Strony

poniedziałek, 21 maja 2018

Fabuła Grace I

Otwierając oczy, zauważyła, że po raz kolejny znalazła się w innym miejscu. Aktualnie przebywała w wysokim, ciemnym pokoju. Nie widziała sufitu, ale mogło to być spowodowane otaczającą ją nieprzeniknioną czernią. W środku nie było żadnych mebli, okien czy drzwi, a czarne ściany wokół zostały całkowicie oszlifowane. Gdy dziewczyna do nich podeszła, zauważyła swoje własne, blade odbicie. Dotykając czarnego lustra, poczuła bijące od niego lodowate zimno, zabrała więc szybko dłoń. Wokół panowała złowroga cisza, dziewczyna słyszała tylko swój oddech i coraz szybsze bicie serca. Chcąc znaleźć wyjście, ruszyła przed siebie. Okazało się, że pokój jest właściwie długim korytarzem, otoczonym gładkimi ścianami. Dziewczyna szła i szła, miała jednak wrażenie, że albo stoi w miejscu, albo zatacza koło. Wszystko wyglądało tu tak samo, nie było żadnych znaków rozpoznawczych, które mówiłyby, czy młoda kobieta naprawdę się przemieszcza. W pewnym momencie stanęła, słysząc jakiś dźwięk. Odwróciła się cała spięta, wyczekując. Jej uszu dobiegał cichy odgłos kroków, który z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. Najpierw zobaczyła blade, gołe stopy. Potem garniturowe, czarne spodnie i smukłe dłonie, które trzymały do połowy pustą butelkę whisky. Gdy uniosła wyżej głowę, poczuła, jak serce zamiera w jej piersi. Przed sobą miała czterdziestopięcioletniego mężczyznę o gładkiej, zadbanej twarzy. Białe włosy zostały nienagannie uczesane, nie licząc jednego pasemka, które spadało na jego czoło. Rysy twarzy miał ostre, a usta wąskie i zaciśnięte w cienką kreskę. Biło od niego opanowanie i chłód, jeszcze większy niż od otaczających go ścian. Jedyną oznaką jego chaotycznej duszy, były oczy. Jasnozielone, skupione na celu, jakim była dziewczyna. Wyglądały jak oczy węża, przyczajonego do ataku. Budziły niepokój, bo chociaż jasne, nie mówiły, co ich właściciel miał w planach. To były oczy szaleńca, zdolnego do wszystkiego, pozbawionego jakiegokolwiek sumienia czy uczuć. Dziewczyna doskonale o tym wiedziała, dlatego teraz wpatrywała się w swojego największego demona z rozszerzonymi ze strachu oczami. Mężczyzna zaczął się śmiać, gdy w końcu ją rozpoznał. Podszedł do niej i przez chwilę patrzył, rozkoszując się uczuciem władzy, którą nad nią miał. Nagle złapał dziewczynę pod brodę i przybliżył swoją twarz do jej twarzy. Gdy otworzył usta, kobietę ogarnął zapach alkoholu, nie mogła jednak w żaden sposób się odsunąć – trzymał ją za mocno.
- Gdzie byłaś, kochanie? Tatuś tak bardzo tęsknił – wszystko w niej krzyczało, by uciekała, by coś zrobiła, ona jednak wciąż sparaliżowana patrzyła się w oczy bazyliszka, gdy ten polizał jej lubieżnie wargi. Nagle mężczyzna odepchnął ją od siebie, a następnie poczuła jego ciężką, oprawioną w rodowy sygnet dłoń, która wylądowała boleśnie na jej policzku. Dziewczyna upadła na kolana, łapiąc się za pulsującą część twarzy. Próbowała od tego uciec, myślała, że jej się to udało... Dlaczego więc on tu znowu był? Mężczyzna napił się z butelki, po czym rzucił ją na ziemię, tuż obok swojej ofiary. Szkło roztrzaskało się, a niektóre drobinki skaleczyły dziewczynę, która niedostatecznie szybko odczołgała się od oprawcy.
- Przecież wiesz, złotko, że tatuś nie lubi, jak cię nie ma w domu.
Zaskomlała cicho, gdy paroma szybkimi krokami mężczyzna zbliżył się do niej i przykucnął, ledwo balansując na nogach. Spróbowała znowu uciec, jednak on pochwycił ją za nogę i przyciągnął mocno do siebie. Kostka zaczęła boleć i prawdopodobnie sinieć pod jego silnym uchwytem. Oprawca złapał się wulgarnym gestem za krocze i wyszczerzył zęby w wilczym uśmiechu.
- Teraz musisz mi się odpłacić, prawda kochanie?
Dziewczyna krzyknęła i wierzgała się w uścisku. Nie pozwoli na to. Stopa, która nie była przytrzymywana przez mężczyznę, uderzyła go w twarz. Rozległo się głuche chrupnięcie, po czym uścisk mężczyzny zelżał, gdy musiał złapać się za krwawiący nos.
- Ty głupia szmato! – zirytowany mężczyzna złapał za niedaleko leżący odłamek szkła i przytrzymał go w dłoni – Za takie zachowanie otrzymujesz minusa.
Uderzył dziewczynę po raz kolejny i przytrzymał tak, żeby nie mogła się wiercić. Ostrym odłamkiem nacinał poziome linie na jej ciele, po czym odrzucił szkło na bok. Wciąż unieruchamiając kobietę, rozpinał powoli spodnie. Wtedy, nie zważając już na ból i przerażenie, dziewczyna zaczęła szukać dłonią odrzuconego odłamka. Gdy poczuła jego chłód na palcach, zacisnęła go w dłoni i zamachnęła się nim, wbijając przedmiot prosto w krtań mężczyzny. Zaskoczony oprawca puścił kobietę i złapał się za ranę, rozpaczliwie próbując powstrzymać krwawienie. Niewiele to jednak pomagało i czerwona ciecz dalej przeciekała między jego palcami. Jej ciągła utrata powodowała coraz większe zawroty głowy i trudności z oddychaniem. Najgorszy ból przeszedł go w momencie, gdy żółć wymieszała się z krwią i nieubłaganie dostawała do rany. Czuł, jakby ktoś zmusił go do przełknięcia odpalonej zapałki. Przed oczami robiło mu się coraz ciemniej, a do uszu mężczyzny dochodził obrzydliwy dźwięk bulgotania jego własnej krwi. Padł na podłogę, charcząc, krztusząc się i błyskając bielmem własnych oczu w panice. Dziewczyna odsunęła się, nie mogąc oderwać jednak spojrzenia od makabrycznej sceny. Ojciec wyciągnął w jej kierunku rozcapierzoną dłoń, w ostatnim geście świadomości, by następnie po raz ostatni paść nieżywy. Ciecz jeszcze chwilę wyciekała z rany, lecz wkrótce zaczęła powoli zasychać. Niedoszła ofiara dopiero teraz pojęła całą sytuację. Krzyknęła, gdy nagle zobaczyła na swoich rękach krew. Starała się jakoś ją zetrzeć, ona jednak wciąż utrzymywała się na dłoniach dziewczyny. Wkrótce szkarłat pojawił się także na nogach kobiety, a następnie zaczął spływać z jej czoła, zalewając oczy. Dusiła się krwią, podobnie, jak robił to przed chwilą nieżywy już mężczyzna. Nagle wokół niej pojawiły się kolejne postacie, ubrane w długie, ciemne szaty. Wszyscy patrzyli się na nią i wytykali palcami. Ich zimny, pozbawiony uczuć śmiech żegnał dziewczynę, gdy ta krzyczała z przerażenia, póki krew nie wlała jej się do gardła.

Grace obudziła się zlana potem, drżąc w chłodzie swojego pokoju. Wstała chwiejnie z łóżka i podbiegła do toalety. Uniosła klapę sedesu i zwróciła całą zawartość żołądka w nagłych konwulsjach. Przez chwilę jeszcze nachylała się nad ubikacją, czując spływające po twarzy łzy. Po chwili wstała słabo i rozebrała się do naga. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze, chcąc krzyczeć. Palcem wodziła po każdym tatuażu, który zakrywał blizny zdobyte w ciągu dwudziestu lat jej beznadziejnego życia. Podeszła do stojącego obok prysznica i weszła do środka. Puściła lodowatą wodę i nie zwracając uwagi na zimno, usiadła w brodziku, kuląc się. Nie miała na nic siły. Po prostu siedziała w ciszy, łykając łzy. Nie zorientowała się nawet, że wbijając paznokcie w ramiona, utworzyła małe ranki, w których teraz zbierały się kropelki krwi od razu zmywane przez lecącą z góry wodę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz