Strony

poniedziałek, 30 lipca 2018

Od Tośki do Sinary

Mrugnęłam. Raz, potem znowu. I jeszcze. Cały czas szukałam dowodu, który pomógłby mi pokazać – choćby i mnie samej – że to tylko jakiś głupi sen. Tak, dokładnie, zasnęłam w szpitalu po środkach przeciwbólowych. O, albo jeszcze lepiej – śpię teraz wygodnie w domu, po maratonie filmów obok chrapią na przemian Kasia z Mattim, a Hela wtula się we mnie, zabierając mi co chwilę pościel. Ale już zaraz obudzą nas koguty albo wróble, czy też pierwsze promienie słońca, zaczniemy razem marudzić, ale w końcu zejdziemy zjeść śniadanie, kiedy ja opowiem wszystkim mój szalony, długi sen o białaczce, koszmarnym szpitalu i pobycie w tym dziwnym... świecie, według ksiąg należących do Śniących. Nie mogłam znaleźć zegarka, który pokazałby mi najpierw jedną godzinę, a po drugim spojrzeniu – zupełnie inną. Nie, wszystko zdawało się być dziwnie... uporządkowane, a mi jakiś wewnętrzny głos podpowiadał, że to nie sen. Albo inaczej – to sen, ale prawdziwy, w którym teraz żyję. Cóż, choć byłam zawsze za mądrością książek – jak to typowy „grzyb” zakochany w biologii i chemii, bardzo wysoko ceniłam też intuicję, czasem nawet wyżej, niż zdrowy rozsądek, tak jak w tym przypadku. Tu przynajmniej czułam się zdrowo, byłam pełna sił i energii – a tego brakowało mi od bardzo, bardzo dawna. Pulsowało we mnie życie, zdrowie, nawet jeśli byłam niesamowicie skołowana tym wszystkim. Jakim cudem ta dziewczyna może być taka spokojna? Cóż, pewnie jest tu już dłużej i zdążyła się przyzwyczaić. A może to jakaś stała mieszkanka, która nie zna innego świata? Chociaż zdawała się mnie w jakiś sposób rozumieć, a przynajmniej wiedzieć, co jest na rzeczy. Wiedziałam, że normalnie za nic nie znalazłabym z nią wspólnego języka – już miałam ochotę potrząsnąć za język tę zarozumiałą, wyszczekaną ptaszynę, ale wzięłam głęboki wdech. Tak, będę spokojną i opanowaną Tośką. To nieznany teren.
Ale mnie tak niesamowicie to denerwowało! Bycie zależnym od kogoś obcego, kto w dodatku nie dogaduje się z tobą najlepiej – o tak, to zdecydowanie beznadziejne ucinaczej
– Tam masz stołówkę – wyjaśniła Remi, wskazując palcem na budynek biblioteki. Super, umieram z głodu. No i to dobra okazja do sprawdzenia – we śnie w końcu zupełnie inaczej działają zmysły, zwłaszcza tak pokręcone, jak dotyk i smak, prawda?
– Lubisz Bonnie i Clyde'a? – wypaliłam. – Wspomniałaś o nich w tej... piosence. Czyja jest? Bo mam wrażenie, że kojarzę tekst.
– Niekoniecznie – odparła, jak na mój gust, dość wyniośle. Miałam wrażenie, że bierze mnie za jakieś dziecko. Irytującego bachora, którym musi się zajmować. – I to „Superstar” Pitbulla.
– Kojarzę gościa – mruknęłam – ale tylko z nazwy.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby niewiele ją to obchodziło. Cóż, zapewne tak było, niezbyt przydatna w życiu informacja. Zdawało mi się, że Kaśka mi kiedyś o nim wspomniała, może nawet pokazywała jakieś piosenki – słuchała dosłownie wszystkiego, przez pewien czas, jakieś cztery lata temu, miała istnego bzika zwłaszcza na punkcie rapu. Gdyby w porę na scenę nie wskoczyły musicale – w tym „Bonnie i Clyde” – zapewne cały pokój byłby w plakatach przedstawiających czarnoskórych gości w okularach. Ale dużo bardziej wolałam już słuchać „Hamiltona” i innych, niż tego... hmm, łupania, jak mi się to zawsze kojarzyło.
– Długo jeszcze chcesz tak siedzieć? – zapytała w końcu Remi z wyraźnym przekąsem, podnosząc się z ziemi.
– Cóż, kółko wzajemnej adoracji we dwie osoby faktycznie nie ma sensu – odparłam, również prostując nogi. – Stołówka i biblioteka w jednym budynku nie brzmi najlepiej, ale zgłodniałam. Macie normalne żarcie, czy jakieś dusze albo coś?
– Nie jesteśmy demonami ani niczym takim – sprostowała, przewracając oczami.
Pokiwałam wolno głową, zakładając ręce na piersi. Cóż, coraz bardziej przypominało to typowe miasteczko czy sanatorium wypoczynkotakim
– Jasne. Jesteśmy najnormalniejsi pod słońcem – mruknęłam, wchodząc do środka.

< Sinara? Niesamowicie Cię przepraszam, że tak długo nie odpisywałam, wiszę Ci ciasteczko! *_* >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz