czwartek, 12 lipca 2018

Od Erena do Kogoś

Otworzył oczy i zobaczył błękitne niebo.
Poczuł trawę pod swoimi palcami i zapach dzikich kwiatów. Oddychał świeżym powietrzem, czuł ciepło promieni słonecznych na swojej skórze.
Jego źrenice rozszerzyły się, a usta wykrzywiły w szerokim uśmiechu. Dość krat, białych ścian, metalowych drzwi i pętających go łańcuchów. Dość lekarzy i leków, dość eksperymentów, dość nowych blizn.
Usiadł powoli i rozejrzał się. Jego serce zaczęło bić szybciej na widok rozłożystej łąki i zielonego lasu. Zobaczył pasące się nieopodal sarny, a do jego uszu dotarł śpiew ptaków.
Eren wstał i zaczął powoli iść w stronę zwierząt. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc, że to matka z młodym. Usiadł nieopodal, a gdy to zrobił, sarna uniosła łeb i zastrzygła uszami, postukała raciczką w ziemię i fuknęła cicho.
– Spokojnie – powiedział miłym głosem. – Nie mam zamiaru was krzywdzić.
Sarna przyglądała mu się jeszcze chwilę, po czym wróciła do powolnego skubania trawy.
Wszystko było cudownie, jednak chłopak nie wiedział, gdzie się znajduje i dlaczego. Czy był tam sam? Czy może gdzieś za lasem żyli ludzie?
Czy mimo wolności był skazany na samotność?
Po jego policzku spłynęła błyszcząca łza. Chłopak uśmiechnął się, gdy poczuł mokry nos sarny na swoim policzku. Zwierzęta od zawsze do niego lgnęły, a jemu nie przeszkadzało to ani trochę. Kochał to.
Zaśmiał się, gdy zwierzę polizało go po twarzy szorstkim jęzorem. Pogłaskał sarnę i spojrzał w jej duże, brązowe oczy.
– Dziękuję, malutka – powiedział cicho.

<Ktoś?>

1 komentarz: