sobota, 15 września 2018

Od Sinary do Matta


Poszedł.
Gdy zasnęłam, ponownie byłam w samochodzie z rodzicami. Ten wypadek po raz kolejny  we mnie uderzył. Słyszałam ich głosy, czułam ich dotyk. W najgorszym momencie się obudziłam. Był już ranek. Z moich oczu leciały łzy, przez co musiałam wstać i pójść się odświeżyć. Tuż po tym posprzątałam w pokoju. Ubrałam legginsy oraz bluzę z kapturem, na którym naszyte były zwierzęce uszy.  Nie wytrzymywałam w tych czterech ścianach. Czułam, jak znowu w oczach wzbierają mi się łzy. Sięgnęłam po paczkę chusteczek, tak samo jak po paczkę papierosów i zapalniczkę. Schowałam wszystko do kieszeni bluzy, wzięłam słuchawki, założyłam je, a tuż po tym włączyłam muzykę. Zaplotłam włosy w warkocz, na głowę założyłam kaptur. Na dłonie włożyłam rękawiczki bez palców, pomalowałam usta ciemną szminką i założyłam koturny. Gotowa wyszłam z pokoju. Bez zastanowienia ruszyłam gdzieś przed siebie.
Wyjęłam paczkę fajek, wyciągnęłam jednego szluga, a tuż po chwili kliknęłam przycisk zapalniczki, aby przypalić koniec papierosa i się od razu zaciągnąć. Schowałam z powrotem paczkę i zapalniczkę. Muzyka, która dudniła mi w uszach, zagłuszała myśli, jednak mimo to, wciąż cicho łkałam.
Uderzyłam w kogoś. Udało mi się na szczęście utrzymać równowagę.
 − Sorki − mruknęłam i ruszyłam dalej. Nie chciałam dziś z nikim rozmawiać. Źle się czułam. Po wypaleniu szluga oparłam się o drzewo i próbowałam już bardziej nie płakać.
− Przepraszam − powiedziałam do siebie. Czułam jak z każdą chwilą moje policzki stawały się coraz bardziej mokre. Odetchnęłam, po czym ruszyłam, aby znaleźć jakieś odludne miejsce. Próbowałam unikać ludzi, zapaliłam kolejnego papierosa, aby odetchnąć.
Ruszyłam do ogrodu, żeby znaleźć jakieś miłe miejsce dla siebie. Usiadłam wśród kwiatów i patrzyłam na krajobraz, który mnie otaczał. Nie potrzebowałam dzisiaj nikogo. Sen też nie był mi dziś zbyt potrzebny do szczęścia.
− Ciekawe co rodzeństwo robi w ten dzień. W dzień rocznicy śmierci rodziców… − powiedziałam szeptem. Położyłam się na ziemi i patrzyłam w niebo. Próbowałam przypomnieć sobie dni, gdzie wraz z rodzicami i rodzeństwem spoglądałam w niebo, w celu odszukania śmiesznych kształtów. Uśmiechnęłam się na te miłe, ciepłe wspomnienia.

Wspominałam wszystko, co pamiętałam, ale wciąż wracała wizja wypadku. Pojedyncze łzy mi płynęły. Uniosłam się nieco i wytarłam chusteczką łzy. Westchnęłam cicho. Nagle usłyszałam dobrze znany mi głos.
− Co tak siedzisz tu sama? Wydajesz się inna. Stało się coś? − spytał Matt.
Wysiliłam się na jakiś sztuczny uśmiech.
− Wszystko jest w porządku − próbowałam, aby mój ton był obojętny. Wyszło nieco inaczej niż chciałam. Nie potrzebowałam dzisiaj żadnego towarzystwa, jednak nie chciałam też być niemiłą osobą. Nie powinnam się wściekać. Przecież to nie jest jego wina. Poczułam dreszcze, właśnie wtedy ktoś mnie objął, oczywiście był to Matt.

Matt?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz