Strony

poniedziałek, 10 września 2018

Od Nightraya i Nathaniela do Henrietty


Bracia kłócili się dłuższy czas, a Nathaniel wydawał się o wiele bardziej opanowany niż Nightray, który kurczowo zaciskał dłoń na rękojeści katany. Już miał odpyskować starszemu, gdy poczuł, jak Zeff ciągnie go za nogawkę. Spojrzał na zwierzę, unosząc pytająco brew. Pies zaszczekał kilka razy i zakręcił się w kółko, po czym zaczął przestępować z łapy na łapę. Nightray dopiero teraz zauważył, że nie ma z nimi Henrietty. Chłopak rozejrzał się nerwowo.
− Cholera! −  warknął głośno. − Nie można jej na pięć minut spuścić z oczu! Pieprzony bachor... Zeff, szukaj.
Doberman wystrzelił przed siebie, chłopcy ruszyli za nim. Pies co jakiś czas wydawał z siebie pojedyncze szczeknięcie, by dać znać, gdzie się znajduje.
W końcu ją zobaczył, leżała na ziemi z roztrzaskaną głową, krew zalewała jej twarz.
− Hen! −  zawołał i podbiegł do niej.
Padł przy niej na kolana i chwycił ją za ramiona, potrząsnął nią, jednak nie reagowała. Z ulgą stwierdził, że dziewczyna oddycha.
Zeff szturchnął ją nosem i zaskomlał głośno. Nightray poklepał go po karku, nie spuszczając oka z dziewczyny.
− Nie martw się, pomożemy jej.
Rozejrzał się po ziemi, aż w końcu zobaczył grube kawałki brązowego szkła. Kazał pupilowi usiąść i się nie ruszać, żeby nie pokaleczył sobie łap.
Nagle usłyszał ciche jęki, jakby jakiś męczennik zbiegł z piekła i czołgał się przez cały świat, by wrócić do domu. Nightray odwrócił się i zobaczył leżącego na ziemi, ubranego w łachmany i brudnego, łysego mężczyznę o długiej brodzie.
Chłopak nie miał wątpliwości, kto skrzywdził Henriettę.
− Nathaniel, zabierz stąd Hen i Zeffa.
Nathaniel wziął dziewczynę na ręce i gwizdnął na psa, który podniósł się i podreptał za nim.
Nightray podniósł się i podszedł do leżącego kilka metrów dalej mężczyzny. Spojrzał na niego z pogardą.
− Tch −  kopnął go całą powierzchnią buta, a mężczyzna zakołysał się tylko i wyjęczał coś niezrozumiale. −  Jesteś z siebie dumny, menelu?
Chłopak sięgnął po swoją katanę, a następnie chwycił go za kołnierz i uniósł wysoko nad ziemię. Dopiero wtedy mężczyzna otworzył szeroko oczy.
Jego krzyk rozniósł się po lesie.

***

Nathaniel dotarł już na skraj lasu. Stwierdził, że zaczeka na brata i usiadł pod jednym z drzew, a dziewczynę położył sobie na kolanach. Spojrzał na jej zalaną krwią twarz i przyznał, że dziewczyna jest śliczna.
Odgarnął z jej twarzy kosmyk blond włosów, dotknął jej pokrytego piegami policzka, a następnie przejechał kciukiem po jej ustach.
Nightray wyszedł z lasu, trzymając swoją broń w dłoni. Spojrzał na Nathaniela, a w jego oczach momentalnie pojawiła się wściekłość.
− Nigdy więcej jej nie dotykaj −  warknął.
− Nic jej nie zrobiłem.
− Jej krew została na twoich palcach! −  wycelował w niego katanę, dotknął jej czubkiem jego piersi.
− Braciszku, czyżbyś był zazdrosny o swoją dziewczynę? −  na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, obserwował, jak jego brat robi się coraz bardziej zirytowany.
− To nie jest moja dziewczyna!
Nathaniel zaśmiał się cicho, widząc reakcję brata.
Później wrócili do pokoju Nightray'a.

***

Chłopak wytarł krew z jej twarzy i sprawdził, czy w jej głowie nie utkwił żaden kawałek szkła. Zajął się opatrywaniem jej głowy, a Nathaniel siedział w rogu pokoju.
− Co zrobiłeś z tym człowiekiem? −  zapytał w końcu.
− Nie twój interes.
− Zabiłeś go?
− Prawie −  burknął. − Nie masz swojego pokoju?
− Mam −  odpowiedział, wstając. − Cóż... do zobaczenia.
− Żegnam.
Nathaniel zamknął za sobą drzwi, a wtedy Nightray odetchnął. Zbliżył twarz do Henrietty i skrzywił się nieco.
− Śmierdzisz tym żulem −  powiedział i podniósł się.
Wziął dziewczynę na ręce i zaniósł ją do łazienki. Włożył ją do wanny i zdjął jej koszulkę, spodnie i buty, bielizny nie miał zamiaru ściągać, zwłaszcza po tym, co jej ostatnio powiedział.
Zlustrował ją spojrzeniem od góry do dołu, a na jego twarz po raz pierwszy od dłuższego czasu wstąpił delikatny, ledwo widoczny rumieniec.
Nalał do wanny ciepłej wody i namydlił dziewczynę, po czym delikatnie spłukał z niej pianę. Wytarł ją delikatnie i przeniósł na swoje łóżko, gdzie ubrał ją w znalezione w szafie męskie szorty i koszulkę.
Później sam wziął kąpiel i po chwili namysłu położył się obok dziewczyny. Odwrócił głowę w jej stronę, zanurzył twarz w jej włosach. Pachniała truskawkami i miętą.
− Od razu lepiej −  powiedział cicho, uśmiechając się delikatnie.
Zamknął oczy i zanim zasnął usłyszał skrzypnięcie materaca, gdy Zeff wskakiwał na łóżko.

<Henrietta?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz