki i ruszyliśmy na plac. Chodząc w kółko bez celu, zaczęłam kombinować co robić. Nasza sytuacja była dość niezręczna.
Trzeba nam rozrywki, jakiegoś zapełnienia czasu. Czegoś co sprawi, że znów poczujemy się w miarę swobodnie.
- Ej chłopaki, co powiecie na ognisko dziś wieczorem?
Oboje nie wyglądali na zbyt przekonanych, jednak gdy zobaczyli moje spojrzenie szybko się zgodzili. Tego właśnie nam trzeba, żeby miło spędzić czas. Było dopiero południe, więc uzgodniliśmy że spotkamy się przy ognisku jakoś przy zachodzie słońca.
Z racji tego, że dziś byłam najbardziej ogarnięta, to ja wyznaczałam zadania. Na siebie przyjęłam zdobycie jedzenia ze stołówki. Miałam wrażenie, że jak oni się tam zjawią, to ich szybko nie zobaczę. Im natomiast przydzieliłam, jakże to męskie zadanie.
Mieli znaleźć drewno na opał, oraz rozpalić ogień. Dokładnie wiedziałam gdzie znajduje się chrust na opał, jednak uznałam to za zbyt łatwe. Za to dzisiejsze pucowanie mają własnoręcznie zdobyć podpałkę. Gdy wszystko było ustalone, rozdzieliliśmy się.
Po chwili miałam już mięsko, kiełbaski i inne pyszności. O dziwo nie zostałam też nigdzie zamknięta. Ruszyłam w stronę pokoju, by się przebrać. Zaczęłam się martwić czy ta dwójka da sobie sama rade. Teoretycznie znam ich i wiem, że nie ma czego się bać...
Jednak wątpliwości zostają. Nie byłabym zdziwiona, gdyby okazało się, że uciekali przed wielkim niedźwiedziem. Gdy dotarłam do pokoju, odłożyłam jedzenie na biurku i ległam jak kłoda na łóżko. Nie wiem czemu, oczy mi się same kleiły.
- Mała drzemka będzie odpowiednia - powiedziałam sama do siebie i pogrążyłam się w krainie snów.
Przebudziłam się, gdy słońce zaczęło właśnie zachodzić. Spałam może z dwie lub trzy godziny. Szybkim ruchem zaplotłam włosy w warkocz oraz zarzuciłam na siebie bluzę.
Wzięłam cały pakunek, który przygotowałam wcześniej i wyszłam z pokoju. Gdy opuściłam domek skierowałam się w umówione miejsce. Idąc tam podziwiałam piękny zachód słońca...


< Mark? A co tam się u was działo? xD >

Fabuła Matta I

Wieczorem nie byłem aż tak zmęczony, więc ciężko było mi zasnąć. Po dłuższym czasie przewracania się z boku na bok, w końcu jednak odleciałem. Znalazłem się na przedmieściach miasta.
Wydawało się znajome, a jednocześnie obce. Był wieczór i padał zimny, orzeźwiający deszcz. Idąc przed siebie, znalazłem się na polanie. Z początku myślałem, że jest pusta, jednak podchodząc bliżej widziałem zarys leżących sylwetek. Gdy byłem wystarczająco blisko, zobaczyłem co się dzieje. Cała ziemia była pokryta krwią. Krwią moich bliskich.
Gdzieś w oddali słyszałem strzały, wybuchy i śmigłowiec.
- Nie, nie, nie! To nie może się dziać naprawdę! – wykrzyczałem.
Szybko się odwróciłem i próbowałem stąd uciec. Jednak chwilę później potknąłem się i wpadłem w kałużę krwi. Na ziemi leżały całe poharatane zwłoki. Mimo że niezbyt chciałem, obróciłem je.
Znałem tę twarz.
- Mark — szepnąłem.
Wstałem i zacząłem biec. Na drodze stanęła mi kolejna osoba, która zaczęła się powoli osuwać na ziemię.
- To twoja wina - powiedziała przez zaciśnięte zęby, upadając.
Podbiegłem do niej czym prędzej, delikatnie potrząsając o ramię.
-Grace! Obudź się, Grace!
Nic. Zero reakcji. Była martwa. Moje serce zaczynało bić coraz szybciej.
-Co tu się k*rwa dzieje?!
Wstałem czym prędzej i zacząłem biec przed siebie. Biegłem ile sił w nogach. Chciałem uciec. Gdzieś daleko. Starałem się nie spoglądać na otoczenie. Nagle przede mną wyłonił się jednopiętrowy domek.
Co mi szkodzi? Praktycznie szarżą się tam dostałem. Zamknąłem drzwi na każdy możliwy spust, zasunąłem szafką i modliłem się, żeby to wszystko się skończyło. Gdzieś za sobą usłyszałem szept.
Przez moje ciało przebiegły ciarki.
- Emma!
Ruszyłem naprzód uważając, by znowu nie zaliczyć gleby. Dziewczyna siedziała na krześle ze związanymi rękami. Nagle z ciemnego kąta wyłonił się cień.
- W końcu przyszedłeś — rzucił z szyderczym uśmiechem
- Lucas... Co ty tu robisz?!
- To tak się wita przyjaciela? - chłopak roześmiał się. Mi jednak nie było do śmiechu. Jestem pewien, że w piekle jest dla niego specjalne miejsce. Ten człowiek nie zasługuje na życie.
Blondyn stanął za brunetką, przystawiając jej nóż do gardła. Widziałem już napływające łzy Emmy oraz jej wzrok wołający o pomoc. Chciałem wykonać jakikolwiek ruch, ale nie potrafiłem się ruszyć z miejsca.
-Pamiętasz? - Zaczął Lucas - O naszej umowie? Nie wywiązałeś się niej. Pora ponieść konsekwencje...
Nie mogąc się ruszyć, byłem zmuszony patrzeć jak moja siostra ginie przez moją głupotę. Mój krzyk rozlegał się echem, po czym usłyszałem strzał.
Nagle usiadłem przerażony. Byłem cały spocony, a moje serce waliło, jak oszalałe. Przez chwilę nie byłem pewny co jest prawdą.
-To był sen... - powiedziałem sam do siebie. Gdy spojrzałem za okno wciąż było ciemno. Wstałem i ruszyłem w kierunku szafy, by się przebrać. Czułem, jak kropelki potu spływają po moim ciele.
Gdy zamykałem już powoli drzwi, spojrzałem w lustro. Dostrzegłem, że jestem blady jak ściana, oraz że cały drżę. Impulsywnie ścisnąłem dłoń w pięść i z całej siły zamachnąłem się w lustro.
Raz, drugi, trzeci, tak długo, aż lustro nie runęło z głuchym brzękiem na podłogę. Bezsilnie upadłem na ziemię, patrząc na kawałki szkła mieszające się z moją krwią. Ręka piekielnie piekła, ale nie zwracałem na to uwagi.
Postanowiłem powyjmować resztki, które utknęły mi w dłoni, przy czym pootwierałem niektóre krwawiące rany. Gdy w końcu krew przestała lecieć, zabrałem się za sprzątanie. Jednak wciąż nienawiść kłębiła się we mnie.
Byłem jednocześnie przerażony i wściekły. Podniosłem jeden większy kawałek lustra, który z całej siły ścisnąłem i tak już zmasakrowaną ręką.
-Lucas, zapłacisz mi za wszystko...

Fabuła Emmy I

Jestem... No właśnie, gdzie ja jestem? Otacza mnie ciemność i cisza. Jestem sama wokół oceanu nicości.
- Halooo - wołam z nadzieją na szybką odpowiedź, jednak jej nie uzyskuję. Nieważne gdzie bym się nie kierowała, nic tu nie ma. Powoli zaczynam wpadać w panikę, gdy nagle dostrzegam jakąś sylwetkę.
Idę do niej żwawym krokiem.
- Matt!
Chłopak obraca się w moją stronę, przeszywając mnie dziwnym wzrokiem.
- Hej, Matt
- Kim jesteś? - chłopak pyta ze zdziwieniem.
-To ja, Em, twoja siostra - odpowiadam tak, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Ale ja nie mam siostry...
Spojrzałam na bruneta z niedowierzaniem. Co on gada? Nim zdążyłam się czegokolwiek dowiedzieć, jego postać zaczęła się rozmazywać. Próbowałam go złapać, ale moja ręka dotknęła jedynie czegoś w rodzaju dymu.
Zaczęłam pędzić przed siebie, nie mając pojęcia o co chodzi. Gdzie wcięło mojego brata? Czemu tutaj nikogo nie ma? Mój świat nagle zaczął wirować i po chwili znalazłam się w lesie.
Było ciemno, wilgotno i wokół rozprzestrzeniała się mgła. Miałam gęsią skórkę i trzęsłam się z zimna. W oddali błyskało jakieś światło, więc z nadzieją się tam udałam. Gdzieś w końcu muszą być ludzie.
Nie myliłam się. Jakimś cudem znalazłam się na mojej ulicy w Norwegii. Zauważyłam moich przyjaciół z domku obok i szybkim krokiem dotarłam do nich. Nawet gdy ich wołałam to nie zwracali na mnie uwagi. Tak, jakbym nie istniała.
Po kilku nieudanych próbach poddałam się. Bezsilna osunęłam się na ziemię. Zostałam sama na ulicy, w ciszy, w deszczu i we mgle. Moje ręce drżały z zimna. Świat zaczął wirować, a ja znalazłam się z powrotem w tym dziwnym pokoju.

Szybkim ruchem zgięłam się w pół i usiadłam na łóżku. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Cała roztrzęsiona owinęłam się w kołdrę i zsunęłam na podłogę. Moje serce nadal drżało, a ja nie potrafiłam zapanować nad emocjami.
Byłam przerażona. Zwłaszcza, że wciąż było ciemno, a ja byłam sama.
- Boję się... - wyszeptałam. Bałam się, że zaraz zwariuję. Musiałam kogoś zobaczyć, kogokolwiek. Opatulona i ze spuchniętą od płaczu twarzą, wybiegłam z pokoju. Biegłam ile sił w nogach. Gdzieś przede mną mignął jakiś cień.
Nie zastanawiając się długo, ruszyłam jego śladem. Nie obchodzi mnie kto to jest, po prostu kogoś potrzebuję. Postać wybiegła na dwór, a ja za nią. Padał deszcz i nie było zbyt ciepło. Nie przejmowałam się tym jednak i biegłam dalej.
Niestety, po chwili potknęłam się o krawężnik i zaliczyłam twarde lądowanie. Poczułam straszny ból. Moje lewe kolano i prawy łokieć potwornie piekły. Czułam coraz bardziej zbierający się we mnie płacz. Znów mi coś przemknęło przed oczami.
Z cały sił podniosłam się i zostawiając kołdrę ruszyłam dalej. Byłam na środku polany i to cała obolała, w deszczu i całkowicie sama. Miałam dość. Upadłam na ziemię płacząc.
Nie potrafiłam się już powstrzymywać, zwłaszcza gdy się zorientowałam, że od początku ze mną nikogo nie było.
- Ja... już... wariuję...

Fabuła Marka I

uwaga. istnieje pewne prawdopodobieństwo na kilka wulgaryzmów.

Zmęczony opadłem na łóżko. Po całym dniu bolały mnie nogi, plecy, a w głowie nieznośnie mi łupało. Z wdzięcznością zapadłem się w miękkich poduszkach i zasnąłem kamiennym snem.

Huśtałem się na zniszczonej huśtawce, na placu zabaw. Wyglądał, jakby bardzo dawno temu został opuszczony. Wszystkie atrakcje były zardzewiałe, z niektórych odłaziła farba, o ile już całkowicie nie zeszła. Patrząc z boku, miejsce wyglądało dość samotnie i delikatnie przerażająco. Świeciło mocne słońce bez nawet najlżejszego podmuchu wiatru. Cała ta duchota oblepiała cię, niemal nie pozwalając oddychać. Jedynym tutaj sposobem na ochłodzenie się, było huśtanie. Zabawka skrzypiała straszliwie, gdy bujałem się na niej w górę i w dół. Nie przejmowałem się tym jednak. Nagle, huśtawką szarpnęło i jakas niewidzialna siła zatrzymała ją. Zauważyłem, że obok mnie pojawił się Matt. Kiwał się spokojnie, wyciągając długie nogi przed siebie. Zamyślony bawił się palcami, wpatrując ze zmarszczonymi brwiami w kolana. Wyglądał dokładnie tak, jak zapamiętałem go ostatniego dnia przed jego ucieczką. Miał czarne, luźne spodnie i jakąś spraną koszulkę. Jego długie, brązowe włosy były rozpuszczone i wpadały mu co chwila do oczu. Usilnie powstrzymywałem się od podejścia do niego i przeczesania ich swoją dłonią. Nagle Matt poderwał głowę do góry i spojrzał się na mnie, jakby dopiero zauważył moją osobę. Uśmiechnął się, mrużąc oczy. Odpowiedziałem niepewnie tym samym. Tak bardzo chciałbym, żeby takie chwile trwały wieczność. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się raz w siebie, a raz po prostu w krajobraz. W pewnym momencie spojrzałem się prosto w słońce, co poskutkowało łzami w moich oczach. Chłopak zszedł wtedy z huśtawki i kucnął przede mną. Uśmiechając się smutno, starł kciukiem lecącą łzę. Wstrzymałem na chwilę oddech, gdy wpatrywał się we mnie intensywnie.
- Czasem mam wrażenie, że to nie ja tak naprawdę uciekłem – szepnął, po czym nagle wstał i kręcąc ze zrezygnowaniem głową, zniknął. Rozmył się w powietrzu, a ja jedynie mogłem bezsilnie wyciągnąć rękę w jego kierunku. Znowu. Bezsilność. Zszokowany wpatrywałem się w miejsce, gdzie brunet przed chwilą jeszcze stał. Gdzie on się podział? Nikt przecież tak po prostu nie znika... Chociaż, to pieprzony Matt Counter. Ocuciła mnie pojedyncza kropla, która spadła na moją twarz. Spojrzałem się w niedawno jasne niebo, które teraz przysłoniły ciemne chmury. W ciągu paru sekund zaczęło padać z niesamowitą siłą. Deszcz był zimny i nieprzyjemny, zalewał mi oczy tak mocno, że nic właściwie nie widziałem. Idąc po omacku przed siebie i wołając Matta, starałem się jakoś zasłonić od deszczu. Niestety, nie miałem zbytnio czym. Szedłem dobre parędziesiąt minut, dopóki zupełnie nie przemokłem. Nogi co chwila utykały mi w powstałym błocie, ubrania lepiły się nieprzyjemnie. W pewnym momencie dostrzegłem przed sobą jakaś postawną sylwetkę. Mrużąc oczy udałem się w jej kierunku. Był to wysoki mężczyzna w ciemnych, garniturowych spodniach, rozpiętej, białej koszuli i z rozwiązanym krawatem. Stał, pochylając się nad czymś, a deszcz kapał z jego włosów i sprawiał, że koszula właściwie całkowicie mu prześwitywała. Gdy podszedłem jeszcze bliżej, zauważyłem, że był to Matt. Po raz kolejny. Nic nie rozumiejąc, dotknąłem jego ramienia, a wtedy chłopak drgnął. Odwrócił się powoli w moją stronę. Mokre włosy, zasłaniały jego twarz, zdążyłem jednak dostrzec powoli pojawiający się szeroki uśmiech i wytrzeszczone szaleńczo oko. Patrzyłem się na chłopaka starając wyczytać odpowiedź z jego twarzy. Wtedy brunet przysunął się do mnie i łapiąc mnie po bokach głowy rozcapierzonymi palcami, pocałował mocno i gwałtownie. Początkowo nie reagowałem, stałem tylko zszokowany, jednak po chwili odepchnąłem go od siebie. Coś było zdecydowanie nie tak. Chłopak zachichotał, gdy prawie potykając się o swoje nogi, odsunął się. Dotknąłem dłonią ust, czując w nich dziwny smak. Poczułem nagły dreszcz, gdy zrozumiałem, że jest to krew. Dopiero teraz zauważyłem, że usta chłopaka są całe umazane czerwoną ciecza. Zresztą, nie tylko usta, ale także dłonie i część twarzy. Przerażony odsunąłem się szybko do tyłu, jednak upadłem, zasysając się w błocie. Uderzyłem wtedy o coś plecami, dlatego odwróciłem się, żeby dowiedzieć się co to. Jestem niemal pewny, że w tamtym momencie moje serce stanęło. Patrzyłem na nagrobek własnej siostry. Obok stał jakiś kolejny, jednak za bardzo bałem się, by zobaczyć, jakie imię i nazwisko się na nim znajdowało.  Wtedy usłyszałem też śmiech, który zmroził mnie do szpiku kości. Matt śmiał się obłąkańczo, błyskając białkami swoich ogarniętych chaosem oczu. Zakrwawione usta, szczerzyły się w szaleńczym uśmiechu. Nie wiedziałem, co właśnie się dzieje, o co tu chodzi. Czułem tylko, jak serce bije mi szybko, przerażone, deszcz zalewa oczy, a ręce trzęsą się niekontrolowanie. Nagle rozległ się głośny grzmot, brzmiący niczym huk wystrzału. Błysnęło... A mój świat zatrzymał się na chwilę. Widziałem tylko, jak Matt upada powoli na ziemię z zamarłym na ustach, przerażającym uśmiechem. W chwili, gdy jego ciało zderzyło się z podłogą, z moich ust wydał się długi krzyk. Potykając się, wstałem i podbiegłem do chłopaka. Wciąż chichotał, trzęsąc się w konwulsjach. Uderzyłem w jego twarz, starałem się zrobić cokolwiek, nic to jednak nie dało. Po chwili leżałem już tylko nad martwym ciałem przyjaciela, w otoczeniu innych nagrobków. Krzyczałem ile sił w płucach, chociaż i tak wiedziałem, że nikt mnie nie usłyszy. Byłem tu tylko ja, moja rozpacz i deszcz, który mieszał się z moimi łzami.

Zlany potem, obudziłem się, gdy moja twarz zderzyła się boleśnie z podłogą. Kołdra lepiła się do mnie nieprzyjemnie. Mrużąc oczy, zauważyłem powoli wschodzące słońce o barwie krwawej czerwieni. Widząc to, załkałem głośno, gryząc zaciśniętą w pięść dłoń. To wszystko było takie prawdziwe, tak bardzo rzeczywiste... A jednak był to sen. Pierdolony sen.
- Kurwa mać! – krzycząc głośno, przewróciłem stojący obok stolik nocny. Znajdująca się na nim plastikowa lampka spadła z głuchym uderzeniem, rzucając teraz światło na ścianę i tworząc pokraczne cienie. Ramka ze zdjęciem, na którym znajdowałem się ja, Emma, Matt i Grace, wylądowała na podłodze bez większego szwanku. Podniosłem ją na chwilę i przyjrzałem się naszym uśmiechniętym twarzom. Zaciskając zęby, z furią zacząłem uderzać ramką o podłogę, aż całkowicie się nie zniszczyła. Zdjęcie wyleciało z niej i upadło na leżące wszędzie odłamki szkła. Widząc cały ten bałagan, popłakałem się, jak małe dziecko. Nienawidząc własnej słabości, klęczałem nad szkłem, na które skapywały moje łzy. To tylko sen. Jakiś popieprzony sen. Kiwając się, powtarzałem te słowa jak mantrę, dopóki słońce całkowicie nie wzeszło i nie osuszyło mojej twarzy. Dopiero wtedy położyłem się znowu wyczerpany na pościeli, podnosząc do twarzy nieszczęsne zdjęcie. Ustawiłem je tak, żeby świeciło na nie słońce. Jedyne czego chciałem, to zobaczyć jak obrazek jest palony przez życiodajne promienie. Wyjąłem z kieszeni różaniec i ucałowałem mały krzyżyk. Leżałem na ziemi, pośród szkła i drewna, i modliłem się o przebaczenie. Modliłem się za wszystkich, których kochałem i których nienawidziłem. Modliłem się o ogień, który mógłby pochłonąć teraz zarówno zdjęcie, mnie, jak i wszystko wokół. Najlepiej, gdyby nie został z nas nawet popiół.

środa, 25 kwietnia 2018

Od Sinary do Matta

Ruszyłam do pokoju. Gdy do niego weszłam, zmieniłam ubrania i założyłam inną bluzę. Tą, którą dziewczyna mi dała, zaniosłam do biblioteki. Znalazłam tam Emmę i wręczyłam jej ubranie. W międzyczasie wzięłam sobie jakąś lekturę i położyłam się na brzuchu, na wygodnej kanapie. Otworzyłam książkę i zaczęłam czytać, nucąc pod nosem.
Z biegiem czasu, ktoś złapał mnie w pasie i podniósł, po czym posadził sobie na kolanach. Podał mi książkę, którą zaczęłam czytać na głos. Widać, że chłopak słuchał z wielką uwagą. Zsunęłam się na miejsce obok niego i oparłam o jego ramię. On wtedy przysunął mnie do siebie i dalej słuchał czytanej przeze mnie opowieści. Jego siostra usiadła obok nas i także zaczęła słuchać.

Opowieść skończyła się w momencie krwawej walki, kiedy to nagle wszyscy zniknęli. Zamknęłam księgę, wstałam i ruszyłam odłożyć ją na miejsce. Przy okazji szukałam kolejnego tomu. Niestety, znajdował się na najwyższej półce, gdzie nie mogłam dosięgnąć. Próbowałam jakoś się wspiąć na górę, aż w końcu mi się to udało. Miałam książkę na wyciągnięcie ręki, dlatego ześlizgnęłam się. W ostatniej chwili ktoś mnie złapał i postawił na nogach. Podziękowałam owej osobie i udałam się do reszty, jednak ich tam nie zastałam... W tym wypadku usiadłam sobie i zaczęłam czytać. Miałam gdzieś wszystkich innych.

Skończyłam czytać o dość późnej porze, jakoś tuż przed zamknięciem biblioteki. Ruszyłam powoli do swojego domku i pokoju. Jakoś niewiele mi było potrzeba. Weszłam do środka, zamykając na zamek swoje drzwi. Zdjęłam słuchawki i położyłam je sobie przy łóżku. Tym samym także zasłoniłam żaluzje, nie potrzebowałam gapiów. Zdjęłam niepotrzebne ubrania i wzięłam kilka książek z półki. Weszłam do łóżka, przykryłam się i wygodnie usiadłam, aby zacząć czytać.

Matt?

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Od Marka do Emmy

Nie wiedziałem czy byłem zły, czy raczej zwyczajnie smutny. A może wzruszony? Zdecydowanie nie rozumiałem całego tego natłoku myśli i odczuć. Co on tu robił? Co my tu robimy? Matt zaproponował, żebyśmy wyszli na dwór, ja jednak wciąż jadłem, chociaż, szczerze mówiąc, jakoś nie czułem smaku potraw. Gdy to sobie uświadomiłem, spojrzałem przerażony na swoje jedzenie. PRZEMKU CZEMU STRACIŁEŚ SMAK?! Emma i Matt spojrzeli się na mnie dziwnie, widząc, że prawie płaczę, pochylając się nad pełną miską.
- Mark...? Wszystko, okay? – zapytała zmartwiona dziewczyna.
Poczułem jak trzęsie mi się broda, gdy spode łba spojrzałem się na bruneta.
- Odebrałeś mojemu posiłkowi smak!
Mattowi drgnął kącik ust, gdy dotarło do niego znaczenie moich słów. Nałożyłem jedzenie na widelec i pęknie wystrzeliłem nim w twarz chłopaka. Gdy ta śmiertelna broń dosięgła celu, brunet zamarł na chwilę... Po czym rozpętała się wojna. Emma starała się nas powstrzymać, jednak w chwili, gdy ona także oberwała, rzuciła się w wir walki. A trzeba przyznać, że biła się zaciekle. Wojna niestety musiała się w końcu zakończyć. Została rozwiązana w dość brutalny sposób, kiedy to nasza cicha, urocza oraz niewinna sprzątaczka podeszła do Matta i trzasnęła go po głowie miotłą.
- I to jest właśnie czyn rozsądku! – krzyknąłem zadowolony, kiedy chłopak, rozmasowując sobie czoło, przepraszał pokojówkę. Na moje słowa dziewczyna odwróciła się i pogroziła mi palcem. Może była niziutka i słodka, ale tym jednym gestem obudziła we mnie respekt. Cofnąłem się o krok, uśmiechając się i łapiąc niezręcznym gestem za kark. Jedynie Emma zachowała zimną krew. Podeszła do dziewczyny i ze skruchą w głosie, powiedziała, że posprzątamy cały bałagan. Kiwnąłem potwierdzająco głową, podobnie zresztą jak Matt. Odpowiedzią sprzątaczki była jedynie rzucona szmatka prosto w moją twarz. Emma starała się ukryć swoje rozbawione prychnięcie, słabo jednak ono wyszło. Po chwili cała nasza trójka klęczała na ziemi i sprzątała z niej porozrzucane jedzenie.

<Emma? Czy na ciebie też to jedzenie patrzy?>

niedziela, 22 kwietnia 2018

Od Grace do Sinary

Dziewczyna być może ma głos, ale na pewno różnimy się w doborze muzyki. Zresztą, to nie trochę dziwne, że nagle zaczyna śpiewać, kiedy chcesz jej coś powiedzieć? Nieważne. Dość szybko sobie poszła i muszę przyznać, że byłam z tego zadowolona. Jej obecność jest cholernie uciążliwa. Nie spieszyło mi się do domku, dlatego dalej siedziałam na ławce, z zadowoleniem prostując nogi. W powietrzu unosił się przyjemny zapach deszczu zmieszany z wonią papierosowego dymu. Właśnie, papierosy. Ile ona mi ich wypaliła? Wyglądała na młodszą ode mnie, a jarała niemal tyle co ja. Odruchowo sięgnęłam ręką do kieszeni, gdzie pudełko powinno się znajdować. Ze zdziwieniem zauważyłam, że go tam nie ma. Poklepałam się po wszystkich możliwych miejscach, jednak w żadnym z nich ich nie znalazłam. Zacisnęłam usta. Cwaniara zabrała mi papierosy! Przewróciłam oczami. Ile ona ma lat, siedem? Niechętnie wstałam z ławki i ruszyłam w stronę trzeciego domku. Nie wiedziałam dokładnie w którym z pokoi mieszka, jednak gdy weszłam do budynku niemal od razu usłyszałam muzykę dochodzącą zza jednych drzwi. Chyba ją znalazłam. Zapukałam i poczekałam, aż dziewczyna mi otworzy. Po chwili faktycznie stanęła przede mną z mokrymi włosami. Otwierałam usta, żeby już coś powiedzieć do... Zaraz, jak ona ma na imię?
- Nie znam twojego imienia. Ja jestem Grace.
Zobaczyłam, jak w oczach dziewczyny pojawiają się psotne iskierki.
- Sinara.
Teraz znając już jej imię, przeszłam od razu do rzeczy.
- Oddaj mi moje papierosy, proszę.
Sinara uśmiechnęła się, po czym sarkastycznym gestem otworzyła szeroko drzwi i zaprosiła mnie szarmancko do środka.
- Zaraz ich poszukam.
Niepewnie weszłam, rozglądając się wokół. Pokój wyglądał inaczej niż mój, był też zdecydowanie mniej uprzątnięty. Stanęłam na środku i czekałam aż Sinara ruszy po moją własność. Ona jednak zamknęła kopnięciem drzwi i usiadła na łóżku. Unosząc brew spojrzałam się na nią z wyczekiwaniem, na co dziewczyna odwzajemniła mi się aroganckim spojrzeniem.
- No co.
- Papierosy, Sinara. Daj mi moje papierosy.
- Złotko, mówiłam, że poszukam ich za chwilę. Usiądź gdzieś sobie, nie chce teraz mi się wstawać – mówiąc to przechyliła się przez krawędź łóżka i wyjęła spod niego jakieś dwie butelki. Niezbyt zaskoczona zauważyłam, że jest to alkohol. Wykrzywiłam wargi. Sinara wyciągnęła w moim kierunku jedną butelkę i psotnie spoglądała na mnie. Pokręciłam głową zniechęcona.
- Nie piję.
Czerwonowłosa parsknęła, niedowierzając.
- Proszę cię, każdy pije. Bierz tą cholerną butelkę, księżniczko.
- Jak widać, jednak nie każdy. Zabieraj to ode mnie – warknęłam – Jestem tu tylko po papierosy.
Dziewczyna przewróciła oczami i sprawnie otworzyła jedną z butelek. Patrząc się na mnie kątem oka, wzięła duży łyk. Poczułam się co najmniej niezręcznie.
- Po co ci to wszystko? Rusz dupę i po prostu przynieś mi to cholerne pudełko.
- Bardzo chętnie, ale ja nie mam tego, po co przyszłaś – uśmiechnęła się słodko.
Skrzyżowałam ramiona i pogardliwie zaśmiałam się.
- Wiesz co, możesz je jednak sobie włożyć nie powiem gdzie.
Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku drzwi. Walić te pety, zaraz znajdę jakieś gdzieś indziej. Już otwierałam drzwi, gdy nagle obok mnie pojawiła się Sinara, zatrzymując je ręką.
- Zostań jeszcze na chwilkę – poczułam słabą woń alkoholu na twarzy, na co zmarszczyłam nos.
- Nie dziękuje – odpowiedziałam, uśmiechając się pobłażliwie, Sinara stała jednak nadal uparcie przy drzwiach.

<Sinara?>

Post fabularny I

Pewnej nocy, gdy każdy z Was zapadł już w sen, ponad dachami trzech domków zalśniła błękitna łuna. Gdzieś w lesie rozbrzmiał perlisty śmiech, przez polanę przebiegł kary koń. A w głowie każdego z młodych Śniących rozpoczął się koszmar, najstraszniejszy jaki tylko dana osoba była w stanie kiedykolwiek sobie wyobrazić...

Oto wasze zadanie! Musicie napisać oddzielne, niezależne opowiadanie, gdzie wasza postać (lub postacie - każda musi dostać taki tekst) pada ofiarą wyżej wspomnianego koszmaru, złożonego z jej największych lęków i obaw, a wszystko powiększone o dwieście procent. Jak wasza postać zareaguje? Może dozna załamania pod wpływem wspomnień? Lub z przerażenia nie będzie w stanie wyjść ze swojego pokoju? Postarajcie się. To nie może być mało emocjonalne lub zbagatelizowane, bo ktoś jest odważny. Każdy kryje w swoim wnętrzu jakieś lęki...

¡Od razu zaznaczę - Nie może być tak, że wasza postać nie śpi i np. dostrzega błękitną łunę. Nawet gdy cierpi na bezsenność, czasem spać musi i to jest taka chwila. Rozumiemy się, prawda? Nie można zmieniać zasad tej gry.
Oraz jeśli opowiadanie będzie zbyt słabe, wasza postać zagra nieustraszoną lub bez lęków, lub jej reakcja będzie zbyt zbagatelizowana - opowiadanie będzie odesłane do poprawy¡





| I pamiętajcie, Strażnik Snu wszystko widzi... |

Od Matta do Sinary

Pobudka okazała się dość niespodziewana. Czerwonowłosa chyba ma problem ze spaniem, skoro o tej porze przychodzi do mnie. Będę musiał ją tak męczyć, żeby w nocy mogła spać.
Gdy wyszedłem spod prysznica o dziwo drzemała. No cóż, trzeba zbudzić naszą śpiącą królewnę. Ruszając na śniadanie dziewczyna splotła nasze dłonie i z uśmiechem na twarzy dotrzymywała mi kroku.
No cóż, póki mi to nie przeszkadza, to nie zbyt jest to w obszarze mojego zainteresowania.
- A właśnie, Remi poznaj Emme. Moją wieczną miłość - rzuciłem z rozbawieniem w głosie.
- Chciałeś powiedzieć siostrę ćwoku - odrzuciła brunetka
- Ałć, moje serce właśnie pękło - teatralnym gestem złapałem się za klatkę piersiową.
Czerwonowłosa przyglądała nam się z boku, nic nie mówiąc. Ciekawe jak to musiało wyglądać z jej perspektywy. Gdy znaleźliśmy się na stołówce, każdy chapnął to, na co miał ochotę i usiedliśmy przy pierwszym lepszym stoliku.
Po skończonym posiłku postanowiliśmy wyjść na świeże powietrze. Słońce ładnie nam świeciło, a humory nawet dopisywały. Emma postanowiła zajrzeć do stajni, a ja udałem się w stronę fontanny.
Gdy znalazłem się na jej krawędzi, Remi momentalnie usiadła na mnie okrakiem. Swoje ręce zarzuciła mi na szyję przybliżając się do mnie. Obydwoje za bardzo wygięliśmy się do tyłu i straciliśmy równowagę.
Wylądowaliśmy w płyciutkiej fontannie do połowy zanurzeni. Nie przeszkadzało nam to. Sekundę później jej usta znalazły się na moich.
-I weź tu zostaw cię na chwilę - powiedział Emma.
Obydwoje spojrzeliśmy w jej kierunku. Nawet się nie zorientowałem, że już wróciła. Postanowiliśmy odpuścić sobie już tą kąpiel i wygramoliliśmy się z fontanny.
Moja koszulka była cała przemoczona przez co zaczęła przylegać mi do ciała, natomiast ta należąca do Remi, prześwitywała. Widziałem jej koronkową bieliznę oraz kolczyk w pępku. Brunetka popatrzyła na nas z politowaniem, po czym zaczęła się śmiać pod nosem.
Miała na sobie szarą bluzę, którą postanowiła zdjąć i wręczyć mokrej dziewczynie. Ta przez chwilę wpatrywała się w nią, po czym gdy skinąłem głową, w końcu ją wzięła. Słońce słońcem ale i tak można zmarznąć.
Postanowiliśmy się z czerwonowłosą przebrać, a moja siostra chciała udać się do biblioteki. Ustaliliśmy, że tam się spotkamy. Ruszyliśmy żwawym krokiem, każdy w swoją stronę.

Sinara?

Kontynuacja z Emmą, ale od Matta do Marka

Co ja tu robię? Gdzie ja jestem? Co to za miejsce? Stoję właśnie na podwórku patrząc na rozległy teren, domki i las. Obóz? Nie, nie przypominam sobie żebym gdzieś jechał.
To wszystko wygląda dziwnie. Jak ja się tu do jasnej cholery znalazłem? Ostatnie co pamiętam to deszcz. Tak, był wieczór i musiałem przez ulewę iść do Ricka po dokumenty.
Kiedy zacząłem się bardziej zastanawiać gdzie byłem wcześniej, usłyszałem kroki które wybudziły mnie z tego stanu. Gdy spojrzałem na dziewczynę serce mi niemal zamarło.
Wyglądała tak jak zawsze, a jednak inaczej. Patrzyła na mnie jak na widmo. Emma podeszła do mnie i przywaliła mi soczystego liścia. Nie dziwi mnie to. Z jej temperamentem to i tak cud, że jeszcze stoję.
Gdy zsunęła się na ziemię oplotłem ją ramieniem, tak jak zawsze to robiłem.
-Nie zostawię cię - wyszeptałem. To samo cały czas powtarzałem sobie w głowie. Że już cię nigdy nie zostawię. Gdy odszedłem w głowie krążyła mi tylko myśl, że wrócę po ciebie.
Kolejne dźwięki odwróciły moją uwagę. Mój wzrok tam powędrował. Teraz to już mam wpierdol. Mark patrzył na mnie ze zdziwieniem i smutkiem. Po raz kolejny moje serce się ścisnęło.
Po chwili ruszyliśmy w stronę stołówki. No tak, mogłem się tego po nim spodziewać. Jedzenie, dużooo jedzenia. Gdy już wszyscy mieli własne dania, usiedliśmy przy stole od okna.
Emma jak zwykle usiadła tak aby mieć widok na podwórko, a Mark przysiadł się koło niej.
- Wiem, że to ciężkie, ale nie mogę do końca wyjaśnić czemu odszedłem - zacząłem. W tym momencie obydwoje przestali jeść i spojrzeli na mnie gniewnie.
- Mówisz, że jest ciężko? - zaczęła Emma. - Odszedłeś na pieprzony rok! Czy ty wiesz co się wtedy działo? Czy chodź raz pomyślałeś o nas? Co z Markiem i Grace?
To twoi przyjaciele, których opuściłeś. Co ze mną? Jesteś w stanie sobie wyobrazić co ja przeżyłam?! - brunetka wstała i walnęła pięścią w stół. Mark wstał i starał się ją uspokoić.
Stał się strasznie opiekuńczy wobec niej.
- Naprawdę przepraszam, ale musicie mnie wysłuchać
- Wysłuchać? Czy ty se jaja robisz? - Zdziwił mnie jego ton. Rzadko widziałem go w takim stanie, zwłaszcza ten jego zabójczy wzrok.
- To ty wysłuchaj mnie. Czy ty masz jakiekolwiek pojęcie o uczuciach? Kiedy odchodziłeś myślałeś tylko o sobie!
- Dość! - Przerwała nam dziewczyna. - Ja po prostu mam dość. To dla mnie za dużo. - mówiła, próbując się uspokoić. Wszyscy na chwilę zamilkliśmy, aby atmosfera trochę ochłonęła.
- Wyjdźmy na dwór - zaproponowałem.
Wszyscy zgodnie pokiwali głową, po czym ruszyliśmy na przód. Chciałbym im powiedzieć wszystko, ale po prostu nie mogę. Muszę chronić to, co kocham. Ale pewnego dnia, dowiecie się całej prawdy...


< Mark? Nudaaa >

Nowy Śniący!


Imię: Gabriell
Pseudonim: Cierń
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 20 lat
Orientacja: Biseksualny
Wygląd: Gabriell należy do osób, które można określić mianem wysokich. Mierzy nieco ponad dwa metry. Osoby o takim wzroście zwykle wyglądają jak wielkie, chude patyki. Jednak w jego przypadku jest wręcz odwrotnie. Posiada budowę ciała mówiącą o tym, że dba o swoją sprawność fizyczną. Mocno zarysowane mięśnie na całym ciele, najbardziej w okolicach brzucha i klatki piersiowej nadają mu swoistego uroku, dopełniającego obraz ''niegrzecznego chłopca''. Przypatrz mu się teraz uważniej. Brązowe, wiecznie nierówne, może troszkę zbyt długie jak na chłopca włosy są wiecznie rozwiane na wszystkie strony świata. 
Oczy zaś mają kształt migdałów, co dodaje mu łagodnego wyglądu. Tęczówki są brązowe w kolorze czekolady. 
Charakter: Jest to osoba łatwo przystosowująca się do otoczenia. Jak to robi? Nie próbuje być w centrum uwagi, kryje się w cieniu. Jest realistą i wie, że nie otrzyma wszystkiego na pstryknięcie palcami. Niestety Gabriell jest samotnikiem z poszarpaną psychiką. Pracując z ludźmi psychicznie chorymi także stał się trochę... dziwny. Potrafi nie odzywać się do nikogo przez wiele tygodni, nie uważając tego za żadną dziwną rzecz z jego strony. Czasem nie wiadomo czy się do niego odezwać. Gdy ma jakiś problem, dusi go w sobie, co niekiedy ma złe skutki. Nie będzie nikomu się zwierzać z własnych problemów, dobrze wie, że inni mają ich więcej i są one poważniejsze, toteż dlaczego miałby obarczać kogoś jeszcze swoimi? Nie licz na atak agresji z jego strony, nie będzie cię prowokował, a sam nie da się wyprowadzić z równowagi. Lecz mimo tego "strasznego" opisu nie jest on osobą niemiłą. Zawsze, gdy ktoś potrzebuje pomocy, robi wszystko by pomóc, nie zważając na siebie. Jest dobrym słuchaczem, który zawsze coś poradzi. Pomimo tego, że wygląda na łatwowiernego, wcale taki nie jest - nie ufa byle komu.
Historia: Przy porodzie bliźniaków okazało się, że rodziców nie stać na utrzymanie dwójki, więc jak się później okazało, chłopiec został oddany do domu dziecka. Jego opiekunka, pani Eva, traktowała go jak każde inne dziecko zgarnięte z ulicy. Wychowywał się w małym ośrodku wśród Norweskich gór, gdzie piękne krajobrazy pozwalały choć na chwilę zapomnieć o bólu, który wywoływała samotność. Inne dzieci wolały grać w piłkę całymi dniami i kłócić się o to, kto powinien dostać więcej słodyczy za dobre sprawowanie. On jednak wolał chodzić do szkoły, słuchać nauczycieli i odrabiać prace domowe, pomimo tego, że jego oceny były dość przeciętne. Od dziecka interesowała go psychologia i różne zaburzenia z nią związane. Mógł czytać na ten temat godzinami, wcale się nie nudząc i ciesząc się z nowych informacji. Gdy był już nastolatkiem, pomagał miastowemu psychologowi w pracy, czasem także pomagając mu z pacjentami. W wolnych chwilach pomagał w szpitalu osobom chorym. W ośrodku miał jedynego przyjaciela, którzy przez wykryte u niego rozdwojenie jaźni, nie mógł znaleźć znajomych. Gabriell jednak polubił go takiego jakim jest i wcale nie przeszkadzało mu to, że ten czasem nie pamiętał o czym rozmawiali kilka minut temu. Był on jego pierwszym, własnym pacjentem.
Zainteresowania i umiejętności:
- Mistrz gry w pokera i inne gry hazardowe. Co za tym idzie - nieźle kantuje.
- Bardzo dobrze zna się na medycynie.
- Kocha spędzać swój czas wolny wysoko nad ziemią. Czy to na drzewie, czy dachu. Nie ma to dla niego różnicy
- Umie wykryć czyjeś kłamstwo po mowie ciała innej osoby
Rodzina: Nigdy nie poznał swej biologicznej rodziny, lecz Jera jest dla niego jak przybrany brat. To z nim przyjaźnił się w domu dziecka.
Urodziny: 13 listopada
Ciekawostki:
~Uwielbia modyfikować swoje ciało, stąd wzięły się jego tatuaże. Od pewnego znajomego nauczył się je wykonywać z naprawdę wielu niepozornych materiałów. Można powiedzieć, że ma do tego smykałkę.
~ Kocha zapach lawendy, kojarzy się jej z zapachem perfum matki, którymi w dzieciństwie był wypełniony cały dom
~ Gra w siatkówkę bardzo przypadła mu do gustu, więc i ją polubił
~ Uwielbia duże psy, najbardziej charty szkockie i owczarki środkowoazjatyckie
~ Umie jeździć konno
Numer domku i pokoju: Domek 2, pokój 4
Właściciel: bozenka22

Nowy baner!

Dzięki naszemu wspaniałemu Seraphinowi nasz wspaniały blog ma nowy baner!
Cóż, mi się podoba
W zakładce Promuj nas! znajdziecie do niego kod HTML
(tak, mamy taką zakładkę)

baner:



Postanowiłam też jednorazowo zrobić dla Seraphina ołtarzyk, w ramach podziękowań:





Od Sinary do Matta (coraz bardziej +16, już prawie)

Nie byłam zbyt zmęczona. Chciałam się pobawić z chłopakiem. No ale cóż, może jakoś zasnę.
Nim się zorientowałam, udało mi się to, jednak po kilku godzinach się obudziłam. Przeciągnęłam się i wstałam się odświeżyć oraz w coś ubrać, potem wrzuciłam bluzę chłopaka do szafy. Wyszłam z pokoju w słuchawkach i ruszyłam do Matta. Było coś koło piątej rano. Weszłam do jego pokoju. Chłopak leżał na brzuchu, bez koszulki. Ruszyłam, aby sobie na nim usiąść, może nawet obudzić. Gdy usiadłam okrakiem na jego tyłku, nieco nachyliłam się do jego ucha.
- Matt wstawaj - szepnęłam słodko - Króliczku - dodałam. Gdy się przekręcał, wciąż na nim siedziałam. Przejeżdżałam delikatnie paznokciami po jego klatce.
- Co, daj mi spać - warknął sennie. Zbliżyłam się i go pocałowałam, zdziwił mnie fakt, że odwzajemnił i przybliżył mnie do siebie. Wylądowałam obok niego, jednak chłopak przytulił się do mojego brzucha i dalej poszedł spać. Wplotłam dłoń w jego włosy i je miziałam. Przymknęłam oczy, nucąc:
You know what they say Bad girls have all the fun
Never learned how to count 'cause I'm number one
Ready here, we come We always get our way
It's a pirate's life, every single day (hey!)
She's the captain, I'm the first mate
Enemies seasick can't see straight
Call 'em fish bait, throw 'em on a hook
Uma's so hot they get burned if they look
It's all eyes on me, let me see 'em
I see your eyes on me boys, hey
You know what my name is
Say it, say it louder
Ho, woah
Come on

Cały czas sobie śpiewałam. Gdy Matt się obudził, był nieco zdziwiony. Podniósł się leniwie, a ja przysunęłam się, aby złożyć na jego słodkich ustach pocałunek. Na dzień dobry.
- Wezmę prysznic i pogadamy - powiedział. Jednak zatrzymałam go i się przytuliłam - Poczekaj, zaraz przyjdę - dodał.
Po chwili wziął mnie na ręce i ułożył na łóżku, całując. Mraw, czułam satysfakcje z tego, że będzie tylko mój.
Matt poszedł, ja w tym czasie usnęła nucąc kolejną piosenkę...

Głaskanie po policzku mnie przebudziło, ponownie zbliżyłam się do chłopaka, jednak tym razem ktoś nam przerwał.
- Matt, choć na śniadanie - zawołała jakąś dziewczyna, jednak po chwili zamilkła.
- Dobra już idę. Remi się przyłączy, jeśli nie masz nic przeciwko - rzekł chłopak.
Wstałam z łóżka i ruszyłam do drzwi. Wyminęłam dziewczynę i czekałam na mojego przyszłego księcia ciemności. Gdy zamknął drzwi od swojego pokoju, znalazłam się przy nim. Zaplotłam nasze dłonie, aby każdy widział, iż jest mój. Idąc, szeptałam chłopakowi, aby przyszedł dziś do mnie.

Matt?

Od Moony do Nicolasa

Nie to, że polubiła chłopaka... No ale polubiła. To był pierwszy człowiek, jakiego spotkała i był dla niej miły. Wielki plus, Nicolasie, w dzienniczku... Gdyby jeszcze go miała. W sumie dobry pomysł. Spojrzała w lustro, już po załatwieniu wszelkich koniecznych spraw. Chwała Odynowi, że pokazał jej łazienkę. Inaczej mogłoby nie być przyjemne doznanie albo zostałoby jej pójście w krzaczki, a do tych podejrzanych zarośli na razie zbliżać się nie chciała. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, delikatnie marszcząc przy tym nos. Jakoś specjalnie nigdy nie zależało jej na znajomościach, ale to chyba musiało się zmienić. Wylądowała w świecie, gdzie niezbyt sobie poradziła samemu. Niby kochała wyzwania, ale życie wciąż jej było miłe, bo nie wykorzystała jeszcze wielu możliwości.
- Ciekawe... Czy wszystkie łazienki wyglądają tak samo - mruknęła, wchodząc do pokoju. - Wiesz... To by było trochę straszne, gdyby nagle się okazało, że zamknęli nas w jednakowych domkach... och, albo lepiej! Jakby to była jakaś symulacja, gdzie odczyty są spisywane z naszych ciał...
- Nie za bardzo wierzysz w ten cały świat, co? - zaśmiał się pod nosem chłopak.
- Może i wierzę - mruknęła z uśmiechem. Usiadła obok niego, odgarniając włosy z twarzy - Wiesz... Niby prawda może być taka, no ale w końcu świat byłby nudny, bez dziwnych teorii, pomysłów. Tak wiesz, co by zostało?
- Co? - uniósł brwi - No co według ciebie zostałoby bez kreatywności na tym ponurym, dążącym do zagłady świecie?
- Tylko zazdrość, szarość i nuda - powiedziała z dziwnym uśmiechem. - Ludzkość zaczęłaby się wyniszczać, nie byłoby już tej radości. I wiesz... Wtedy pojawiłoby się pytanie "Po co żyjemy?". W sumie sama się nawet zastanawiam nad tym od dłuższego czasu. I tak umrzemy, co? Możemy tylko sprawić, że nasze życie będzie szalone... A to i tak w wielu przypadkach się nie sprawdza.
- Aż mnie zdziwiło to, że ktoś jeszcze się nad tym zastanawia - zaśmiał się cicho Nicolas. Przeczesał palcami swoje czarne włosy.
- Może mamy więcej wspólnego, niż się spodziewasz, co?
Spojrzała na niego, wstając z łóżka. Jego kot już dawno spod niego wyszedł. Delikatnie, trochę niepewnie go pogłaskała, mówiąc, że to piękne zwierzę.
- Chcesz się przejść? - zaproponowała. - Zobaczymy może okolicę... czy coś? Porozmawiamy jeszcze o tym wstrętnym świecie?
Skinął głową, powoli się podnosząc. Może to był ten wspólny język, który mogła złapać z chłopakiem? Miała cichą nadzieję, że złapie z nim ich więcej. Wyszła z pokoju, a chłopak zamknął za nią drzwi. Powoli skierowali się na zewnątrz.

<Nicolasie? Wybacz, że długo czekałeś i opko jest słabe i krótkie... no ale moja wena chyba poszła na te wszystkie prace pisemne z polskiego xd.>

sobota, 21 kwietnia 2018

Od Marka cd Emmy, do Matta

Po spartańskim poranku, poszedłem do swojego pokoju, żeby się ubrać. Umówiliśmy się z Emmą, że za dokładnie 15 minut spotkamy się przed stołówką. Ogarnąłem się dość szybko i wyszedłem z sypialni. Maszerowałem, nucąc sobie zadowolony jakąś melodię. Humor mi dopisywał, słonko świeciło, ptaszki śpiewały. Boże, jaki piękny dziś dzień. Nagle zauważyłem klęczącą na ziemi Emmę. Obok niej siedział jakiś mężczyzna i tulił ją do siebie. Zmarszczyłem zmartwiony brwi. Co się dzieje? Zacząłem szybko iść w kierunku dziewczyny, jednak zatrzymałem się w połowie drogi. Ja... Chyba zwariowałem. Poczułem jak serce zaczyna mi bić coraz mocniej w piersi, gdy wpatrywałem się w wysokiego bruneta przede mną. Niesforne, brązowe włosy częściowo były spięte w kucyk, na szyi wisiał srebrny nieśmiertelnik, a szerokie spodnie moro opierały się na jego biodrach. Przełknąłem głośno ślinę, gdy duchy przeszłości zaatakowały moje serce. Nie wiedziałem czy uciekać, czy zostać. Podejść do... niego? Zagryzłem wargi i powoli ruszyłem przed siebie, wpatrując się w chłopaka. On wstał z kolan i patrzył się na mnie swoim cholernym wzrokiem. Podszedłem na odległość niecałego metra. Brunet już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak szybko je zamknął. Zmrużyłem oczy, czując jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Wyminąłem chłopaka bez słowa, odwracając głowę. Podszedłem do wciąż klęczącej dziewczyny i kucnąłem przy niej, tuląc ją do siebie. Nie wiedziałem czy pocieszam ją, czy raczej samego siebie. Łzy ciekły mi po twarzy, jednak zawstydzony schowałem ją w ramię Emmy. Czułem jego obecność za sobą, jego rosnące zdenerwowanie. Pierdolony rok. Przez rok starałem się nie załamać, jakoś o nim zapomnieć. Sądziłem, że on zrobił to samo. Po prostu o nas zapomniał. Uciekł samolubnie. Ja jednak nie mogłem uciec od własnych uczuć. Pierdolony rok zbierałem do kupy siebie, Emmę i Grace. Nie wiedziałem czy krzyczeć czy płakać z bezradności. Nagle poczułem, że chłopak uklęknął i przytulił naszą dwójkę, skrępowany. Drgnąłem, czując jego dotyk i odwróciłem się do chłopaka, najpierw pilnując, żeby Emma usiadła spokojnie. Z mokrą twarzą wpatrywałem się w twarz bruneta. On uśmiechnął się kącikiem ust i dotknął palcem czubek mojego nosa, tak jak robił to kiedyś. Odskoczyłem od niego i zwiesiłem głowę. Po raz pierwszy od bardzo dawna wymówiłem na głos to jedno słowo.
- Matt...
Chłopak spojrzał się na mnie, wstał, otrzepał się i podał mi dłoń. Zawiedziony, czułem wielką gulę w gardle. Odmówiłem mu i samodzielnie stanąłem na nogi. Emma, wciąż siedząc na ziemi, przyglądała nam się z dołu. Wiał wiatr, a ja powoli otrząsałem się z szoku. Pomogłem Emmie wstać i starając się uśmiechnąć jak najszerzej powiedziałem.
- Idziemy do stołówki. Muszę utopić się w morzu jedzenia.
Dziewczyna parsknęła cicho. Atmosfera była dziwna. Dało wyczuć się napięcie, powoli jednak pojawiała się... Nadzieja? Cała nasza trójka ruszyła w kierunku dużego budynku. Brunetka podeszła do brata i złapała go za rękę, jakby nie chciała go już nigdzie puścić. Smutnie spojrzałem się na ich splecione palce, idąc tuż za nimi. Szczerze mówiąc nie wiedziałem co czuję. Smutek, czy może radość. Widziałem jednak w oczach Emmy jakiś blask i była to najpiękniejsza rzecz pod słońcem.

<Matt? Kurde, jakaś taka melancholia, meh XD>

czwartek, 19 kwietnia 2018

Od Matta do Sinary (już prawie +16)

Przebywam w tej krainie już kilka dni. Nudzę się tu niemiłosiernie i szukam se jakieś rozrywki. Gdy nastał wieczór postanowiłem wybrać się nad jezioro. Podchodząc bliżej usłyszałem słodki śpiew.
Już wtedy miałem przeczucie, że zabawa dopiero się zaczyna. Będąc na miejscu, zauważyłem czerwonowłosą dziewczynę. Pływała sobie jak gdyby nigdy nic w świetle księżyca. Widać los chciał, że spotkałem piękną nimfę na swojej drodze.
Po czasie okazało się też że sprytną, ponieważ chwilę później już byłem jej ofiarą. Przemoczony ruszyłem w stronę swojego pokoju, a Remi podążyła za mną. Nie minęło zbyt dużo czasu, kiedy znalazłem się na łóżku. Dziewczyna zachowywała się jak dziki zwierz. Widać było, że wie czego chce i zamierza to zdobyć.
Chyba nie myśli, że pójdzie ze mną jej tak łatwo. Moja ręka powędrowała we włosy dziewczyny, przeczesując je delikatnie. Z tego co już się dowiedziałem, od słuchawek trzymamy się z daleka. Nic nie szkodzi. Teraz jest wiele innych ciekawszych miejsc do zobaczenia. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, obejmując ją jedną ręką w pasie, a drugą pozostawiając we włosach.
Moje usta delikatnie zbliżyłem do jej szyi, składając na nich swój pocałunek. Jak widać czerwonowłosej to nie przeszkadzało. Moje wargi zaczęły wędrować wyżej kierując się w stronę ucha.
- Skąd możesz wiedzieć, że jesteś w moim typie? - wyszeptałem
- Dostaję to czego chcę - odparła z zalotnym uśmieszkiem
Taka odpowiedź mi w zupełności wystarczyła. Przesunąłem moją prawą dłoń z włosów na podbródek a lewą skierowałem w dół pleców. Szybkim ruchem wyślizgnąłem się z pod niej, po czym przerzuciłem ją przez ramię.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła zdziwiona dziewczyna
- Wybacz słońce, musisz się bardziej postarać - odpowiedziałem z nutą rozbawienia. Na jej twarzy widziałem mieszankę zirytowania i niedowierzania. Wyglądała jak lwica po nieudanym polowaniu.
- Gdzie odstawić panienkę ?
Jedyne co zastałem w odpowiedzi to cisza. Gdy już miałem ponowić pytanie, uzyskałem odpowiedź. Byłem lekko zdziwiony, że poszło w miarę łatwo. Wszystko wskazywało na to, że czerwonowłosa już obmyśliła nowy plan.
Postanowiłem się tym już dziś nie przejmować i zanieść ją do jej pokoju. Co się okazało, był praktycznie obok mojego. Moje przypuszczenia się potwierdziły, " zabawa dopiero się zaczyna". Kopniakiem otworzyłem jej pokój i rzuciłem Remi na łóżko.
Przyznam że cała w nieładzie wyglądała pociągająco, ale jednak nie tak łatwo mnie zdobyć. Cmoknąłem dziewczynę w czoło, po czym zacząłem się kierować w stronę wyjścia.
- Bądź grzeczną dziewczynką, to może i jutro się pobawimy - rzuciłem uśmiechając się psotnie. Kierując się do własnego pokoju zacząłem nucić.
Got a secret
Can you keep it?
Swear this one you'll save...

<Sinara? Wybacz, nie ma tak łatwo>

Zmiana w zakładce "Regulamin"

Jak w tytule, pojawiła się zmiana w jednej z zakładek. Sam cyferkowy regulamin jest nienaruszone, lecz pod spodem wreszcie pojawiła się prawilna informacja o zaklepywaniu opowiadań. Proszę o przeczytanie i zapoznanie się z treścią, szczególnie nowe osoby!

~ WUA

Od Emmy do Marka

Totalnie urocze i wnoszące w historię Emmy opowiadanie ~WUA

Słoneczko świeci, ptaszki ćwierkają, a jednorożce wokół biegają. Kocham przebywać w krainie snów. Jest mi tu tak dobrze, a raczej było. Dopóki nie poczułam zderzenia z rzeczywistością.
Gniewnie spojrzałam na osobnika, który musiał się w nocy do mnie przybłąkać. Jego odpowiedzią był zamach na moje życie i próba uduszenia mnie poduszką. On wie. Wie, że mnie się rano nie budzi.
Ta zniewaga krwi wymaga! Po chwili ta sama poduszka wylądowała na buźce Marka.
- This is SPARTA ! - wykrzyczałam niczym wojownik i kopniakiem zepchnęłam chłopaka na ziemię. On se nic z tego nie zrobił i rozłożył się niczym na plaży. Postanowiłam to wykorzystać i rzuciłam się na niego całym ciałem.
Chłopak stęknął i uraczył mnie mało urodziwym grymasem. Po chwili wylegiwania się postanowiliśmy wstać, ponieważ zrobiło się dziwnie gdy koń zaczął się nam przyglądać mieląc trawę.
Zgodnie stwierdziliśmy, że pora się przebrać. Umówiliśmy się za godzinę na śniadanie w stołówce. Ślamazarnymi ruchami wyciągnęłam z szafy czarne leginsy i szary podkoszulek. Zrobiłam lekki makijaż, poprawiłam naszyjnik i byłam gotowa wyruszyć w świat.
W miarę szybko się wyrobiłam, więc postanowiłam szybciej udać się na stołówkę. Tak na wszelki wypadek, gdyby Mark postanowił wszystko mi zjeść. Idąc przez plac nagle stanęłam jak wryta.
Zobaczyłam bruneta o wysportowanej sylwetce. Miał na sobie spodnie moro i czarną bluzę. Po chwili odwrócił głowę w moją stronę. Zamarłam. W tym momencie nie wiedziałam czy serce ponownie mi się roztrzaskało, czy jednak w końcu jest w całości.
Chłopak spojrzał na mnie i smutno się uśmiechnął. Teraz nie byłam już pewna czy się serio obudziłam. Spojrzałam na niego jeszcze raz, by upewnić się że to nie halucynacje. To on.
- To naprawdę ty? - wyszeptałam, czując jak łzy napływały mi do oczu.
- Witaj siostrzyczko. - odpowiedział czułym, a zarazem spokojnym głosem.
Napłynęła do mnie fala wspomnień. Przypomniało mi się dzieciństwo. Te lepsze i gorsze dni. Byliśmy nierozłączni. Tak wiele razem planowaliśmy... Podeszłam do chłopaka.
- Bracie - wyszeptałam, po czym z całej pety przywaliłam mu w ryj. Matt był oszołomiony, ale nie wyglądał na zdziwionego.
- Ty pieprzony dupku! - wykrzyczałam mu w twarz. Nie zapomnę ile wycierpiałam przez niego, gdy nagle zniknął. Ile nocy przepłakałam. Ile głupot dokonałam. Jak strasznie to przeżyłam.
A teraz jak gdyby nigdy nic, spotykam go w jakiejś walonej krainie magicznych skrzatów! Po chwili emocje wzięły górę i szlochając osunęłam się na ziemię. Lyse pochylił się do mnie, objął ramieniem i trzymał, dopóki się nie uspokoiłam.
Nie byłam pewna czy nie chce znowu oberwać w twarz, czy jednak martwi się że zrobię sobie większą krzywdę.
- Przepraszam, obiecuję że już cię nie zostawię - wyszeptał
Usłyszeliśmy kroki, po czym odwróciliśmy się w tam tym kierunku. Na przeciwko nas stał zszokowany Mark. Chłopacy raz patrzyli na siebie, raz na mnie. Tkwiliśmy w głuchej ciszy.


<Mark? mamy gościa>

Od Sinary do Matta

Siedziałam nad strumieniem, moczyłam stopy w wodzie. Patrzyłam jak jej powierzchnia faluje w okręgach. Tak pięknie to wyglądało. Jednak po wpatrywaniu się w wodę, znikąd pojawiły się świetliki. Jeśli tak można nazwać małe świecące cośki, latające tuż nad wodą i wokoło. Dopiero gdy spojrzałam w niebo, dostrzegłam, że jest noc. Był księżyc, jakiś zarys na niebie, oraz gwiazdy. Ale i tak było przyjemnie ciepło.
Nuciłam sobie moją własną piosenkę. Panowała ogólna cisza, otaczały mnie tylko dźwięki. Wszędzie ten dźwięk był widoczny.
Sięgnęłam po włosy i zaczęłam zaplatać je w warkocz. Zaczęłam machać nogami, a nóż widelec coś wypłynie. Czekałam na jakiś ruch, jednak nic się nie pojawiło. Miałam zamiar sobie trochę popływać, dlatego też zdjęłam słuchawki, oraz ubrania, przysunęłam się bliżej i zanurzyłam. Wypłynęłam i zaczęłam sobie pływać pod rozgwieżdżonym niebem.
- Co o tej porze robisz w wodzie? - spytał jakiś męski głos.
- Jak widzisz, pływam - powiedziałam.
- Może lepiej z niej wyjdź - dodał.
Podpłynęłam do brzegu i podałam chłopakowi dłoń, aby mi pomógł. Ha, dał się nabrać. Gdy tylko ją podał, pociągnęłam go i wpadł do wody. Przysunęłam się do niego bliżej, aby zarzucić mu ręce na ramiona, jedną dłoń wplotłam w jego włosy, a drugą się trzymałam.
- Jak mam się do ciebie zwracać? - zapytałam
- Matt, tak możesz. A ciebie jak nazywać? - odrzekł.
- Remi - powiedziałam.

Po kilku minutach wyszliśmy z wody, zabrałam swoje ubrania i ruszyłam za chłopakiem. Zabrał mnie do swojego pokoju, rozłożył moje i swoje ubrania, po czym dał mi ręcznik oraz coś z jego ubrań. Wzięłam tylko bluzę. Próbował dotknąć moich słuchawek, jednak popchnęłam go na łóżko. Leżał na nim, po czym podniósł się do siadu. Usiadłam na jego nogach okrakiem i delikatnie popchnęłam go, aby się położył. Moje włosy nieco przysłaniały mi twarz, jednak Matt je przesuwał za moje ucho.

Matthew?

środa, 18 kwietnia 2018

Od Sinary do Tośki

Nie mogłam, złapać oddechu. Szarpałam dziewczynę za włosy i w końcu zepchnęłam ją z siebie. Wzięłam kij i wyciągnęłam w jej stronę.
- Idź do biblioteki, tam się wszystkiego dowiesz dzikusie – powiedziałam, po czym dodałam – Idź przodem.
Popchnęłam ją kijem, aby zaczęła iść. Tak też szła przede mną. Gdy znalazłyśmy się w bibliotece, nie musiałam nic robić. Sama wiedziała gdzie idzie, ja w tym czasie wzięłam sobie jedną ze starszych i grubszych ksiąg. Usiadłam i otworzyłam ją, aby zacząć czytać.
***
Kilka godzin zajęło mi czytanie księgi, gdy zamknęłam i poszłam odłożyć książkę. Dziewczyna siedziała i tępo patrzyła na swoje dłonie. Uch, musiało to w nią uderzyć. Przykro. Poszłam wziąć kij i podeszłam do niej.
- Możesz mówić do mnie Remi, albo Sinara - powiedziałam.
- Tośka. Wybacz za wcześniej - rzekła.
- Tylko się nie maż. Jesteś na to za dorosła – powiedziałam, jednak po chwili zaczęłam śpiewać - I'm ready for whatever, fo' sho'
Come on, Becky G, let's go
Esta pa la gente en el barrio
La gente en la lucha
El mundo entero, yo se que me escuchan
Pon las banderas pa' arriba
Y dile no pare, sigue sigue
Todos los Latinos, sigue, sigue
Todos los paises, sigue, sigue
Because your touch, like poison, is running through my veins
Amor mi, how electric, siempre, siempre, siento
We're like Bonnie and Clyde, we reach for the sky
Desde hoy, forever, yeah, tonight
We will be superstars, superstars, you and I
We will be superstars, superstars, you and I
Yeah, we run this party
We will be superstars, superstars, you and I
Yeah, we run this party
We will be superstars, superstars, you and I
Come and join La fiesta
We will be superstars - dodałam.
Tośka spojrzała się na mnie. Miałam obawę, że zaraz wpadnie mi w ramiona... Tylko nie to... Choć tulenie się jest miłe. Wzięłam ją pod rękę i wyprowadziłam na świeże powietrze. Niech dziewczyna się przewietrzy. Następnie pokazałam jej gdzie jest stołówka, czas najwyższy coś przekąsić.

Tośka?

Od Sinary do Grace

Panienka z wybujałym ego. Do takiej tylko z bronią podchodzić, bądź z ukrytymi shurikenami... Tak, właśnie szykuje morderstwo, brawo Sin, genialne wytłumaczenie tego, jak cię zgasiła.
Ruszyłam za nią, podeszłam do jej domku. Podniosła brew, jarając... O nie, musi się uspokoić... Zaśmiałam się pod nosem... Czujecie ten sarkazm... No pewnie.
- Hej mała - powiedziałam i podeszłam do niej, odbierając jej szluga. Wsunęłam go sobie między wargi i zaciągnęłam się. Lubię czuć ten aromat. Gdy dziewczyna chciała się odezwać zaczęłam nucić piosenkę.
- I wanna dance with you all through the night
The music is bumping and no, I don't bite
I see that you're hiding, no need to be shy
Ven para acá porque quiero bailar
A ver, dame tu mano
So, so close, así nos bailamos
Face to face, despacito
Feeling good, gozando el ritmo
Got your hands on hips
Let's salsa, no chips
So hot, don't quit
Can't believe you got me feeling like this
I don't even know your name
So can I call you what's his name?
It's so hot, can you feel the flame?
Damn, this beat is so insane
3Ball, keep it rocking
Who cares if anyone's watching?
Even though the clock tick tocking
Till the morning and we ain't stopping... 
Dziewczyna słuchała, jednak się nie odezwała. Usiadła obok mnie na ławce i patrzyła gdzieś w dal. Czyżby jej się spodobało? Może to ta pogoda, jest lepsza niż była.

Nie wiem, ile tam siedziałam, jednak w pewnym momencie wstałam, zgasiłam chyba trzeciego peta i ruszyłam do swojego domku. Już chciałam się położyć w łóżeczku. Po dotarciu do budynku, weszłam do swojego pokoju. Zdjęłam słuchawki, aby iść wziąć prysznic. Moje mokre włosy powoli wysychały, gdy leżałam sobie na łóżku. Włączyłam muzykę i coś do obejrzenia. Byłam znudzona, a czekanie na to, co nieuniknione, było wręcz irytujące. Jednak nagłe pukanie do drzwi nieco mnie zaskoczyło, wstałam i ruszyłam, aby je otworzyć. Stała w nich ona.
- Nie znam twojego imienia. Ja jestem Grace - powiedziała.
Ta piękna i wspaniała... Zaśmiałam się pod nosem. Nabijanie się z niej nic mi nie pomoże. A może jednak...?
-Sinara.

Grace?

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Od Marka do Emmy

Małe, zdradzieckie warzywa nigdzie nas nie zaprowadziły. Chyba, że w maliny. Uśmiechnąłem się półgębkiem wyczuwając własny żart. Od początku wiedziałem, że te stworzenia raczej nam nie pomogą. Emma dość szybko się pożegnała i udała w kierunku sypialni, podobnie zresztą jak ja. Nie czułem się jednak zmęczony. Szczerze mówiąc, chyba trochę bałem się, że marchewka może mnie nawiedzić w nocy. Kiedy znalazłem się w swoim ciemnymi pokoju, poczułem smutek. No i strach. Warzywa czuwają. Nie chciałem być znowu sam. W ciszy i półmroku umyłem zęby, przebrałem się w piżamę, po czym położyłem na łóżku. Leżąc na plecach, patrzyłem się w sufit. Wierciłem się, starałem ułożyć w różnych pozycjach, wciąż jednak nie mogłem zasnąć. Zdeterminowany opatuliłem się szczelniej kołdrą i na bosaka wyszedłem na dwór. Było dość chłodno, ale wciąż pięknie. Gwiazdy świeciły na niebie, a powietrze miało orzeźwiający zapach. Mrużąc oczy szedłem w kierunku pierwszego domku. Wiedziałem, że Emma ma tam swój pokój, mówiła mi o tym wcześniej. Nie wziąłem ze sobą okularów, dlatego oczywiście wchodząc po schodkach potknąłem się i wciąż owinięty w kołdrę, sturlałem na dół. Dzięki Bogu, pościel była gruba, więc prawdopodobnie się zbytnio nie potłukłem. Gorzej było ze wstawaniem. Opatulony w ciasny naleśnik nie potrafiłem się podnieść. Jakoś nie chciało mi się wyciągać rąk na zimno, podpory w takim razie zbytnio osiągnąć nie mogłem. Zmusiłem jednak swój brzuch do współpracy i udało mi się usiąść, po czym niezbyt zgrabnie wstać. Tym razem bardziej uważając na schodach, wszedłem do domku. Niestety ręce i tak na chwilę musiałem wyciągnąć z kołdry, by otworzyć drzwi. Pomaszerowałem do pokoju ósmego i cicho do niego wtuptałem. Nie myśląc za wiele udałem się w kierunku łóżka Emmy i położyłem się obok niej. Chociaż było wąskie, mieściliśmy się na nim we dwójkę. Dziewczyna coś tylko mruknęła przez sen, przekręciła się na drugi bok i dalej spała. Zadowolony zamknąłem oczy i tym razem szybko zapadłem w sen.

Następnego dnia rano obudziło mnie rżenie konia. Brunetka na noc zostawiła otwarte okno, przed którym teraz stał koń i bezczelnie zaglądał do pokoju. Przeżuwał trawę i z bardzo zadowoloną miną patrzył się w moim kierunku. Zaspany rzuciłem jakąś obelgę w jego kierunku i naciągnąłem poduszkę na głowę. Niestety, trochę zapomniałem, że była to nasza wspólna poduszka, przez co dziewczyna straciła miękka podpórkę i uderzyła głową o twardy materac. Otworzyła przymrużone oczy i jęknęła. Przykurczony wyjrzałem spod poduszki z pewnymi obawami, co do swojego dalszego żywotu. Moje spojrzenie skrzyżowało się z zaspanym i delikatnie urażonym spojrzeniem dziewczyny. Szybko zdjąłem przedmiot z głowy i położyłem na twarzy brunetki.
- Nic tu się nie wydarzyło. Śpij dalej, cukiereczku.
Odpowiedzią było jedynie głośne parsknięcie konia zza szyby.

<Emmuś?>

Od Nicolasa do Moony

Nicolas podniósł się i jakoś dowlókł do drzwi. Otworzył je i zobaczył dziewczynę o sympatycznie wyglądającej twarzy.
- W czym mogę pomóc? - zapytał nieco zdezorientowany. Jak mógł komuś pomóc, kiedy sam potrzebował pomocy?
- Chciałabym po prostu porozmawiać - odpowiedziała.
- Dobrze. Wejdź - zrobił jej przejście, a gdy już znalazła się w środku, zamknął drzwi - Czuj się jak u siebie, o ile mogę tak powiedzieć...
Dziewczyna była chyba równie zdezorientowana, jak on. Wodziła oczami po pomieszczeniu, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Może ja zacznę - zaśmiał się nerwowo - Jestem Nicolas.
- Moony - wyciągnęła rękę w jego stronę, a on uścisnął jej dłoń.
Przez chwilę panowała dość niezręczna cisza. Stali i albo gapili się na siebie, albo wbijali wzrok w ziemię. Nicolas wziął głęboki wdech, gdy dziewczyna otworzyła usta.
- Chciałabym... Chciałabym wiedzieć... Chciałabym wiedzieć, gdzie tutaj są łazienki.
Nicolas zaśmiał się cicho i podszedł do drzwi znajdujących się wewnątrz pomieszczenia.
- Widzisz te magiczne drzwi? - zapytał, a ona pokiwała głową. Nicolas pchnął je, otwierając tym samym drogę do łazienki - Magia.
Moony przez chwilę patrzyła na niego, jak na wariata, ale chwilę później uśmiechnęła się delikatnie i wydała z siebie odgłos, który miał być pewnie czymś w rodzaju śmiechu.
- Taa... Tyle udało mi się osiągnąć przez te kilka godzin tutaj...
- Godzin? - zapytała zaskoczona - Ty też dopiero co się tutaj zjawiłeś?
- Tak. I miałem już dwa załamania nerwowe, albo trzy. Ale przynajmniej znalazłem swojego kota - wzruszył ramionami - Powinien być gdzieś pod łóżkiem, lepiej go nie budzić.
Moony wydawała się już mniej zdezorientowana i niespokojna, tak samo jak Nicolas. Ulżyło mu, gdy dowiedział się, że nie jest z tym wszystkim sam.
- Z tego co wiem, to bardzo ci zależało - kiwnął głową w stronę łazienki.
- Tak, tak! - powiedziała, po czym wystrzeliła w stronę łazienki.
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i obejrzał za nią. Była całkiem sympatyczna, do tego nawet miła, chociaż miał wrażenie, że nie wysila się specjalnie na bycie uprzejmą. Nicolas usiadł na łóżku i czekał na nią. Chciał z nią jeszcze porozmawiać. Kto wie, może mają podobną wizję tragicznego końca świata, dążącego ku samozagładzie?

<Moony?>

Od Nicolasa do Sinary

Niechętnie ruszył za nią. Dopiero co się „poznali”, a ona już działała mu na nerwy. Nicolas przyjrzał jej się dokładnie. Włosy, które nie wiadomo właściwie jak były ułożone, miały dziwny, ni to różowy, ni to fioletowy kolor. Ni to ładna, ni to brzydka... Na pewno nie nazwałby jej pięknością. Może po prostu nie była w jego typie.
Dlaczego właściwie za nią szedł? Nie miał pojęcia, ale co innego mu zostało? Nie miał nikogo więcej do towarzystwa.
Wyszli na zewnątrz, Nicolas rozejrzał się dokładnie. Pogoda była ładna, wiał przyjemny, ciepły wiaterek. Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
- Dzięki, nie były potrzebne – oddał jej chusteczki, a ona zabrała je.
- Nie, żeby mnie to obchodziło, ale opowiesz coś o sobie?
- Um... Taa... Mogę. Cóż, jak już wiesz, jestem Nicolas. Jestem krzyżówką Niemca i Londyńczyka. Przez to niekiedy nie wiadomo, co mówię, bo niemiecki akcent się wkrada. Spędziłem pół życia tu, pół tu – uśmiechnął się delikatnie, jednak dziewczyna nie wydawała się zbytnio zainteresowana - Może ty coś o sobie opowiesz?
Dziewczyna nagle się ożywiła, jakby czekała właśnie na to pytanie. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, Nicolas dostrzegł błysk w jej oku.
- Chyba jeszcze się nie przedstawiłam. Jestem Sinara. Lubię muzykę, śpiew i instrumenty.
- No to mamy coś wspólnego – uśmiechnął się, ale ona mówiła dalej, jakby w ogóle go nie słyszała.
- Nigdy nie dotykaj moich słuchawek. Nigdy – spojrzała na niego groźnie, jednak niespecjalnie się tym przejął - Mam hiszpańskie korzenie, jest też we mnie trochę z Włocha i Anglika.
Już chciał się odezwać, ale stwierdził, że nie warto, skoro ona i tak nie zwróci na to uwagi. Stwierdził, że to dobra okazja, by na chwilę pomyśleć o tym, co się wydarzyło. Przez chwilę udawał zainteresowanego rozmową, po prostu patrząc na jej non stop poruszające się usta. Nagle dziewczyna przerwała, wyjęła z kieszeni jakiś mały woreczek z białym proszkiem.
- Co to jest?
- Dragi – odpowiedziała po prostu - Uzależniłam się już dawno. W sumie, po co mam się z tym kryć, skoro tutaj nikt mnie za to nie ukaże?
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytał, ale ona znów go zignorowała, po prostu biorąc działkę - Mówię do ciebie!
- Ciekawe, czy mają gdzieś tutaj browarki – mruknęła do siebie.
- Czy ty... Czy ty chcesz się zabić?!
Spojrzała na niego jak na wariata, uniosła obydwie brwi.
- Skąd to pytanie?
- Popijasz narkotyki alkoholem? Życie ci niemiłe? To, że wylądowaliśmy w jakimś dziwnym świecie nie znaczy, że jesteśmy nieśmiertelni.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę, a przynajmniej wyglądała, jakby się zastanawiała. Niewiarygodne, jak szybko można zepsuć sobie dobrą opinię, nawet jej nie wyrabiając - pomyślał Nicolas, patrząc na Sinarę.
- Może i masz rację – powiedziała w końcu - Chodź, pój.. pój... Hahahaha!
Najwidoczniej to coś, co wzięła, zaczęło działać. Nicolas nie miał zamiaru zadawać się z narkomanką, ale nie mógł jej też tak zostawić. Chwycił ją za ramiona i zaprowadził do pokoju, w którym się obudził. Posadził ją na łóżku i przez chwilę zastanawiał się, co robić. Zawiadomić kogoś? Kogo? Czy ktokolwiek tutaj się na tym zna?
Najrozsądniej było w tym przypadku zaczekać, aż jej przejdzie.
Albo i nie.
Nicolas nie wiedział, która jest godzina, ale dziewczyna nie przestawała się dziwnie zachowywać. To coś, co wzięła, było naprawdę mocne. Najchętniej by się jej pozbył, jednak nie był tego typu człowiekiem. Nie puści jej samej w tym stanie.
- Sinara?
- Coooo? - spojrzała na niego z głupkowatym uśmiechem.
- Tam jest łazienka – wskazał - Doprowadź się do porządku, zostaniesz tutaj.
- Zostanę z tobą na noc? - zapytała, po czym zaśmiała się głośno - Nicolas, znamy się tak krótko...
- Po prostu idź – powiedział, a ona zakręciła się kilka razy wokół własnej osi i poszła.
- Żałosne... - mruknął, po czym wyszedł się przewietrzyć.
Zajęło mu to trochę dłużej niż myślał, bo gdy wrócił, Sinara leżała na jego łóżku, półnaga i pijana, a na podłodze leżało kilka pustych butelek. Albo ona była taka szybka, albo on stracił poczucie czasu.
Sinara opowiedziała mu całą swoją historię z najdrobniejszymi szczegółami, o których wolałby nie wiedzieć. W końcu, po kilku opowieściach o podbojach miłosnych i łóżkowych przygodach, dokładnie opisanych, Sinara zasnęła. Nicolas położył ją na łóżku, a sam znalazł sobie miejsce na podłodze.
Rano, gdy się obudził, Sinary już nie było.
Czyżby sobie poszła?
Mylił się, dziewczyna stała na dworze, zupełnie trzeźwa i rzucała kamieniami... w jakiegoś kota!
- Co ty wyprawiasz?! - chwycił jej nadgarstek - Dlaczego to robisz?!
- Bo lubię – wzruszyła ramionami.
Nicolas puścił ją i odwrócił się w stronę kota. Schylił się, by go pogłaskać, a wtedy go rozpoznał. To był jego kot!
Chłopak przytulił zwierzaka, szczęśliwy, że chociaż jedno bliskie mu stworzenie znalazło się tu razem z nim.
- Tylko się nie rozpłacz, tak jak wczoraj – usłyszał Sinarę.
Przewrócił oczami i przeszedł obok niej, a ona chwyciła go za rękaw.
- Nico... może chcesz się zabawić?
Ni... co?
Miał już serdecznie dość. Wyszarpnął się i odwrócił w jej stronę, spojrzał na nią wzrokiem, który wyrażał cały jego gniew i zażenowanie.
- Posłuchaj. To, że przeżyłaś straszne rzeczy związane ze swoją rodziną nie znaczy, że inni nie mają prawa tęsknić za swoją. Współczuję ci, naprawdę, ale zachowujesz się, jakbyś była jedyną ważną osobą na tym świecie, która jako jedyna przeżyła taki dramat. Znamy się od wczoraj, a ty straciłaś w moich oczach wszystko, nawet niczego nie zyskując. Od razu straciłem do ciebie szacunek. I nie, nie chcę się zabawić. Nie będę twoją kolejną zdobyczą. Nie chcę mieć czegoś, co każdy już miał.
Kiedy skończył, odwrócił się i po prostu odszedł.

Sinara
[koniec wątku]

Od Grace do Sinary

Unosząc głowę zobaczyłam średniego wzrostu dziewczynę o krwistoczerwonych włosach. Uśmiechała się pewnie, patrząc na mnie wyzywająco. Źrenice miała bardzo rozszerzone, właściwie połykały całą pomarańczową obwódkę jej oczu. Wyglądała, jakby była na haju. Kręcąc głową poprosiłam by oddała mi moją książkę. Ona jednak bezczelnie odpowiedziała, opierając się o drzewo.
- Poproś ładnie to może się zastanowię.
Biła od niej pewność siebie, złośliwość i przeogromna ignorancja. Przewróciłam oczami. Takich osób jest pełno. Irytujących, przekonanych o własnej cudowności, jednak nie reprezentujących sobą nic wyjątkowego. Wstałam z ławki i powoli podeszłam do dziewczyny, uśmiechając się zimno. Naprawdę nie chciało mi się na nią marnować czasu.
- Rozumiem, że będąc na haju możesz nie odróżniać czyjejś własności od swojej, dlatego pozwól, że ci pomogę – dziewczyna najpierw wyglądała na delikatnie zaskoczoną, a jej wredny uśmiech zamarł na ustach – Ta książka jest moja i nie proszę, a żądam, żebyś mi ją oddała.
Płynnym ruchem wyciągnęłam rękę w jej kierunku, jednak widocznie zirytowana dziewczyna jedynie mocniej zacisnęła dłonie na okładce. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, jednak przerwałam jej gestem.
- Obrażanie mnie, nic ci teraz nie da. Jeśli chcesz się na kimś wyżyć, to trafiłaś źle. Tam masz kamień, możesz go kopnąć, jeśli chcesz.
Tym razem moja niedawna oprawczyni naprawdę się zdenerwowała. Jej uszy przybrały czerwony kolor, pasujący do jej włosów. Usta zacisnęła w wąską kreskę, a jedna z jej dłoni zacisnęła się w pięść. Złapałam ją jednak i przybliżyłam się do jej twarzy.
- Przemyśl to, proszę. Nie chcesz tego – syknęłam cicho, po czym wypuściłam jej rękę z uścisku. Uśmiechnęłam się i z łatwością zabrałam dziewczynie książkę – Dziękuję.
Możliwe, że potraktowałam ją ostro, jednak nie mogłam pozwolić, by ktoś mną rządził. Odwróciłam się napięcie i z tomem pod pachą ruszyłam w kierunku swojego domku. Nagle usłyszałam krzyk dziewczyny za sobą.
- Wal się!
Przewracając oczami i kręcąc głową, roześmiałam się tylko, chociaż muszę przyznać, że w tamtym momencie bardzo chciałam pokazać jej środkowy palec.

Kiedy dotarłam do pokoju, zostawiłam książkę na blacie i sięgnęłam po paczkę papierosów. Otworzyłam jeszcze tylko po drodze okno, żeby przewietrzyć trochę w sypialni i wyszłam z powrotem na dwór. Oparłam się o ścianę domku i podziwiając cienkie smużki papierosowego dymu, oddychałam głęboko. Nagle zauważyłam po raz kolejny krnąbrną dziewczynę. Unosząc brew patrzyłam się na nią, gdy do mnie podchodziła

<Sinara?>

Od Moony do Nicolasa

Każdy z nas miał sytuację, gdy po prostu bezradność go wypełniała. Nie mógł nic zrobić, żeby było inaczej... Lepiej. Stoimy wtedy na środku pokoju, wgapiając się w punkt. Innym może się wydać, że popadliśmy w trans. Błogi stan, spokojny. Tak naprawdę w środku nasze trybiki pracują nad tym, żeby tylko rozgryźć zagadkę wydostania się z wielkiej bezradności. Tak było i w przypadku Moony Symphony. Środek nieznanego jej pokoju był miejscem jej stania od dłuższego czasu. Ściślej mówiąc, od przeczytania księgi. Obudziła się z myślą, że wzięła jakiś nowy, silny towar, który wywołał aż tak dużą... halucynację? Myśl, że to nie było zbytnio możliwe, nie chciało to do niej dotrzeć. Przebywała na odwyku od kilku miesięcy i nawet dobrze jej szło... nie zaprzepaściłaby tego, żeby znowu się stoczyć. Dopiero kiedy zrobiła kilka niepewnych kroków i zobaczyła, że ani razu się nie zachwiała, spostrzegła, że to na pewno nie jest żadna halucynacja. Nie kręciło jej się w głowie, świat nie rozmywał się jej przed oczami i chyba... normalnie się zachowywała, a nie jak naćpana dziewczyna, która potrzebuje kolejnej dawki, bo zacznie wariować. Podeszła do lustra. Pierwszym co zobaczyła, były jej oczy. Normalne. Podwinęła rękaw. Brak śladu wkłucia. Odetchnął cicho, patrząc się jeszcze raz na księgę.
- Czyli wpakowałam się w kolejne szambo - skrzywiła się.
Zacisnęła usta w cienką linię. Przygryzła wargę. Był to dość brzydki nawyk, bo zawsze, gdy tak robiła, to używała do tego zbyt dużej siły. W taki sposób znowu poczuła krew w ustach. Jej grymas się powiększył, kiedy musiała zacząć szukać chusteczek. Znalazła je po chwili, przy okazji wywalając kilka papierów, gumy i stary breloczek z kieszeni. Przyłożywszy chusteczkę do ust, podeszła do drzwi. Zapamiętała ich numer, kiedy je otwierała, a potem zamykała za sobą. Korytarz i kolejne głębokie westchnięcie wydobyte z jej ust. Chciała już zacząć otwierać wszystkie drzwi, ale stwierdziła, że to zbytnio dobrze nie wpłynie na jej reputację... właśnie, czystą reputację. Ilość monologów, które prowadziła w swojej głowie, zaczynała się nasilać. Pod ich wypływem zaczęła stukać do drzwi. Chciała znaleźć kogoś żywego. Na pewno ktoś był w pokoju. Pierwsze drzwi. Nic, cisza. Drugie drzwi, to samo. Trzecie, czwarte piąte. Nadal do samo. Zrezygnowała przy szóstej próbie. Wyszła powoli na zewnątrz, dokładnie zapamiętując drogę.
- Ale żeś się wpakowała, Moony - wyjęczała do siebie. Spojrzała na cały ten dziwny świat - Nic fajnego. Jak u dziadka na wsi... zaraz, ja dziadka już nie mam. Boże, co ja odwalam. Może lepsze to niż...
Miała już zacząć swój piękny wywód do samej siebie, bo przecież kochała mówić, ale nie miała do kogo. Przerwał jej pewien widok. W oknie jednego z domków zobaczyła faceta. Uniosła ręce ku górze, dziękując... w sumie nie wiadomo komu. Włożyła je do kieszeni kurtki i jak najszybciej pognała do domku. Weszła do niego bardzo szybko jak autorka książki, nawalająca w klawiaturę dzień przed oddaniem tekstu wydawnictwu. Kiedy dotarła na niemalże bliźniaczy korytarz do tego w swoim domku, zaczęła się zastanawiać, który z pokoi jest jego. W końcu zastukała do właściwego, mając nadzieję, że chłopak otworzy. Miała cichą nadzieję, że wie więcej, niż ta głupia książka... No i nie chciała siedzieć sama. Chociaż zamienić z nim jedno słowo... No i żeby jej pokazał, gdzie tu są łazienki.

<Nico????>

Od Sinary do Nicolasa

Jakoś niezbyt się przejęłam tym, że obudziłam się na jakimś leżaku. Dotknęłam dłońmi uszu, czy słuchawki są na miejscu i były. Tyle choć szczęścia. Odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam znaną mi melodię. Szłam w jakimś kierunku nucąc, a może i śpiewając piosenkę.
- Her beauty's crazy. I watch her from the crowd. Her voice is So amazin' she make her momma proud. I tried to send her flowers but she has Mo address. Her home is in my heart. It's like she never left. This is more than a crush. More than a like-like, more than a love. Baby, I'mma make you mine. And I ain't givin up. - śpiewałam sobie dalej. Dopóki nie doszłam, jak się okazało do biblioteki, skierowałam się do jednej z pułek i wyjęłam książkę pod tytułem "Przewodnik po Świecie Wyśnionych".
Choć czytałam, moje ciało, umysł i wszystko poruszało się w ten rytm, który słyszałam.
***
Odłożyłam książkę na miejsce i poszłam się rozejrzeć po innych półkach, wystukując rytm. To jest cześć mnie i zawsze nią była. Nie przejmuje się tym, że tu jestem. Przecież i tak nikt nie zauważy mojego klona. Jednak po jakimś czasie ktoś się zjawił. Wróciłam na miejsce, dostrzegłam chłopaka. Naiwniak, o nie nie wrócę do domciu. Buu. Miałam się zacząć z niego śmiać, jednak trochę mogę być miła.
- Młody, nie mazgaj się, może niebawem wrócisz do domciu - powiedziałam, to tak trochę śpiewając.
Chłopak spojrzał na mnie, jednak nic nie powiedział. Podałam mu paczkę chusteczek, jakieś tam gdzieś leżały.
- Nicolas jestem - powiedział zapłakany.
- Sinara, wytrzyj oczy i nie rycz... Bo będą mieć cię za beksę, rusz tyłek i idziemy zobaczyć otoczenie - powiedziałam.
Zaczęłam iść, śpiewając kolejny kawałek piosenki. Kątem oka dostrzegam, jak chłopak idzie obok mnie.

Nicolas?

Od Sinary do Grace

Łaziłam sobie, jednak gdy zaczął padać deszcz, założyłam kaptur mojej puchatej bluzy i ruszyłam, nucąc jakąś piosenkę, jedną z biliona innych.
- Callin' all the Monster, Callin' all the Monster, Callin' all the, callin' all the, Callin' all the Monster.. Oh yea aye, oh yea, aye oh yea aye.. Heart thumps and you jump, Comin' down with goosebumps! You dared to go there, I'ma I'ma get you So scared!... - śpiewałam dalej, tańcząc jeden ze swoich układów. Nudziłam się jak nigdy dotąd, choć tyle, że mam swoją jedyną i niepowtarzalną miłość. Mowa tu o słuchawkach. Tylko gdyby tak jeszcze się rozpogodziło.

Zauważyłam jakąś dziewczynę, która siedziała na ławce. Nachyliłam się i zabrałam jej książkę, czytając tytuł. Zajrzałam do środka, jednak to, co ja widziałam, nieco mnie rozbawiło. Zamiast liter widziałam nuty, tańczyły, bujały się, gdy czytało się je, mieniły się kolorami... Może to dlatego, że całe otoczenie tak widzę. Nieco to niecodzienne...
- Oddaj mi moją książkę - powiedziała.
- Poproś ładnie, to może się zastanowię - rzekłam. Oparłam się o pień drzewa i przeglądałam książkę. Chciałam powkurzać dziewczynę, a ona tak łatwo dawała się wrobić. Aż chce się zaśmiać. Spojrzałam na nią, gdy wstała i podeszła do mnie.

Grace?

niedziela, 15 kwietnia 2018

Od Asika do Seraphina

Świat Wyśnionych nie był wcale taki zły, jednak Ace'owi coś w nim nie pasowało. Nie no, cisza i spokój, wymarzone miejsce do odpoczynku, ale na dłuższą metę zaczął się najzwyczajniej nudzić. To wszystko wygląda jak te młodzieżowe obozy, gdzie dzieciaczki biegały, bawiąc się w podchody, uczyły się umiejętności, które mogłyby im pomóc, jak znajdą się w lesie... Właśnie, ten las... Mówią, że każdy, kto do niego wchodzi i zapuszcza się nieco głębiej, nigdy nie wraca i dlatego nie są w stanie stwierdzić, czy gdzieś się on kończy, czy jest to bezkresne zbiorowisko drzew. Zaczął się zastanawiać nad tym, czy istnieje możliwość, że ktoś dotarł do jego końca i odkrył coś przewspaniałego, ale ze względu na trudną wędrówkę postanowił nie wracać i żyć sobie tam gdzieś... Rozmyślał nad tym, jak bardzo tęskni za swoim nieudanym, ale jakże ciekawym życiem, gdy zauważył mężczyznę. Zatrzymał się na chwilę i przyjrzał mu się dokładnie. Żyją w tak ograniczonej społeczności, a wciąż nie potrafi go rozpoznać. To chyba znak, że czas się zaznajamiać ze wszystkimi... Brr. Obiekt obserwowań po jakimś czasie zdecydował się wkroczyć do lasu. Wyglądał na odrobinę zaskoczonego, zmartwionego? Ace nie potrafił tego stwierdzić, gdyż jego twarz widział przez krótką chwilkę, a teraz ma widok jedynie na jego plecy. Postanowił pójść za nim.
W pewnym momencie przyspieszył tempo. Rudzielec postanowił znaleźć źródło dziwnego zachowania chłopaka. Zauważył kobiecą sylwetkę, która najwidoczniej była celem mężczyzny. Jej postać Ace'owi znikała z oczu za drzewami i pojawiała się na sekundy. Prawdopodobnie, gdyby był bliżej, byłby w stanie dostrzec jej całą okazałość, a tak... Była dla niego jedynie bladą kreską o imieniu... Clara? Chyba tak on do niej krzyczał. Nagle powietrze stało się cięższe i oddychanie zaczęło męczyć. W dodatku ten smród, rozkładające się ciała? Naciągnął koszulkę na nos, choć dobrze wiedział, że niewiele to da.
– Clara, tak bardzo tęskniłem.
Ace, słysząc te słowa, podszedł nieco bliżej i schował się za drzewem. Odrobinę go odrzuciło, gdy blisko jego głowy wisiało ciało dzieciątka. „Dla niego obóz nie skończył się najlepiej” – pomyślał, ale zaraz wrócił do rozgrywającego się przedstawienia tuż przed nim. Chłopaka musiała łączyć zażyła więź z tym... duchem? Gdy się jej tak przyjrzał dokładniej, raczej nie mógł jej nazwać żywą. Swoją grą poruszyli serduszko Asika na tyle, aby mógł współczuć mężczyźnie, gdy ta tak po prostu się rozpadła. Jeszcze tak brutalnie potraktowała jego nos. Rozejrzał się wokół i chyba doznał szoku. W sumie... Rudy nie wiedział, że wisielców jest tu znacznie więcej, więc sam się odrobinę zdziwił. Postanowił wyjść z ukrycia, ale przy okazji nie chciał wystraszyć (jeszcze) nieznajomego. Uniósł ręce na wysokości głowy, pokazując, że nie ma złych zamiarów i nie należy się go bać. Nim został jednak dostrzeżony przez niego, zdążył się przybliżyć na tyle, by mieć go na wyciągnięcie ramion.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
Pytanie o samopoczucie, jak i o stan, nie powinno być uznane za atak, napaść, dlatego uznał to za najlepsze wyjście. Nie znał go i był odrobinę zmęczony, żeby bawić się w rozszyfrowywanie mężczyzny na podstawie jedynie drobnych przesłanek. Nie chciał go też za bardzo drażnić, bo jeszcze wyciągnie zza pleców nóż i rzuci się na biednego rudzielca.

Seraś?

Nowa Śniąca!


Imię: Sinara Remi Xirius 
Pseudonim: Sinara, Kit 
Płeć: Kobieta 
Wiek: 19 lat 
Orientacja: Hetero albo bi
Wygląd: Sinara ma nieziemsko długie, rozwiane niekiedy na wietrze krwistoczerwone włosy, z pasemkami jasnej czerwieni. Falują, są proste, kręcą się.. Są w nieładzie, a zarazem ułożone. Na jej głowie zawsze widnieją słuchawki z kocimi uszami, są zawsze. Rzadko kiedy je zdejmuje. Nie pozwala, nikomu ich dotknąć. Jest śliczna, zadbana, elegancka i przecudowna. Ma w tym wszystkim swój charakterek. Maluje się, choć mało co widać, na ogół wygląda tak, a nie inaczej nawet bez tapety. Jej oczy mają kolor jakoś tak między czerwonym, a pomarańczowym. Pod lewym okiem ma tatuaż w kształcie gwiazdki. Ma także na karku napis, na nadgarstku znak nieskończoności, pod biustem, na udach oraz z boku palcy. Co do kolczyków to ma w uszach po cztery, w pępku, oraz języku. Na szyi zawsze ma czoker z napisem KIT. Tak też się do niej zwracają. Ubrania nosi różne, zależy od pory, humoru, nastroju.. Od wielu czynników. 
Charakter: Remi jest pasywno-agresywna. Jednak mimo wszystko jest niezwykle odważna, szczera i wredna. Jej chamskość aż czuć na kilometr, ale nawet mimo to jest subtelna, kochana, towarzyska, a co najważniejsze nie pozwala włazic sobie na głowę. Spierze gdy trzeba, nie boi się ubrudzić rąk. Gdy ktoś tknie jej słuchawek to po prostu oberwie, jak od dzikiej nieokiełznanej bestii. Więc powtarzam od słuchawek won z łapami. Nie zdradza sekretów, jednak licz się iż będzie mieć haki na was, jeśli coś się jej nie spodoba. Nie kłam w stosunku do niej gdyż ona zrobi to samo oraz zacznie być bardziej chamska, jeśli jest to w ogóle możliwe. Ona nie ufa, można jej zaufać jednak mimo wszystko będzie trzymać cię na dystans, tak już jest. Nie mówi za dużo o sobie, to nie ten typ. Słowa jej piosenek mówią, można powiedzieć iż często tak się posługuje. Nie mówi wprost, tylko jakimiś zagadkami czy też tekstami z piosenek. Remi jest aż nadto ciekawska, czasem trafia w czuły punkt, a innym razem doprowadza do wściekłości albo płaczu. Buntownik jakich mało, łamie wszystkie zasady, ma je gdzieś. Karzesz jej coś, odpowiedź jest prosta, sami to robicie. Jak ma humor zrobi co chce, a jeśli nie to 'wal się'. Pyskuje jak dziecko, ignorantka z niej jest, albo jeśli czegoś, kogoś chce to sobie bierze. Zrobi co jej się podoba, a ty nie masz nic do gadania. 
Historia: Po tragicznym wypadku rodziców Remi nie potrafiła się pozbierać, przechodziła wiele faz... Gdy w końcu pewnej nocy przedawkowała, zajęło się nią jej rodzeństwo. Choć nie jest z nimi na tyle blisko, aby rozmawiać o sobie. Otworzyć się przed nimi czy jakoś tak... To mimo wszystko dbają o nią i kochają. Jednak gdy brat zajmuje się swoją dziewczyną i pracą oraz dzieckiem, to siostra często musi wyjeżdżać. Wniosek jest taki iż Remi, Nerv i Meredith są rozbici z powodu śmierci ich rodziców. 
Zainteresowania i umiejętności: Muzyka - śpiew, pisanie tekstów, taniec, gra na instrumentach, wszystko co jest związane z muzyką. Za młodu trenowała, jej ciało jest szczupłe ale gotowe na wszystko. Sporty, biegi, ćwiczenia, boks, pływanie to wszystko wlicza się w jej atuty. Lubi grać w gry, jest w tym niezła. Umie się wspinać. Czasem przeczyta jakieś książki, komiksy. 
Rodzina: Jej rodzice nie żyją, ma siostrę i brata, ale nie mają jakiś bliskich kontaktów. 
Urodziny: 11 sierpnia 
Ciekawostki: 
~ Pali, pije i bierze, to już weszło jej w nawyk. 
~ Lubi wygrzewać się na słońcu oraz oglądać piękne gwiazdy. 
~ Zna kilka języków. 
~ Nie pozwala nikomu dotykać swoich kochanych słuchawek. 
~ Choć jest weganka, zdarza się iż je mięso. 
~ Lubi gorąca czekoladę. Jak i resztę słodyczy. 
~ Kiedyś była pływaczką i dlatego kocha pływać. 
~ Nie umie zbytnio gotować. 
~ Lubi bronie. Potrafi się posługiwać biała jak i palną. 
~ Nie przepada za zimnem. 
~ Gdy ma taki kaprys zacznie cię bić, napieprzać albo też zrobi wszystko, abyś padł na ziemię i nie wstał.
~ Często ciągnie różne osoby do łóżka (strzeż się, gdyż możesz być następny).
~ Irytują ja małe dzieci jak i kujoni. 
~ W podstawówce mimo licznych bójek, czy też kłopotów zawsze była najlepszą uczennicą. 
~ Jest oburęczna. 
~ Ma hiszpańskie korzenie, tak samo jak włoskie i angielskie. Taka mieszanka.
~ Lubi rzucać kamieniami, nawet w zwierzęta. 
~ Pracuje w klubie jako DJ albo barmanka. 
~ Często można zauważyć ja z kijem. 
~ Zapuszcza się w miejsca, gdzie nikt inny by się nie odważył wejść. 
~ Ma kilka kolorów notatników. 
Numer domku i pokoju: Domek 3, pokój 4
Właściciel: [Howrse] Zenddi [Gmail] lidzia1108@gmail.com