Czułam ból, czułam, jak serce uderza coraz mocniej.
Słyszałam szum w uszach, słyszałam mocne bicie mojego serca. Widziałam... a
właściwie całe otoczenie było przykryte płaszczem ciemności. Zaledwie mrok,
zaledwie ciemność, a budziły we mnie niepokój. Czułam, że przyjdzie mi postawić
kolejny krok w stronę mroku. Czułam, jak przechodzą mnie dreszcze. Jednak zanim
ten gęsty mrok mnie pochłonął, poczułam, jak serce zaczyna mocniej bić.
Usłyszałam tylko, jak krzyczę, usłyszałam, jak ktoś krzyczy razem ze mną. Poznawałam
ten krzyk, jednak on ucichł, kiedy zobaczyłam, że w pomieszczeniu jest
strasznie... jasno? Zamknęłam usta i uspokoiłam oddech. Rozejrzałam się. To nie
był mój pokój, to nie było nawet miasto. Zero warkotu samochodów, zero krzyków
ludzi. Przetarłam oczy, schodząc z łóżka. Lekko się skrzywiłam, czując, jak
moje gołe stopy dotykają zimnej jak cholera podłogi. Byłam ubrana w sukienkę, a
włosy miałam rozpuszczone. Tym bardziej się zdziwiłam, bo to nie był całkowicie
mój styl. Najpierw podeszłam do lustra, nie rozumiejąc co się tu dzieje, a
potem do okna. Moje oczy nie widziały nigdy nic piękniejszego... znaczy, mówię
tu o sobie oczywiście, a nie o widoku, tak na pewno. Boże, gdzie ja jestem.
Boże, choć nie wierzę, to gdzie mnie wsadziłeś? Tylko raz rozważałam
samobójstwo, ale to nie powód, żeby mnie wsadzać do jakiegoś czyścica. Na dość
małej komódce zauważyłam mój telefon oraz książkę. „Świat Wyśnionych". Tak
brzmiał tytuł. Westchnęłam, biorąc czytadło do ręki, usiadłam na łóżku i
zaczęłam powoli czytać. Dowiedziałam się jedynie, że świat wyśnionych to senny
wymiar, czy coś takiego, oraz że będziemy mieli zadania do wykonania. Kiedy
tylko skojarzyłam, że jest to liczba mnoga w pierwszej osobie, od razu
zamknęłam książkę. Ktoś tu musiał być. Natychmiast wstałam z łóżka i wyszłam
bez problemu z pokoju. Znajdowałam się w korytarzu, niezbyt długim, który był
wyposażony w kilka drzwi. Chciałam otworzyć te naprzeciwko mnie, jednak były
zamknięte. Podeszłam do drzwi z numerem osiemnastym, które były uchylone. Ktoś
tu musiał być, jednak nie zastałam go. Wróciłam się do pokoju, po wcześniej
zauważone trampki. Nie będę ganiać po trawie na bosaka. Założyłam je szybko i
zabrałam się za szukanie wyjścia z tego przybytku. Włosy strasznie mi
przeszkadzały, ale nie widziałam nigdzie żadnej gumki. Wkrótce znalazłam się na
zewnątrz i nie mogłam się powstrzymać, żeby odetchnąć świeżym powietrzem.
Odgarnęłam włosy i wtedy zauważyłam, kogoś... nie, nie kogoś, to była podróbka
znienawidzonego przeze mnie Justina Biebera. W pierwszej chwili pomyślałam,
żeby nie oceniać po wyglądzie, ale w drugiej... ech. Same drogie rzeczy mówiły
za siebie oraz przerażona mina, rozpieszczonego dziecka, które zgubiło się w
centrum handlowym. Rozejrzałam się wokoło, sprawdzając, czy może nie ma tu jakiejś
innej istoty w pobliżu, która nie wyglądałaby jak nieumiejący nawet otworzyć
okna ćwok. Przygryzłam mocno wargę, stojąc przed wielkim dylematem. Za nic
cholera nie chciałam mieć nic wspólnego z tym oto człowiekiem, aka podróbą
Justina Biebera, ale jakoś przebywanie samej w obcym mi świecie nie uśmiechało
mi się szeroko... o, a może zaraz zrobię temu banana na twarzy i nie będę
musiała podchodzić do tej Henny Brwi, ale jednak... ech, no po prostu nie mogę
siedzieć sama na tyłku i liczyć, że osoba spod osiemnastki wróci... a może on
jest tą osobą. Ech, tak. I tak mam przewalone i tak nie może być gorzej? Oj,
chyba zaraz zmienię zdanie, podchodząc do tego gościa. Stawiam pewnie kroki,
rozglądając się na boki. No co? A nóż zaraz przybędzie tu może jakiś rycerz w
lśniącej zbroi lub rycerka, czy jakakolwiek jest żeńska forma tego, powiedzmy
zawodu?
— Mój tatuś się o tym dowie! — krzyknęła Henna.
O Boże, w co ja się wpakowałam? Gdybym miała w zwyczaju
ucieczkę, to bym spadała, gdzie pieprz rośnie. To chyba najgorsza decyzja, jaką
w życiu podjęłam. Podejście do gościa, który tarza się po ziemi, okładając ją
pięściami. No ja nie mogę, co za ciul. Wzruszam ramionami i podchodzę bliżej.
— No siema, podróbko Justina Biebera. — powiedziałam —
Wiesz, że tu żaden tatuś cię nie usłyszy, żaden z dwóch?
Uśmiechnęłam się sztucznie, zakładając ręce piersi. Ech tak
jak w szkole. Przeczesałam włosy, spoglądając obojętnie na chłopaka.
— Wypraszam sobie! — oburzyła się Henna Brwi — Nie mam dwóch
tatusiów! Moja mamusia jest hiszpańską modelką, a tata bogatym...
— ... bogatym gościem w garniturku? A ty, Henno?
Rozpieszczonym dzieciaczkiem, który nie umie obsługiwać normalnego kranu? Ojoj,
niuniu... zginiesz tu, dziecinko.
Posłałam mu jeszcze jeden sztuczny uśmiech i odwróciłam się
na pięcie. Nie, to było złym pomysłem. Najmniejszy kontakt z tym facetem był
zły, okej? Już wolę siedzieć tu sama jak Jim w Pasażerach na statku
kosmicznych. Kto wie, może gdzieś jest tu uśpiona Aurora? Zaczęłam powoli iść w
stronę budynku, z którego przyszłam.
— Hej, nie zostawiaj mnie tu! — krzyknął chłopaczyna.
Odwróciłam głowę w jego stronę, by zobaczyć, jak za mną biegnie, omal nie
potykając się o własne nogi. — Tu mogą być pająki! Lub węże! Lub może nie być
zasięgu! Masz power banka?! Telefon mi się rozładował! Muszę jakoś do tatusia
zadzwonić, żeby zgłosił tę sprawę na policję!
No ja pierniczę, czyli teraz się Henna przyczepiła. No ja
nie mogę, proszę Boże, zrób coś z nim, bo przejdę na Islam. Ta, na Islam i się
wysadzę, a ty będziesz miał minus jednego dobrego, pięknego, fajnego człowieka
na świecie... Ej, z tym wysadzaniem to nie taki zły pomysł... jeśli tego
Justina bym uszkodziła... Ja to mam łeb.
<Lui?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz