czwartek, 29 marca 2018

Od Archera do Grace

Przyłożyłem dłoń do ust i zaszlochałem.
- Tyle pracy... Wysiłku... Czasu spędzonego nad przygotowaniami... Nie mogę uwierzyć, że wreszcie nam się udało - powiedziałem ze wzruszeniem w głosie i zacząłem wachlować się dłonią, by odgonić z oczu wyimaginowane łzy. Grace przycisnęła aparat do piersi i równie przejęta pokiwała głową.
- Ta sesja... Otwiera nam drzwi do wszystkiego. Kariery, sławy, świata! Niedługo nasze zdjęcia będą wisieć na każdym drzewie w tym lesie, a wszelakie istoty będą przychodzić tutaj, by móc oddychać tym samym powietrzem co my oraz stąpać po tej samej trawie! - przez wzruszenie ledwo panowała nad swoim głosem. Parsknąłem śmiechem. Grace podeszła do mnie i lekko walnęła mnie w tył głowy.
- Dobra durniu, koniec tego - objąłem ją ramieniem i z uśmiechem zadowolenia zacząłem prowadzić w nieznanym kierunku.
- Wyślesz mi te zdjęcia, prawda słońce?
- Oczywiście, że tak. Musisz zobaczyć jak niesamowite ruchy dżdżownicy prezentowałeś - rzuciła z zamiarem dopieczenia mi, lecz ja tylko skinąłem głową.
- Też tak uważam - odparłem poważnie. Dziewczyna wyplątała się z mojego uścisku i rozbawiona, niemal skacząc, trochę mnie wyprzedziła. Po chwili doszliśmy do linii drzew, a ona zatrzymała się.
- No chodź - pociągnąłem ją za rękę pomiędzy drzewa, a ona fuknęła odrobinę niezadowolona.
- Tu jest niebezpiecznie
- Oczywiście, że tak. Sam już kilka razy spotkałem mało przyjazne istoty - rzuciłem pogodnie, a Grace wbiła we mnie wzrok, podczas gdy wciąż zagłębialiśmy się w las, wydeptaną ścieżką.
- Chyba zwariowałeś, wracamy. Nie zamierzam dać się pożreć, przez jakieś rządne krwi stworzenie - wyrwała swoją dłoń z mojego uścisku i potarła swoje ramiona - Już nawet nie widać prześwitu między drzewami! Chodźmy stąd, Archer! - krzyknęła poważnie, rozglądając się dookoła. Westchnąłem i wzruszyłem ramionami.
- Jak chcesz - odwróciłem się, chcąc wracać, gdy usłyszałem przeraźliwy krzyk Grace.
- Archer!!! - w tej chwili odruchowo padłem na ziemię, a nade mną przeskoczył jakiś stwór, przypominający nieco dzikiego kota, tylko trzy razy większy. Poderwałem się i odszukałem wzrokiem dziewczynę. Stała kilka metrów za mną, przede mną zaś znajdował się ten uroczy zwierzak, tym samym odcinając nam nieco drogę powrotną. Złapałem Grace za rękę i przyciągnąłem do swoich pleców.
- Gdy powiem, masz biec w stronę domków - nie czekając na reakcję, podniosłem z ziemi ciężki kij i zbliżyłem o krok do stwora. Ten natychmiast zareagował, rzucając się w moją stronę. Zamachnąłem się na niego, niezdarnie i dość słabym ciosem trafiając w pysk. Potwór uskoczył w bok.
- Już! - Grace wystrzeliła przed siebie, a ja szybko odwróciłem się do przeciwnika. Uderzyłem go jeszcze raz i odrzuciłem kij w głąb lasu, by w tej samej sekundzie zacząć biec za dziewczyną. Już po chwili usłyszałem ciężkie, zbyt szybkie jak na mój gust, kroki stwora.
Dogoniłem Grace i łapiąc ją za rękę, zacząłem ciągnąć jeszcze szybciej do przodu. Liście i gałęzie smagające nas po twarzach nie ułatwiały nam zadania. Już widać było polanę, z której tu przyszliśmy, gdy dziewczyna potknęła się o jakiś korzeń i z impetem upadła, turlając się kawałek do przodu. Usłyszałem dźwięk rozbijanego aparatu, który miała na szyi przez cały ten czas.
- Grace, wstawaj! - podciągnąłem ją do góry i nie zważając, czy robię jej krzywdę, ciągnąłem przez las, gdy ona wciąż oszołomiona, co chwila się potykała. Dosłownie czułem na karku oddech potwora, ale nie miałem zamiaru się odwracać.
Wypadliśmy z impetem z lasu, przewracając się i turlając po trawie dobrych kilka metrów. Wstałem czym prędzej i spojrzałem na drzewa. Bestia z hałasem wypadła spomiędzy nich, lecz podczas skoku błysnęło, i na ziemię upadł mały, puchaty kociak. Otworzyłem usta, a po chwili parsknąłem śmiechem, gdy zwierzątko nieporadnie próbowało przedzierać się przez trawę. Grace tylko się na nie gapiła. Podszedłem i ostrożnie je podniosłem.
- Uważaj...
- Spokojnie - wzruszyłem ramionami - Nawet nie ma pazurków - wyszczerzyłem się i podszedłem do linii lasu. Schyliłem się nieco i mało delikatnie podrzuciłem kotka tak, by upadł między drzewami. Ten przez chwilę się nie ruszał, patrząc jakby z oczekiwaniem na swoje łapki, a potem gwałtownie odwrócił do mnie swój łepek, miauknął i spojrzał z wyrzutem. Roześmiałem się, podchodząc do niego i biorąc go na ręce. Ten oparł się o mnie i tylko co chwila miauczał niezadowolony ze swojego losu.
- Jesteś wyjątkowo inteligentny jak na kota - spojrzał na mnie - Dobra, masz rację, jesteś jakąś magiczną istotą. Dla mnie bez różnicy.
Podszedłem do Grace, wciąż klęczącej na trawie i podstawiłem jej kociaka pod nos.
- Zobacz. Postanowiłem go zaadoptować - gdy nie doczekałem się reakcji, przyjrzałem się bardziej. Dziewczyna obracała w dłoniach swój zniszczony aparat. Ukucnąłem przed nią i uśmiechnąłem przyjaźnie, gdy na mnie spojrzała - Hej, mogę się założyć, że gdy zostawisz go na noc na półce w pokoju, rano będzie naprawiony, nie martw się - Smętnie pokiwała głową.
- Taak, może masz racje...

<Grace, przybity promyczku? Mam kotka!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz