Strony

wtorek, 10 kwietnia 2018

Od Emmy do Marka

Na brzegu stoją warzywa... No autentycznie, małe warzywa. Chyba coś jest ze mną nie tak albo to znak by zmienić dilera. W sumie nie wyglądają tak źle, poza marchewką.
Serio wygląda przerażająco zwłaszcza, gdy widzisz ten bezzębny, pedofilski uśmiech. Podchodząc do nich miałam lekkie obawy, ale wyglądają na niegroźne.
Po chwili ruszyliśmy za nimi, prawdopodobnie w stronę kampusu. Widziałam po Marku, że nie zbyt jest zachwycony ich towarzystwem. Pewnie teraz kombinuje jak tu ich przerobić na rosół.
Spojrzałam na chłopaka piorunującym wzrokiem, a on ogarnął, że nici z jego potrawki. Szliśmy w ciszy jeszcze przez chwilę, po czym dotarliśmy do obozu.
W między czasie Jay wyprzedził mnie, a ja na początku nie wiedziałam o co chodzi. Po chwili zorientowałam się, że zbliża swoje ręce do rzepy.
Ta jednak zdążyła uciec, a Mark jedynie co, to ją smyrnął po tyłku. Jeśli można powiedzieć, że rzepa ma tyłek. Zaczęłam się śmiać. Zgięłam się już w pół, gdy warzywka zaczęły wiać do lasu.
Jednak na odchodne zobaczyłam ten pedofilski uśmiech marchewki, która wyglądała, jakby chciała być na miejscu rzepy. Prawie się poryczałam ze śmiechu.
- Ha ha ha. Bardzo zabawne - powiedział chłopak poirytowany.
-Widzę, że w końcu masz branie, przystojniaczku - odpowiedziałam, próbując już powstrzymać śmiech.
Chłopak spojrzał na mnie lekceważąco, po czym dał mi pstryczka w nos. Sądzę, że może mieć pewną traumę. Plus jest taki, że wegetarianinem nie zostanie.
Pobyliśmy chwilę jeszcze razem, po czym każde ruszyło w kierunku swojego pokoju. Dopiero się zorientowałam, że jest prawie ciemno. Wykonałam swoje wieczorne czynności,
po czym ległam na łóżku. I znów zapadła przerażająca ciemność, tak jak na samym początku...

<Mark?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz