sobota, 18 sierpnia 2018

Od Nicolasa do Williama (Prawie jak księżniczka Disney'a)

Nicolas poczuł okropne pieczenie dłoni, ale i ból gdzieś w środku. Dlaczego tak postąpił? Dlaczego uderzył Williama? Nie chciał tego robić, a jednak dopuścił się tego czynu. Zwykle starał się rozwiązywać konflikty pokojowo i nie miał pojęcia, co nim kierowało, gdy jego dłoń uderzyła w policzek Williama.
Teraz, gdy patrzył na jego twarz czuł ogromne poczucie winy, wypalające go od środka.
Chciał coś powiedzieć, jednak słowa utknęły w jego gardle i nie chciały wyjść. Po prostu minął mężczyznę i uklęknął przy rannym stworzeniu. Jego skrzydła były połamane, jednak w oczach stworzenia oprócz bólu Nicolas dostrzegł siłę i chęć walki.
Pomogę ci, pomyślał, jednak nie wypowiedział tego na głos, nie wiedząc dlaczego.
Wziął stworzenie na ręce, a ono nie opierało się, nie próbowało go podrapać, dziobnąć, nie szarpało się. Spojrzało na Nicolasa, a następnie na Williama. Widocznie zwierzę rozumiało, co się dzieje − z całą pewnością nie był to zwykły ptak.
Chłopak spojrzał na Williama i odchrząknął, spuszczając wzrok.
− Chodźmy. Musimy znaleźć coś, żeby mu pomóc.
Udali się w drogę pieszo. Nie odezwali się do siebie słowem.
W końcu ich oczom ukazał się mały, kamienny domek. Mówiąc kamienny wcale nie mam na myśli domku z tymi pozlepianymi kamyczkami, ale dom zbudowany ze zlepionych ze sobą dużych, szarych kamieni przeróżnych kształtów. Dach wyłożony brązowymi dachówkami przechylał się lekko, zupełnie jak kamienny komin.
Podeszli do drzwi i William zapukał kilkukrotnie, jednak nikt nie otwierał. Z wnętrza nie dobiegał żaden odgłos, szmer czy stuknięcie. Nic.
William chwycił za klamkę i przekręcił ją, po czym popchnął ciężkie, drewniane drzwi. Wetknęli głowy przez niewielką szparę i rozejrzeli się.
Ich oczom ukazało się zadbane wnętrze. Nieco zakurzona, drewniana podłoga, czerwony dywan, niski stół i dwa fotele. Gdzieś tam w rogu stało dwuosobowe łóżko, a po drugiej stronie coś, co wyglądało jak kuchnia. Dostrzegli również drugie, mniejsze drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki.
− Halo? −  zawołał mężczyzna, jednak nikt nie odpowiedział.
Weszli do środka, rozglądając się, ale i tym razem nikogo nie zobaczyli. Uznali domek za opuszczony, więc dlaczego nie mieli w nim na trochę zostać?
Kiedy przejrzeli szafki, zdumieni zobaczyli drobne zapasy jedzenia. Chleb, cukier, mąka, jajka, parę owoców i warzyw. Znalazło się nawet trochę mięsa dla Williama (no bo Nicolas przecież nie zje biednej krówki, czy czym tam to wcześniej było). Małe drzwiczki tuż przy wejściu faktycznie prowadziły do łazienki. Nicolas znalazł w szafce dwa czyste ręczniki, a nawet nierozpakowane szczoteczki do zębów.
Dziwne, pomyślał, odkładając je na miejsce, po czym dostrzegł coś jeszcze.
William będzie miał się czym ogolić, zaśmiał się w duchu.
William.
Wrócił do towarzysza, który na wejściu wręczył mu miotłę.
− Trochę tu ogarniemy i możemy zostać −  powiedział, wzruszając ramionami.
Nicolas pokiwał głową, odwracając wzrok od czerwonego śladu na jego policzku, po czym zabrał się do roboty, co nie zajęło zbyt dużo czasu, ponieważ chatka nie przerażała rozmiarem. Po skończonej pracy odłożyli narzędzia tam, gdzie je znaleźli.
− Nicolas, znalazłem to w jednej z szafek −  powiedział mężczyzna i wręczył chłopakowi kilka rolek bandaży.
Chłopiec wziął je do rąk i poszedł do leżącego na łóżku ptaka. Usztywnił jego skrzydła patykami i owinął je bandażem, upewniając się wcześniej, że nic się w nie nie wbiło. Uznał, że łóżko to zbyt niebezpieczne miejsce dla tego stworzenia, ponieważ może ono spaść i wyrządzić sobie jeszcze większą krzywdę. Wziął więc do ręki poduszkę, położył ją na ziemi i ułożył na niej ptaka.
− Tyle mogę dla ciebie zrobić −  powiedział cicho.
Odwrócił się do Williama, który uśmiechnął się do niego delikatnie. Nicolas wstał, podszedł do niego i spojrzał mu prosto w oczy. Przez chwilę nic nie mówił, nie poruszał się, może i nawet nie oddychał, ale w końcu objął mocno mężczyznę i wtulił twarz w jego ramię.
− Przepraszam, Will −  powiedział łamiącym się głosem. − Przepraszam...
Will?
Nigdy wcześniej nie nazwał go Willem i nie wiedział, czy mężczyźnie to odpowiada. Nicolas nie usłyszał odpowiedzi, więc odsunął się od niego i usiadł z powrotem na łóżku, a ptak patrzył na nich z zaciekawieniem, przechylając główkę.
Chłopak westchnął i podniósł głowę, a wtedy zauważył jeszcze jedne drzwi, które najpewniej prowadziły do ogrodu.
− Jeśli chcesz, możesz to sprawdzić −  powiedział William, widząc zainteresowanie w oczach przyjaciela. − Dzisiaj ja zajmę się posiłkiem.
− W porządku −  odpowiedział Nicolas, podchodząc do drzwi.
Miał rację, drzwi te prowadziły do ogrodu. Nie był to jednak malutki ogródeczek, czego można było się spodziewać po chatce takich rozmiarów −  wyglądał jak ogród w jakimś pałacu!
Zielona trawa, piękne kwiaty i drzewa, a na samym środku fontanna, a wokół kilka rzeźb. Nicolas ruszył przed siebie, rozglądając się z zachwytem. Widok pięknych rzeźb przypomniał mu wypady do muzeum wraz z rodzicami. Miał tam swoją ulubioną, przedstawiającą mężczyznę siedzącego wśród wilków. Na tabliczce pod nią napisano, że nie wiadomo, kto jest autorem ani co oznaczała rzeźba. Wiadomo było, że jest stara.
Chłopak przysiadł na fontannie, wokół której rosły czarne róże. Jedna z nich opadała nieco, więc Nicolas stwierdził, że nic się nie stanie, jeśli ją zerwie −  i tak niedługo zerwałby ją wiatr, albo opadłaby od deszczu.
Zaczął obracać kwiat w dłoni, obrywając go z kolców, rozmyślając nad tym, co przeszli i co zmieniło się w jego zachowaniu. Nad tym, jak cały się zmienił i nad tym, jak zmieniały się jego uczucia.
Prawie jak w „Herkulesie”, pomyślał i zaśmiał się cicho. Uwielbiał oglądać tę bajkę, gdy był młodszy. Kiedy znów rozejrzał się po ogrodzie przypomniała mu się scena, w której Megara zaczęła śpiewać o tym, że wcale nie zakochała się w Herkulesie. Żeby było śmieszniej, była to jego ulubiona piosenka z całej bajki.
Wygląda na to, że to ja jestem Megarą, pomyślał i zaczął cicho nucić.
− Ofiarę złóżcie z głupiej kozy, co sama sobie winna jest... −  zaczął cicho śpiewać. − Myślałem jakoś się ułoży, lecz między mity to muszę włożyć!
W głowie śpiewał mu chórek muz, podczas gdy sam Nicolas nucił melodię.
„Kogo chcesz czarować, skoro serce masz na wierzchu? Już straciłeś głowę, dostrzegamy to bez przeszkód.”
Oj tak, stracił głowę i to już dawno, gdy po raz pierwszy usłyszał jego zachrypnięty głos.
Wstał i odwrócił się gwałtownie, by zobaczyć rzeźbę mężczyzny łudząco podobnego do Williama.
Naprawdę?
− Co to, to nie! Ani słowa −  a sio!
Śpiewał coraz pewniej, a nie miał się czego wstydzić! Od dziecka uwielbiał śpiewać i świetnie mu to wychodziło, tak samo jak wczuwanie się w role.
Tylko, że teraz chyba za bardzo się wczuł i zapomniał, że nie jest postacią z bajki.
− Nie powiem, że pokochałbym go.
Podszedł do jednej z rzeźb przypominających czarnowłosego i spojrzał w jej nieruchome, kamienne oczy. Mężczyzna wyciągał do niego rękę, uśmiechając się zachęcająco.
− Lecz serce głuche, gdy się uprze...
„Popatrz prawdzie w oczy on cię zauroczył. Kochasz go, go, go i już...”
Nicolas dotknął palców kamiennej dłoni opuszkami swoich smukłych palców, po czym zmarszczył brwi i gwałtownie zabrał rękę, odgarniając włosy z twarzy, zaczesując je przy tym do tyłu.
− Co to, to nie! Ani słowa −  a sio! Na pewno nie powiem, że kocham go!
Oparł się o rzeźbę i spojrzał na nią, po czym chwycił się za włosy i odsunął od niej.
− Co to, to nie! Ani słowa −  a sio! Nie powiem, że pokochałbym go.
Nie powie, że kocha te cudowne, niebieskie oczy i piękne, czarne włosy. Wcale nie miał ochoty odgarniać tej czarnej grzywki z jego pięknej twarzy, wcale nie chciał pogładzić blizny znajdującej się na jego twarzy ani wycałować każdej innej blizny znajdującej się na jego ciele.
Wcale nie chciał wpatrywać się w te oczy do końca życia.
Przysiadł na fontannie i spojrzał ponownie na trzymaną przez siebie różę. Westchnął cicho i obrócił ją w dłoni.
„Już dosyć hec −  to nie grzech kochać go!”
− Cichutko więc... −  powiedział i poczuł, jak jego głos się załamuje. Przytrzymał opadający kwiat dłonią. − Powiem, że kocham go...
Nie przypominał sobie, żeby Megara płakała, gdy skończyła śpiewać. Tak samo jak nie przypominał sobie, żeby ją i Herkulesa dzieliło jakieś dziesięć lat różnicy. Nie przypominał sobie też, żeby była mężczyzną zakochanym w innym mężczyźnie.
Prychnął cicho. Brakowało jeszcze tylko wyskakującego zza fontanny Hadesa.
Ciekawe, czy obiekt westchnień Nicolasa widział to całe przedstawienie. W sumie, jakby się nad tym zastanowić, Nicolas tak się wczuł, że zapomniał, że nie jest sam...
Wziął głębszy oddech, po czym wstał i odwrócił się, by zobaczyć wpatrującego się w niego Williama.
No i mamy naszego Hadesa.

<William?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz