Strony

niedziela, 15 lipca 2018

Od Williama do Nicolasa

Gdy nagle poczuł na sobie ciężar ciała Nicolasa, spiął mięśnie i odruchowo zacisnął dłonie w pięści. Nie spodziewał się takiej reakcji, więc instynkt przejął górę nad rozsądkiem i William raptownie uniósł ramiona, żeby odepchnąć chłopaka. Znieruchomiał jednak, przypominając sobie jak dawno nikt go nie przytulał. Minęło pewnie koło kilku lat. Prawie zapomniał, że to taki przyjemny, pokrzepiający gest i że przynosi tak wielką ulgę. Mimo to wciąż uważał, że tego nie potrzebuje. Nie objął Nicolasa, nie odwzajemnił gestu, lecz pozwolił sobie na kilkanaście sekund wytchnienia, słuchając jego miarowego tętna. Kilkanaście sekund to i tak za dużo. Nie powinien szukać pocieszenia.
— Nie chcę współczucia. — Rozbrzmiał przesycony zimnem głos Williama, nienaturalnie niski i nienaturalnie nienawistny, ale to nie na Nicolasa się gniewał. Chłopak chciał dobrze. To William musi znać swoje obowiązki, zatem odsunął się od niego i wstał z trawy, chociaż wciąż wydawała się kusząco miękka. Z przyjemnością jeszcze raz pogrążyłby się we śnie, ale stracili zbyt dużo czasu, szczególnie, że William nie wiedział ile spał. Mogło to być tylko kilka minut albo parę lat, wydarzenia pędzą z niesamowitą prędkością albo snują się rozleniwione po swoich ścieżkach, teraz równie dobrze William i Nicolas mogli być dziećmi albo staruszkami. W tym zamku czas nie grał roli, jakby się zatrzymał, a przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość złączyły się w jedno i stały się tym samym.
Powoli podszedł do jedynego okna w pomieszczeniu, po czym odsunął zakurzone firanki i z zaskoczeniem stwierdził, że za oknem było N i c. Nie zwykłe nic, tylko N i c. Tak dziwne, tak nierozpoznawalne, że William nie potrafił go opisać, ale wiedział, że patrzy na N i c, które powodowało u niego zarówno zachwyt, jak i obrzydzenie. Wolał przestać na to patrzeć, a zdrugiej strony pragnął pochłonąć oczami więcej N i c. Zanim stracił kontrolę nad sobą, gwałtownie zasłonił okno firanką, odwracając wzrok. Zmarszczył brwi i na powrót przywołał na twarz emanującą zimnem powagę.
— Ruszajmy — zawyrokował, a jego głos przeciął powietrze w pomieszczeniu prawie jak lodowy grot strzały, który zostawił po sobie szron na szybach i sople lodu na suficie. Nawet kwiaty wydały się drżeć pod ciężarem tonu Williama.
Przeszedł na drugą stronę pokoju i zbliżył się do prostych, bordowych drzwi z drewnianą gałką o ładnym kształcie liścia klonu. Poczekał chwilę aż Nicolas do niego dołączy i dopiero wtedy ją przekręcił. Ujrzeli kolejny korytarz, lecz w zupełnie innym stylu niż poprzedni. Tutaj ściany były obłożone jasną tapetą przedstawiającą wizerunek morskich fal oraz pływających pomiędzy nimi ryb. Podłogę pokrywały drewniane panele pomalowane na biało, lecz to, co pierwsze rzucało się w oczy to liczne zegary na ścianach. Mniejsze, większe, prostsze, ozdobniejsze, z kukułką, wahadłowe, tarczowe, a wszystkie na swój sposób piękne. William wkroczył w korytarz, żeby lepiej im się przyjrzeć. Ze zdziwieniem dostrzegł, że każdy z nich pędził we własnym rytmie, ale łączyła je jedna niezwykła rzecz, wskazówki obracały się wstecz.
Akurat to osobliwe zjawisko było najmniej osobliwe pośród tego, co dotychczas William zobaczył w tym zamku, dlatego przyglądał im się niecałą minutę, a potem ruszył w stronę drzwi na końcu korytarza. Za nimi skrywał się przestronny pokój, a tam stał tylko jeden mebel – zniszczone łóżko z wysokim baldachimem. Na starannie ułożonej pościeli leżał obkuty w czarną, lśniącą zbroję mężczyzna, który na piersi trzymał ogromny miecz dwuręczny ze srebrną rękojeścią. Na ciemnej głowni widniał misternie wygrawerowany wizerunek pięknego smoka z rozwartą paszczą. William pochylił się nad śpiącym i przyjrzał broni, a wtedy w głowie rozbrzmiały mu łacińskie zwroty ze snu. Zaczęły wirować w jego umyśle, ryć w jego duszy i tłuc się o czaszkę tak boleśnie, że obraz zawirował mu przed oczami. Potrząsnął mocno głową, odsuwając się parę kroków w tył, a głosy przycichły. Nie potrafił znieść tych obcych myśli we własnej podświadomości, były jak nieznajomych człowiek, który siłą odebrał komuś dom. Oparł się plecami o ścianę, żeby na chwilę odetchnąć. Złapał parę głębszych oddechów, a kiedy się uspokoił, dostrzegł krótki błysk w przeciwnym rogu pokoju.
Zaintrygowany, zaskoczony i jednocześnie zaniepokojony William wyminął wielkie łoże z uśpionym rycerzem i zbliżył się do przedmiotu, odbiającego jasne światło świec.
To był kolejny miecz. Zwykły, niezbyt ozdobny, dwuręczny miecz z wyrytą na ostrzu łacińską sentencją: „Alteri vivas oportet, si vis tibi vivere”. Na jej widok William westchnął krótko zrezygnowany, zastanawiając się co mogą oznaczać te słowa i dlaczego go prześladują, w rzeczywistości, we śnie i w umyśle. Nie był fanem łaciny, w szkole średniej poświęcił dla niej pół roku, a potem zamienił ją na inny język, bo uznał, że nie jest mu potrzebna. Teraz żałował tej decyzji.
Zacisnął dłoń na rękojeści miecza i podniósł go z podłogi, żeby lepiej przyjrzeć się szczegółom. Wyglądał na owoc starannej roboty, a pomimo lat jego ostrze wciąż wydawało się doskonale naostrzone. Przejechał nim po wewnętrznej stronie dłoni, tworząc cienką, precyzyjnie ciętą ranę. Nie poczuł nic, żadnego bólu, tylko lekkie szczypanie, gdy odrobina krwi wydostała się na zewnątrz skóry. Uśmiechnął się pod nosem zadowolony, że miecz, który znalazł, wciąż jest piekielnie ostry.
Nagle wzdrygnął się, gdy usłyszał ciche brzęknięcie metalu uderzanego o metal, a potem kolejną serię ciężkich, powolnych brzęknięć i cichy szelest przeszywanego przez ostrze powietrza tuż nad jego głową. William odwrócił się gwałtownie w ostatniej chwili, odruchowo podnosząc miecz, który znalazł i sparował cios. Rycerz w czarnej zbroi przebudził się, stał teraz przed nim, naciskając na jego miecz swoim coraz mocniej. Czymkolwiek był, przerastał Williama co najmniej o półtora głowy i musiał dysponować ogromną siłą oraz wprawą.
William miał definitywnie przewalone. Pomimo doświadczenia żołnierza nie wiedział nic o szermierce. Nie mógł więc równać się z kimś, kto wyglądał na prawdziwego mistrza swojego fachu.
Cieszył się, że Nicolas został w korytarzu. Może przy odrobinie szczęścia rycerz go nie zauważy i wróci do snu, gdy już skończy z Williamem.

<Nicolas? Pora podręczyć nasze dzieci za pomocą drastyczniejszych metod. Mwahaha! >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz