Strony

wtorek, 4 września 2018

Od Nathaniela i Nightraya do Henrietty


Nathaniel był zdziwiony, widząc, co napisała dziewczyna. Zboczeniec. Któż chciałby skrzywdzić taką małą, bezbronną istotkę?
Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny, proponując jej tym gestem pomoc w zejściu z drzewa. Henrietta najwyraźniej zastanawiała się, czy może mu zaufać. Nathaniel uśmiechnął się zachęcająco, a wtedy dziewczyna chwyciła jego dłoń. Młodzieniec pociągnął ją w swoją stronę, jednak użył zbyt wiele siły, ponieważ drobna istotka przeleciała obok niego. Mężczyzna spróbował ją złapać, jednak sam się przy tym potknął i oboje upadli, wznosząc tumany kurzu przy zderzeniu z ziemią. Kiedy już wszystko opadło, chłopak zamrugał kilkukrotnie i spojrzał na leżącą pod nim dziewczynę.
− Nic ci nie jest? −  zapytał, a na jej twarzy dostrzegł czerwony rumieniec. − Co się...
Wtedy dostrzegł, gdzie wylądowała jedna z jego dłoni. Zarumienił się i zaczął się jąkać.
− Przepraszam, nie chciałem, proszę, wybacz mi...

***

Nightray już stracił nadzieję, że ją odnajdzie, gdy usłyszał odgłosy szarpaniny gdzieś za sobą. Odwrócił się i czym prędzej ruszył w tamtą stronę, a Zeff podążył za nim. Kiedy dotarł na miejsce stanął jak wryty, widząc Henriettę leżącą pod jakimś mężczyzną.
− Zostaw ją! −  zawołał, wyjmując swoją katanę i uderzył nieznajomego rękojeścią w głowę.
Młodzieniec jęknął głośno i spadł z dziewczyny. Nightray klęknął przed dziewczyną i pomógł jej się podnieść. Wziął jej twarz w dłonie i spojrzał na nią ze zmartwieniem.
− Nic ci nie jest? Zrobił ci coś? −  zapytał, a na jego bladą twarz wstąpił ledwo widoczny rumieniec. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił. Powoli zabrał ręce i odchrząknął. − Wybacz.

***

Nieznajomy podniósł się, trzymając się za głowę i spojrzał na parę przed nim. Przez chwilę przyglądał się chłopakowi, aż w końcu na jego twarz wstąpił uśmieszek.
− Tak się traktuje starszego brata? −  zapytał, opuszczając dłoń.
Chłopak zesztywniał, słysząc jego pytanie, by chwilę później odwrócić się z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
− Co? Przecież... Ja mam tylko jednego brata.
− Mylisz się, mój drogi −  odpowiedział Nathaniel, podchodząc bliżej. −  Masz ich aż trzech. I siostrę, ale... to taki nasz temat tabu. Widzę, że się znacie. Podobno ktoś chciał skrzywdzić twoją dziewczynę.
− To nie jest moja dziewczyna. Znamy się od... kilku godzin?
Nathaniel uniósł brew, po chwili zobaczył, jak Henrietta wymachuje rękami i wskazuje Nightray'a z niezbyt wesołą miną.
− To ty chciałeś ją zgwałcić?! −  zapytał, nie dowierzając.
− Ja?! Przecież to ty ją przed chwilą obmacywałeś! −  odpowiedział Nightray, wskazując starszego brata palcem.
− To był wypadek. Pomagałem jej zejść z drzewa, na którym się przed tobą schowała.
− Przede... co? − odwrócił się w stronę dziewczyny. −  Wzięłaś ten żart na serio?!
− Jaki żart? −  zapytał Nathaniel, patrząc to na Henriettę, to na brata.

***

Nightray westchnął, chowając katanę do pochwy. Przez chwilę patrzył na brata, po czym zamknął oczy.
− Powiedziałem jej, że skoro jest niemową mógłbym ją zgwałcić i nawet nikt by nie słyszał. Wyjaśniłem jej później, że żartowałem, ale ta idiotka wzięła to na poważnie −  spojrzał na nią z rozczarowaniem.
− Wiesz, braciszku, wydaje mi się, że ludzie, którzy dopiero się poznali nie żartują ze sobą w ten sposób.
− Nie pouczaj mnie. Jesteś moim bratem, a widzę cię pierwszy raz w życiu. Nie spisałeś się.
− Nie widziałeś mnie, bo spędziłem trzy czwarte życia w domu dziecka, Nightray.
− Nie wiem nawet jak masz na imię.
− Nathaniel.
− A.
Henrietta patrzyła to na jednego, to na drugiego, zdezorientowana. Nightray chwycił ją delikatnie za ramię i pociągnął za sobą.
− Wracamy −  powiedział, jednak dziewczyna wyrwała mu się. Spojrzał na nią zaskoczony. − Co?
Skuliła się i patrzyła na niego jakby przestraszona. Chłopak westchnął i przeczesał czarne włosy palcami.
− Przecież tutaj nie zostaniesz, a chyba nie pójdziesz z gościem, który pięć minut temu cię zmacał. Nie wygłupiaj się. Wybierasz mnie, człowieka, który po tym głupim żarcie nawet cię nie tknął, czy jakiegoś kolesia z lasu, który dopiero co macał cię po cyckach?
Nightray patrzył jeszcze przez chwilę, jak Hen patrzy to na jednego, to na drugiego, po czym podchodzi powoli do Nathaniela. Chłopak poczuł ukłucie bólu w klatce piersiowej i spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem.
− Tch, jak chcesz −  powiedział. − Chodź, Zeff, idziemy.
Odwrócił się i odszedł, a pies rzucił Henriettcie ostatnie spojrzenie i ruszył za swoim panem.

<Hen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz