Strony

czwartek, 12 lipca 2018

Od Nicolasa do Williama

Nicolas dbał o to, by nie oddalać się zbytnio od towarzysza. Nie spuszczał go z oczu, dopóki nie usłyszał dziwnego szmeru gdzieś obok siebie. Odwrócił się, by sprawdzić co to takiego, jednak nic nie zobaczył.
− William? Ty też to słysza... − odwrócił się, by zobaczyć pusty korytarz.
Westchnął.
− „Nie oddalajmy się od siebie”− powiedział William. Co zrobił William pięć minut później? − mruknął do siebie.
Stał tak przez chwilę, patrząc przed siebie i nie widząc innego wyjścia, jak iść dalej. Może los będzie mu sprzyjał na tyle, że nie spotka żadnego kościotrupa z maczetą, a gdzieś na zakręcie dojrzy przeglądającego się w lustrze Williama.
A było czemu się przyglądać.
Nicolas odchrząknął, jakby sam chciał sobie przerwać, po czym ruszył przed siebie. Miejsce było przerażające, zwłaszcza, kiedy znajdowało się w nim samemu. Chłopak wzdrygnął się, jednak szedł dalej. Musiał jakoś dać sobie radę i zachować zimną krew, przynajmniej, dopóki nie odnajdzie towarzysza.
Znów usłyszał ten dziwny odgłos, tym razem tuż obok siebie, jednak gdy odwrócił głowę zobaczył jedynie swoje odbicie w jednym z luster. Już miał odwrócić głowę, gdy nagle zauważył, że wcale nie przypomina prawdziwego siebie. Był mały, brudny i obdarty, na jego ciele znajdywało się wiele blizn. Chłopak dotknął delikatnie odbicia, jednak natychmiast zabrał rękę, gdy poczuł, że lustro ją wsysa.
Odwrócił się, by zobaczyć kolejne odbicie. Ten człowiek był podobny do niego, jednak jego ręce skute były kajdanami, tak samo jak nogi.
O co tu chodzi? − pomyślał, przyglądając mu się.
− Dobrze się czujesz, Nicolasie? − usłyszał swój własny głos. Odwrócił się do potarganej wersji siebie i z przerażeniem stwierdził, że odbicie do niego przemawia. − Kochany przez rodziców, posiadający dom, przyjaciół...
− Bez wad, bez skaz − powiedział skuty kajdanami chłopiec.
− Ale co mu po tym, skoro jest niczym − usłyszał z innej strony.
Odwrócił się i wrzasnął na widok trzeciego odbicia. Zobaczył siebie z ranami postrzałowymi w różnych częściach ciała, wydłubanym okiem i rozszarpanym gardłem. Cofnął się, a wtedy poczuł, jak coś dotyka jego ramienia. To chłopiec w łańcuchach chwycił go za ramię i ścisnął mocno, wbijając swoje palce w jego ciało.
Jego ręka wyszła z lustra!
Nicolas wyszarpnął się i otarł bolące ramię. Wpatrywał się dużymi oczami we wszystkie swoje odbicia, nie wiedząc, co robić. Zostać? Uciekać? Walczyć?
− Racja. Bez tego żołnierza nie przeżyłby tu pięciu minut.
− Tik, tak, tik, tak − mówił powoli skuty łańcuchami chłopak, po czym zaczął się głośno śmiać.
− Może byłoby dla niego lepiej, gdyby on też został porzucony – powiedziało kolejne odbicie.
To jedno odbicie wyglądało na najbardziej rozgarnięte ze wszystkich. Miało spokojne, inteligentne i zimne spojrzenie, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, poza zobojętnieniem. Nosił długi, czarny płaszcz, a w dłoni trzymał pistolet z palcem położonym na spuście.
– Może nie byłby taką sierotą – kontynuował. – Najsłabszy z czwórki braci...
Czwórki?
Rodzice nigdy nie wspominali o choćby jednym bracie, a co dopiero o trzech!
– Nawet jego siostra była bardziej rozgarnięta – powiedział skuty w kajdany.
Siostra?
– Nie poruszajmy tego tematu – powiedziało odbicie z pistoletem.
– Siostra? – zapytał prawdziwy Nicolas. – Czwórka braci? O czym wy mówicie?
Odbicie z pistoletem westchnęło, po czym przewróciło oczami i odgarnęło włosy z części twarzy.
– Miałeś siostrę, Areleen. Nie żyje, więc to nieistotne.
– Nie żyje?
– Eren ją zabił, hihihi... – odezwał się skuty w kajdanki. – Pieprzony psychopata! Hahaha! Zawsze lubiłem go najbardziej z całej trójki!
– Psychopata...?
Nicolas coraz mniej z tego rozumiał. Jedyną „osobą”, z jaką mógł o czymkolwiek porozmawiać to Nicolas z pistoletem. Spojrzał na niego zdezorientowany, na co ten znów westchnął.
– Wystarczy tego – powiedział, wycelował w skutego kajdankami i nacisnął spust.
Lustro z zakutym chłopcem posypało się na kawałki. Nicolas drgnął i poczuł chęć cofnięcia się, jednak przypomniał sobie, jak ręka jednego z odbić wyszła z lustra i chwyciła go za ramię.
– O co tu chodzi? – zwrócił się do najrozważniejszego z odbić.
– Nie mogę ci wszystkiego zdradzić, Nicolasie. Twoje życie jest o wiele bardziej skomplikowane, niż ci się wydawało. Nie wiem, skąd się wziąłeś w tym dziwnym świecie, kto cię tu wsadził i po co, ale na pewno jest jakiś powód.
Odbicie przedstawiające Nicolasa z wydłubanym okiem zaczęło mruczeć coś pod nosem, jednak po chwili lustro roztrzaskało się i posypało w drobny mak.
– Co ono przedstawiało...?
– Ciebie, gdyby twoi bracia nie byli rozważnymi ludźmi. Tamten – wskazał brudnego i obdartego chłopca. – Gdyby urodziło ci się jeszcze jakieś rodzeństwo. Twoi rodzice nie są tak cudowni, jak ci się wydawało.
– A ty?
– Ja? Cóż, tamten mały obdartus mógłby z czasem stać się tym, kim ja jestem.
– A kim jesteś?
– Pupilkiem mafiozy? Wojskowym? Agentem służb specjalnych? Nie wiem, wiem tylko, że wykonuję zlecone mi zadania. Posłuchaj, Nico, żołnierz, z którym tutaj jesteś jest silny, ale każdy ma słabsze chwile. Nie możesz ciągle na nim polegać. Musisz się zmienić, Nicolasie. Pokaż, że naprawdę jesteś silny i że dorównujesz swoim braciom. Udowodnij mi, udowodnij sobie, że nie jesteś najsłabszym z całej czwórki. Dobrze, czas na mnie, Nicolasie.
– Zaczekaj! Chcę jeszcze o coś zapytać.
– Co takiego? – zapytał, stojąc już tyłem do niego, jednak zwrócił głowę w jego stronę.
– Skoro mam aż troje braci, dlaczego nie mieszkamy wszyscy razem? Dlaczego mój brat zabił moją siostrę?
– Tego musisz się już sam dowiedzieć, tak samo jak tego, którym Nicolasem chcesz być. Żegnaj. − To mówiąc, odszedł.
Nicolas spojrzał na ziemię i zobaczył...
Pistolet.
Ten, który cały czas trzymało jedno z odbić.
Nicolas wziął go do ręki i przez chwilę mu się przyglądał, po czym schował go pod płaszczem, stwierdzając, że na pewno mu się przyda.
Chociaż miał nadzieję, że jednak się myli.
– Dzięki – powiedział do pustego już lustra, po czym znów ruszył na poszukiwanie Williama.
– Sierota – usłyszał jeszcze od ostatniego odbicia, jakie zostało, ale postanowił się tym nie przejmować.
Nicolas z lustra miał rację – musiał się zmienić. Musiał udowodnić sobie, że jest silny i pokona wszystkie przeszkody, jakie los postawi mu na drodze.
Był ciekawy, czy William również odbył rozmowę z lustrzanymi odbiciami i czy wyglądała ona podobnie do jego rozmowy. Czy też była taka spokojna? Czy może bardziej naładowana emocjami?
Tak rozmyślając dotarł do drzwi. Chwycił za klamkę i przekręcił ją, z zaskoczeniem stwierdzając, że drzwi są otwarte. Popchnął je delikatnie i zobaczył łąkę. Zamknął za sobą ciężkie drzwi i powoli ruszył dalej.
Na swej drodze spotkał śpiącego Williama. Nicolas uśmiechnął się mimowolnie i usiadł obok niego. Nie pozwolił sobie jednak na sen. Postanowił czuwać, dopóki jego towarzysz się nie obudzi.

<William?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz