środa, 16 maja 2018

Od Grace do Sinary

Zdjęcia na odprężenie? Czemu nie. Złapałam szybko aparat, który stał na półce i ruszyłam w kierunku lasu. Robiło się już powoli chłodno, chociaż słońce nadal świeciło, wciąż jednak przyjemnie było iść przed siebie. Oczyma wyobraźni już widziałam powstające zdjęcia, szkoda tylko, że raczej nie będę mogła ich tutaj w żaden sposób wywołać. Gdy w końcu doszłam do lasu, poczułam jego cudowny zapach. Świeży, mocny, przyjemny. Wszędzie panował miły cień, liście szumiały, a Sinara szła z zamkniętymi oczami, jak w transie. Chwila... Patrzyłam się w jej kierunku ze zmarszczonymi brwiami. Co jej jest? Krzyknęłam jej imię, ale nie odpowiadała, dlatego podbiegłam do niej i złapałam ją za rękę. Coś było nie tak, w końcu nikt raczej nie łazi w transie po lesie. Gdy dotknęłam dziewczyny, ona nagle otworzyła oczy.
- Co tu robisz?
- Idę. A ty co tu robisz? – zapytała, a ja w odpowiedzi, bez słowa wskazałam na wiszący na szyi aparat. Sinara kiwnęła tylko głową. Nagle zauważyłam, że kieszenie ma wypchane... złotem? Sięgnęłam szybko i faktycznie wyjęłam jakiś pozłacany wisiorek. Skierowałam wzrok na Sinarę.
- Skąd to masz?
Dziewczyna jedynie przewróciła oczami.
- No raczej nikomu nie ukradłam. To mój skarb, znalazłam gdzieś tam – odpowiedziała zabierając mi z dłoni błyskotkę i wsadzając ją sobie znowu do kieszeni. Jakoś ciężko było mi w to uwierzyć, ale nawet gdybym zaczęła się z nią kłócić, nie miałoby to większego sensu.
- To może pokażesz mi ten wielki skarb?
Sinara prychnęła, pokazując jak bardzo jej na tym zależy.
- Po co? Żebyś wszystko pozabierała? Chcesz go znaleźć, to sama szukaj.
Unosząc brwi, skrzyżowałam ręce i uśmiechnęłam się. Dziewczyna spojrzała się na mnie dziwnie i warknęła.
- Czego.
Ależ ona mnie irytowała.
- Nic, nic. Po prostu myślę, że kłamiesz.
Nastolatka zrobiła butną minę i zaprzeczyła, nie zmieniłam jednak swojej pozy. W końcu, Sinara przewróciła po raz kolejny oczami i mrucząc coś pod nosem zaczęła iść w nieznanym kierunku. Zadowolona z odniesionego małego zwycięstwa ruszyłam za nią. Podróż minęła nam w ciszy, jedyny dźwięk pochodził z mojego aparatu – nie mogłam się powstrzymać od robienia zdjęć. Jeden widok bardzo mi się spodobał. Sinara szła przede mną, jej czerwone włosy opadały splątanymi kaskadami na plecy i wyglądały jak mały, czerwony wodospad. Odcinała się na tle drzew. Gdyby ktoś nie znał sytuacji, mógłby powiedzieć, że to jakieś zmodernizowane przedstawienie historii czerwonego kapturka. Dla mnie jednak wykonane zdjęcie przedstawiało jakaś siłę. Zaskoczona zauważyłam, że dziewczyna zatrzymała się. Prześmiewczym gestem pokazała mi widok wokoło, unosząc brwi z miną „a nie mówiłam?”. Faktycznie, nie zauważyłam żadnego wysypiska, tak jak tego się spodziewałam, a jedynie jakieś zabytkowe zgliszcza. No i rzeczywiście, w samym środku tego wszystkiego stała skrzynia z teraz już zniszczonym wiekiem. Zafascynowana podeszłam najpierw do murów. Nie spodziewałam się, że coś takiego mogłoby tu się znaleźć. Gdyby Mark to widział. Rozważania przerwało mi donośne chrząknięcie dziewczyny.

<Sinara?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz