Strony

wtorek, 3 kwietnia 2018

Od Archera do Grace

uwaga. opowiadanie zawiera przekleństwa. niewskazane dla dzieci poniżej szóstego roku życia.

Gdy zobaczyliśmy pole, łąkę czy co to tam było, nagle jakby wstąpiły w nas trzyletnie dzieci. Może to ten brak czegokolwiek w świecie wyśnionych tak na nas wpłynął? Tarzaliśmy się i biegaliśmy jak szaleni, zapominając, że w sumie jesteśmy po środku MORDERCZEGO LASU. Och co tam, raz się żyje. Mówię dosłownie. Za chwilę mogliśmy zostać pożarci, czy coś.
Siedząc zgrzani i roześmiani po środku tej łąki, odwróciłem się do Grace i już otwierałem usta, gdy coś pacnęło mnie w twarz. Zaskoczony zrobiłem wielkie oczy i spojrzałem na kociaka, siedzącego na moim ramieniu. Zmrużył oczy i pacnął mnie jeszcze raz. Gapiłem się na niego, tak samo jak Grace. Zwierzaczek przewrócił oczami i zaprezentował to, co miał na myśli. Rozstawił łapki i wbił się pazurkami w moje ubranie. Z otwartymi szeroko oczkami zaczął trząść się na wszystkie strony. Widząc moje niezrozumienie, prychnął i zeskoczył na trawę. Wskazał na mnie łapką, po czym zaczął tarzać się i turlać po trawie. Stanął, wskazał na siebie i znów zrobił to samo, co przed chwilą na moim ramieniu. Potem usiadł, liznął sobie łapkę z dumą i wbił we mnie zmrużone, oskarżające oczka.
- Och - w chwili gdy to powiedziałem, Grace dostała napadu chichotu i nie mogąc się opanować, trzęsła się, leżąc na ziemi niemal jakby miała jakąś epilepsje, co chwila rzucając coś w stylu "Ale z ciebie dureń", ledwo łapiąc dech. Spojrzałem znowu na kociątko, wciąż emanujące morderczymi fluidami. Potarłem się po karku i poklepałem je po głowie, dość niezręcznie, na wszelki wypadek unikając jego pazurków - Przepraszam? - uśmiechnąłem się, chcąc go udobruchać. Bądź co bądź, jeszcze godzinę temu to była bestia trzy razy większa ode mnie, mająca duży apetyt na ludzi. Konkretniej - na mnie i Grace. Kot zrobił phi i uderzył ogonem o ziemię, a ja na wszelki wypadek przysunąłem się do spłakanej dziewczyny. Zwierzątko ostentacyjnie odwróciło się i przeniosło kilka metrów dalej.
- Nie wierzę w ciebie - wydusiła Grace, wciąż się śmiejąc. Przewróciłem oczami, urażony.
- Och, zamknij się. To twoja wina
- Nie, nie sądzę - odparła z szerokim uśmiechem. Usiadła obok mnie. Rozejrzałem się dookoła i moje oczy rozbłysły.
- Zobacz! - Zerwałem się i pociągnąłem za sobą dziewczynę. Paręnaście metrów od nas na ziemi znajdował się kamienny, płaski krąg, o średnicy około stu centymetrów. Pokryty niemal runicznymi znakami i wzorami, na środku miał nieco ciemniejszy, wystający kształt, wyglądający na przycisk.
- Chcę to kliknąć, Grace - spojrzała na mnie z uniesioną brwią.
- Nie wydaję mi się żeby to był dobry pomysł
- Nie, Grace... - podszedłem dwa kroki do dziwnego obiektu - Ten guzik... Nie mogę... Nie mogę się powstrzymać... Grace... Nie... - postawiłem stopy na kręgu - Nie mogę... Wygląda tak dorodnie... Muszę go... Kliknąć....
- Archer! Nie wydurniaj się! - Pociągnęła mnie za rękę fukając - Jak to zrobisz pewnie zaraz wszystko wybuchnie, mogę się założyć - rozejrzała się dookoła, a gdy spojrzała na mnie znowu, kucałem, trzymając palec na przycisku i patrząc na nią niewinnie - Archer, nie rób... - Nie odrywając od niej wzroku, nacisnąłem go. Dziewczyna gapiła się na mnie przez chwilę. Wstałem i otrzepałem dłonie.
- O tak, czuję się spełniony - Po tych słowach otrzymałem dość mocny cios w głowę.
- Zgłupiałeś do reszty?! - wykrzyczała dziewczyna patrząc na mnie zmrużonymi oczami, tak samo jak wcześniej kot. Wyrzuciłem ręce do góry.
- No co jest z wami nie tak?! - wykrzyczałem, a potem pogłaskałem się po głowie - To boli - mruknąłem. Po kilku sekundach ciszy, roześmialiśmy się razem. Spojrzałem w dół, gdy o moje nogi otarł się kociak - O, wróciłeś? - Podniosłem go i posadziłem na ramieniu. Grace odeszła kilka kroków, a ja ruszyłem za nią .
- Widzisz to? Nic się nie dzieje. To aż dziwne - zauważyła, odwracając się do mnie.
- Jestem tym trochę zawiedziony - prychnęła rozbawiona, a po chwili zrobiła zaskoczoną minę.
- Um, twój kot pokazuję... O fuck - podążyłem za jej wzrokiem i łapką kociaka. Wzory na kamiennym kręgu lśniły na czerwono.
- O fuck - powtórzyłem. Nagle przed nami, na skraju łąki, tuż za pierwszymi drzewami, nastąpiła eksplozja, której ogień sięgnął ponad czubki drzew, zasłaniających nam większą część zdarzenia. W tej chwili oczy całej naszej trójki zrobiły się większe niż kiedykolwiek.
- O fuck - powiedzieliśmy, wgapieni w płomienie. Wtedy nastąpił kolejny wybuch, tym razem już na skraju łąki, w linii prostej pomiędzy tym poprzednim, a nami. Grace złapała mnie za rękę i pognała w przeciwnym kierunku niż ogień, do kampusu.
Biegliśmy przy akompaniamencie wrzasków kota i regularnych wybuchów za naszymi plecami.
- CZY MY WŁAŚNIE PALIMY LAS, KTÓRY JEST NIEŚMIERTELNY?! - wydarła się Grace. Jakimś cudem udało jej się złapać moje spojrzenie, które sprawiło, że oboje wybuchliśmy histerycznym śmiechem, biegnąc na łeb na szyje przez gęsty las, co chwila obrywając w twarz korzeniami lub potykając się o gałęzie. Nagle w mojej głowie zrodził się pomysł, że bieglibyśmy szybciej, gdybyśmy robili to na rękach, ale wtedy przypomniałem sobie o kocie, przez co nie podzieliłem się tą myślą z Grace. Przecież zwierzaczek spadałby z moich ramion.
- Szliśmy tu ponad godzinę!!! Jak damy radę uciec przed tymi wybuchami?! - wykrzyczałem pomiędzy jednym, a drugim. Grace chyba prychnęła, ciągnąc mnie jeszcze bardziej za rękę. Zerknąłem do tyłu i zobaczyłem poświatę ognia między drzewami.
- Szybciej! - przeskoczyliśmy nad zwalonym pniem i po kilku minutach szaleńczego biegu, podczas którego kilka razy się wywróciliśmy, zobaczyłem daleko przed nami, prześwit pomiędzy drzewami. Chyba zagrożenie sprawia, że zaczynam czuć rymy. Może to moje powołanie? Zostać raperem?
- Jesteśmy już blisko! - zawołała dziewczyna.
Tuż przed kampusem, gdy znowu odwróciłem się, by skontrolować sytuację, I ZOBACZYŁEM OGIEŃ TUŻ ZA NAMI, Grace zrobiła gwałtowny unik, ale ja nie zdążyłem zareagować i przywaliłem z wielkie, cholerne, drzewo.
- Auu - wyjęczałem, gdy z zaciemnionym obrazem, próbowałem wstać. Grace na mnie krzyknęła i zaczęła pchać do przodu. Gdy nie potrafiłem dobrze odzyskać kontaktu ze światem, poczułem w uchu mokry język. Wyskoczyłem do góry, drąc wniebogłosy
- Kurwa, ty pierdolnięty kocie!!! - Wybiegliśmy z lasu, z zanoszącą się ze śmiechu Grace, i oddaliliśmy się jeszcze o dobre kilkaset metrów od linii drzew i odwróciliśmy zdyszani.
- Mogę... Się założyć... Że... Pobiliśmy jakiś... Cholerny rekord... Biegania - udało się wydusić Grace. Kot zaskoczył z moich ramion i zataczając się, oszołomiony próbował wykonać kilka chwiejnych kroków, ale w efekcie wywrócił się na boczek i machał bezradnie nóżkami w powietrzu. Gdy do moich uszu dotarł kolejny wybuch, uniosłem głowę i spojrzałem na las. Zaskoczony nie zauważyłem już żadnego ognia, za to od skraju kampusu, aż do łąki kilka kilometrów dalej, był czarny, wypalony pas, bez żadnych drzew, a co dopiero roślin.
- Och
- Ups
- Ups - potwierdziłem - Yyyy, taaak - wziąłem ogłupiałego kociaka na ręce i spojrzałem na Grace - Już wieczór... Ja chyba idę spać - pokiwałem głową
- Tak, tak, ja też - pokiwała głową też i udając, że wcale nie zrobiliśmy nic złego, poszliśmy do swoich domków, osłupiali.

Gdy wyszedłem spod prysznica, na zewnątrz było już zupełnie ciemno. Z westchnieniem padłem na łóżko, bezceremonialnie przepychając leżącego tam kota. Ten już chyba doszedł do siebie, bo prychnął na mnie i przeniósł w nogi materaca. Niemal natychmiast zapadłem w sen.
Coś wyrwało mnie z mojego błogiego odpoczynku. Zdezorientowany, zamrugałem oczami, ale był środek nocy i jedyne co widziałem, to czerń. Zapaliłem lampkę i gdy wzrok przyzwyczaił mi się do światła, wydarłem się bardziej niż kiedykolwiek w życiu. W ciągu sekundy znalazłam się przy ścianie, przytulając do niej plecami z szeroko rozpostartymi ramionami.
Na środku pokoju, ugięty z powodu wysokości sufitu, siedział koto-stwór i lizał sobie łapę. Spojrzał na mnie jakby unosząc brew i powrócił do przerwanej czynności. Westchnąłem, przymykając oczy i odchylając głowę do tyłu.
- Świetnie. Mój kociak zmienił się w krwiożerczego potwora - uchyliłem jedno oko i spojrzałem na niego, lecz nie wykazywał żadnych oznak, że chce mnie zjeść. Westchnąłem znowu i zsunąłem się na łóżko - W sumie... To... Nie obchodzi mnie to - odwróciłem się plecami do potwora i z powrotem zasnąłem.

<Grace, co ty na to? xD Przepraszam, trochę, odrobinkę mnie poniosło xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz