Będąc w drodze do stajni, poczułam że ktoś się na mnie rzuca. Gdy znalazłam się już na ziemi, dopiero dotarło do mnie kto to jest. Mark Jay.
Boże, to mój seksiak i to lepszy niż nie jeden ogier w stajni i całym tym ciemnogrodzie. Nawet będąc przygniecioną miło widzieć znajomą mordkę.
Poznałam go i jego siostrę gdy wraz z rodziną przeprowadziliśmy się do Norwegi. Byli naszymi sąsiadami i dobrymi przyjaciółmi. Skoro jest tu jakiś człowiek to odpada opcja skrzatów.
Chyba pora zmienić wersję, ale najpierw czas powstać. Po bardzo dokładnym wyczochraniu i chwilowej rozmowie, przekupiłam Marka ciastkami. Szkoda tylko że one nie istnieją, ale o tym dowie się dopiero na miejscu.
Idąc chwilę, co jakiś czas zerkałam na chłopaka. On to zauważył i nie odbyło się od komentarza.
-Co tak lukasz na mnie, zbreźnico? -powiedział chłopak z rozbawieniem w głosie.
-Ty jesteś świadomy tego że jesteś w samych gaciach?
-Ale mam sweterek.
-Ale ten seksowny sweterek nie zmienia faktu, że jesteś pół nagi! - dodałam rozbawionym głosem.
Właśnie tego mi brakowało w tym wyludnionym miejscu - bratniej duszy i zabawy z kimś innym niż samą sobą. Gdy dotarliśmy do jego pokoju, chłopak zebrał się w ekspresowym tempie.
Widać że zależy mu na ciastkach - pomyślałam. Nie mam serca powiedzieć mu tej okrutnej prawdy. Gdy zaczęliśmy kierować się ku mojemu pokojowi, dodałam półszeptem:
-A co by było gdyby, tak czysto teorytycznie, te ciastka nie istniały? - spojrzałam na chłopaka smutnym wzrokiem. Po jego minie było widać że już się zorientował.
-Nie łam się chłopie, jest tu wyborna stołówka.
Mark ruszył za mną, wlecząc się. Obiecałam sobie, że jak wrócimy, przygotuję mu ciasto oreo. Gdy w końcu weszliśmy na stołówkę, jego twarz znów nabrała kolorów.
Prawie, że tanecznym krokiem, dotarliśmy do pierwszego stolika bufetowego. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to makaron ze szpinakiem.
Aż naszło mnie wspomnienie, gdzie ten mój sweterkowy seksiak robił po raz pierwszy podobną zapiekankę. Ta przynajmniej wydaje się jadalna. Zanim zdążyłam się zorientować, ten szaleniec nakładał już trzeci talerz przekąsek.
Gdy zobaczył, że patrzę na niego takim wzrokiem burknął:
-No co? To zapełni moją pustkę po twoich nie istniejących ciastkach - odwrócił się i poszedł pałaszować swoją zdobycz. Patrząc na niego, zastanawiałam się jakim cudem jest taki chudy.
Gdy skończyliśmy posiłek, zaczęliśmy się kierować w stronę fontanny. Jak za dawnych starych lat, a dokładniej, parę dni wstecz. Idąc tam, mój mały - wielki ciapciach potknął się o próg drzwi i tak się wywinął, że mój śmiech było słychać w całym budynku.
Gdy w końcu przestałam się zwijać ze śmiechu, podniosłam wzrok. Jego mina mówiła tylko jedno - lepiej wiać...
<Dogonisz mnie seksiaku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz