Strony

poniedziałek, 25 czerwca 2018

Od Nicolasa do Williama

Nicolas stanął obok swojego towarzysza i tak, jak on patrzył w zadumie na ogromny pałac. Spojrzał na Williama, zastanawiając się, czy myśli o tym samym, co on. Pałac wyglądał nieco upiornie na tle czarnego nieba, do tego chłopak widział coraz to większe błyskawice i zbierało się na deszcz, ale musieli się gdzieś schronić. Już po chwili pierwsze krople zaczęły spadać z nieba, Nicolas nałożył na głowę kaptur i spojrzał w ciemne niebo.
– Może pójdziemy tam i zostaniemy przynajmniej do końca burzy? – zaproponował, co nie wydawało mu się wcale głupim pomysłem.
William wpatrywał się w pałac, najwyraźniej zastanawiając się, czy przystać na jego propozycję. Po chwili skinął głową i ruszył przed siebie, a Nicolas za nim.
Wbrew pozorom pałac wcale nie znajdował się tak blisko. Nie wiedział, ile czasu szli, ale było to wystarczająco długo, by włosy Nicolasa były mokre pomimo kaptura jego solidnego płaszcza. Obaj stanęli przed ogromnymi drzwiami, spojrzeli na siebie i razem pchnęli, by je otworzyć. Zaskrzypiały głośno i uchyliły się nieco, ale wystarczająco szeroko, by mogli wejść do środka.
Nicolas odrzucił kaptur do tyłu, mokre włosy kleiły się do jego twarzy. Otarł wodę z czoła rękawem i rozejrzał się. Wnętrze było jednocześnie piękne i upiorne, jak z tych wszystkich powieści, które czytał Nicolas, zanim pojawił się w świecie wyśnionych. Wyglądał na bardzo stary, w kątach pomieszczenia wisiały gęste pajęczyny, chłopak mógłby przysiąc, że widział tam pająka wielkości swojej głowy. Aż się wzdrygnął na myśl o tym, że może ich być więcej.
Stare, zakurzone meble były w dobrym stanie, niektóre miały lekko zdarty materiał w nielicznych miejscach. Chłopak był zachwycony tym, jak dużo czasu przetrwała cała budowla, jednak to nie był chyba odpowiedni czas ani miejsce na zachwyty.
– Nicolas – głos Williama wyrwał go z zamyślenia. – Powinieneś to zobaczyć.
Chłopak podszedł do stojącego w drzwiach mężczyzny, który odsunął się tak, by ten mógł wyjrzeć na korytarz. Nicolas zamarł, widząc patrzące w jego stronę, uśmiechające się szeroko szkielety. Niektóre miały nawet na sobie jeszcze elementy uzbrojenia. Może to jednak nie był taki dobry pomysł, by tu przyjść.
Było tu jedyne wyjście z pomieszczenia, do którego można było dojść w tylko jeden sposób. Nie mieli innego wyboru, jak tylko przejść między kościotrupami. Pierwszy ruszył William. Nicolas był coraz bardziej pewny, że mężczyzna miał już w swoim życiu wiele do czynienia z trupami i śmiercią. Interesował go ten człowiek, chciał go lepiej poznać, dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Za jego spojrzeniem kryła się niesamowita historia, którą chciał poznać, jednak nie wiedział, czy kiedykolwiek będzie mu to dane.
Nagle jeden ze szkieletów złapał Nicolasa za kostkę. Chłopak wrzasnął i odwrócił się w stronę kościotrupa, spróbował mu się wyrwać, jednak ten mocno zaciskał kościste palce na jego nodze. Szeleścił i stukał, gdy się poruszał, co przyprawiało chłopaka o gęsią skórkę. Szarpnął nogą, jednak i to nie pomogło, a sprawiło tylko, że upadł. Szkielet zaczął zbliżać się w jego stronę, chłopak zauważył, że zaciska coś w dłoni.
Rozejrzał się w poszukiwaniu czegokolwiek, czym mógłby się obronić. Jego wzrok spoczął na leżącym nieopodal toporze. Chwycił go oburącz i uderzył w ramię truposza, które złamało się wpół. Nicolas wstał i rozłupał potworowi czaszkę. Schylił się i rozluźnił uścisk dłoni, która została na kostce chłopaka. Odrzucił ją daleko od siebie i spostrzegł, że wszystkie szkielety zaczynają się ruszać.
– William! Biegnij! – rzucił się biegiem w stronę towarzysza.
Biegli ramię w ramię, Nicolas nadal trzymał topór w dłoniach. Obejrzał się, by sprawdzić, z czym mają do czynienia i natychmiast tego pożałował. Za nimi biegła armia truposzy, uzbrojona we wszystko, co powinno posiadać wojsko. Byli wśród nich także łucznicy, co zaniepokoiło go najbardziej. Pierwsza strzała przeleciała między nimi. Chłopak przełknął ślinę.
– Tutaj! – zawołał William i otworzył drzwi prowadzące do bocznego pomieszczenia.
Wbiegli do środka, mężczyzna zamknął wejście i sięgnął do zamka. Kiedy zaklął pod nosem, Nicolas domyślił się, że zamknięcia po prostu nie ma. W pomieszczeniu nie było też niczego oprócz stojącego na środku fortepianu.
William trzymał drzwi, gdy nagle coś mocno nimi potrząsnęło. Szkielety napierały na nie z ogromną siłą.
Nicolas spostrzegł książeczkę na fortepianie. Wiedziony instynktem chwycił ją w ręce i otworzył. Wypełniona była pięcioliniami i nutami, a także słowami. Poza tym jednym utworem nie było w niej niczego więcej. Chłopak spojrzał na tytuł pieśni.
„Wieczny sen”.
Mając nadzieję, że to to, o czym myśli, usiadł na krzesełku, postawił przed sobą otwartą książeczkę i zaczął grać. Jego palce poruszały się sprawnie po klawiszach fortepianu, wybijając dokładnie takie dźwięki, jakie zapisane były na pięciolinii. Kiedy nuty zaczęły się powtarzać, obejrzał się, by zobaczyć, jak radzi sobie William. Przeciwnicy napierali znacznie słabiej. Działało!
Znów zerknął do książeczki, tym razem spojrzał na słowa. Szybko dopasował rytm w swojej głowie i zaczął głośno śpiewać. Słyszał, że trzaskanie o drzwi słabło. Spojrzał na towarzysza i ruchem głowy dał mu znak, że ma wyjrzeć przez drzwi, nie przestając przy tym śpiewać.
Towarzysz otworzył drzwi. Kiedy otworzył je szerzej, Nicolas zobaczył, że szkielety stojąc nieruchomo. Spojrzenia Williama i Nicolasa spotkały się, a wtedy grający na pianinie i śpiewający chłopak przeniósł wzrok na topór. To była ich szansa, żeby je wybić.
Kiedy tylko William wrócił do pomieszczenia, Nicolas przestał grać i oparł głowę o dłonie.
– Co teraz? – zapytał.
– Nie mam pojęcia. Nie podoba mi się to miejsce.
Nicolas wyjrzał przez okno. Na zewnątrz nadal szalała burza, a on nie miał ochoty w taką pogodę mierzyć się z ukrytymi w lesie potworami. W ogóle nie miał na nic ochoty po tym, co przed chwilą przeżyli.
– Zobaczmy inne pomieszczenia. Wezmę tę książeczkę, może nam się przydać, gdyby było ich więcej. Wydaje mi się, że można tego używać bez pianina, ale jedno z nas musiałoby robić za chórek.
– Jasne... Chodźmy stąd.
Ruszyli dalej korytarzem, a Nicolas miał wrażenie, jakby ktoś cały czas im się przyglądał, jednak nie widział nikogo, nie ważne, gdzie spojrzał.
Następnym pokojem, jaki odwiedzili, był pokój medyczny. Znajdowało się w nim dużo narzędzi typu nożyczki i pęseta... Pęseta!
Nicolas rozejrzał się w poszukiwaniu zbiornika z wodą i paleniska. Uśmiechnął się do siebie, gdy zobaczył wszystkie potrzebne mu rzeczy w jednym pomieszczeniu. Były tam nawet jakieś stare materiały. Wziął narzędzia do rąk i odwrócił się, by spojrzeć na Williama.
– Odkażę to wszystko i powyjmuję szkło, którego nie dałeś rady sam wyjąć. O ile pozwolisz.

<William?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz