niedziela, 10 września 2017

Od Moony do Ace


— Oj, Ace... Nie chcę nic w zamian. Tu nie istnieją pieniądze, nie są nam potrzebne. Nawet jeśli bym chciała od ciebie jakiejś pieniężnej zapłaty, nie miałabym na co tej kasy wydać. — Moony zaśmiała się, idąc powoli w stronę fontanny. Chciała odciągnąć trochę mężczyznę od lasu, bo przecież mógłby wpaść na głupi pomysł wejścia tam... a to nie skończyłoby się dobrze.
Popatrzyła się na chłopaka, który wciąż obdarzał ją podejrzliwym spojrzeniem. Wywróciła teatralnie oczami, uśmiechając się lekko. Wskazała, żeby Ace szedł za nią. Zrobił to trochę ociężale, ale przynajmniej zrobił! Moony założyła ręce na piersi i odwracając się w stronę rudzielca, zaczęła iść tyłem.
— Skoro nie chcesz nic ode mnie w zamian, to może mogłabyś zacząć już opowiadać o tym, jak ty to nazwałaś, Świecie Wyśnionych?
Moony pokiwała ochoczo głową, po raz kolejny obdarzając mężczyznę szerokim, szczerym i wesołym uśmiechem. Przeczesała swoje jasne włosy, przy tym odgarniając je z twarzy. Na pewno przydałby się w tym świecie... sojusznik? Bo jakoś o przyjaciołach nic nie wiedziała, więc sojusznik był wręcz doskonale dobranym słowem. Ace wydawał się miły.... nie, wcale nie wydawał się miły. Jeszcze ręka ją bolała po tym, jak ją mocno złapał. Wszystkim ludziom trzeba dać szansę, Moony. Usłyszała cichy głos w swojej głowie. Zaraz potem odgoniła wszelkie myśli i spojrzała na chłopaka.
— Cóż, każdy... no prawie, przeniósł się tu za pomocą snu. Po prostu zasnąłeś, straciłeś przytomność i puf, jesteś tu! To tak jakby drugi świat, z którego nie da się wydostać. Uwierz, jestem tu dwa lata i nic. NIC... choć w sumie... nie chciałabym opuszczać tego świata. Od teraz jesteś Śniącym, nic na to nie poradzisz. — Wzruszyła ramionami, z trudem łapiąc równowagę, bo przecież musiała się potknąć o jakiś kamień.— Żyjemy tutaj, każdy ma swój pokój w domku. O, to tamte trzy domki, stojące blisko siebie. — Wskazała na budynki skinieniem głowy, drapiąc się lekko po ramieniu. — Jakby co, mieszkam w domku drugim, w tym, co ty, w pokoju trzecim. I pokoje mają drzwi, jakbyś chciał jeszcze raz wyskakiwać oknem. Nie mamy tu żadnego lekarza, chyba, więc raczej jak sobie coś złamiesz, to nikt ci nie pomoże. O, a to — Wskazała na duży domek po prawej stronie. — jest siłownia. Są tam wszystkie kory tenisowe i takie sportowe rzeczy. Obok tego, jest stajnia dla koni, a to w drugie obok to ogródek... sam się chyba pielęgnuje, ale jeśli ci się chce, to proszę bardzo... choć na ogrodnika nie wyglądasz... ale w ogrodniczkach, byłbyś całkiem, całkiem. Na wprost mamy fontannę, a trochu po boku, znajduje się miejsce na ognisko.... Może kiedyś zorganizuję tam imprezę? Właśnie mijamy po lewej stołówkę i bibliotekę w jednym budynku. Za fontanną jest... w sumie to nie wiem co, ale nie da się tam wejść...
— Próbowaliście wszystkiego? — przerwał jej Ace.
— Ta... nie da się wejść. Zawsze, kiedy będziesz się pytał "na pewno próbowaliście wszystkiego?", odpowiedź będzie taka sama. Gdzieś tam jest jeszcze jezioro, nie radzę tam chodzić w pełnie... jest niebezpiecznie. Po prostu. — skłamała, żeby tylko coś go nie podkusiło tam iść... bo pełnia była zarezerwowana dla niej, na wypłakiwanie swojego wcześniejszego życia. — A i jeszcze las. Nie wchodź do niego, może się to też bardzo źle skończyć. Mieszkają tam duże potwory, mówię serio.
Widząc niedowierzanie na twarzy chłopaka, uśmiechnęła się lekko. Podniosła lekko swoją bluzkę, pokazując bliznę, którą zostawiła poczwara. Była ona jakby zadana przez ostre pazury. Normalne zwierze nie mogłoby zadać takiego ciosu.
— Nie wciskaj mi bajeczek. Powiedz tylko, co to za ukryta kamera, gdzie mam zobaczyć siebie w internecie i daj mi stąd wyjść.
— Zrozum, nie da się stąd wyjść, okej? NIE DA. Myślisz, że zrobiłabym sobie taki tatuaż? — wskazała na tatuaż przedstawiający półksiężyc na jej twarzy. — To nie da się zmyć, to nie jest farba, tatuaż z gazetki dla dzieci. Zresztą popatrz.
Nachyliła się nad fontanną, żaby nabrać z niej trochę wody i przemyć nią twarz. Uśmiechnęła się lekko, pokazując Aceowi, że tatuaż nie jest zmywalny. Zaśmiała się cicho, uroczo.
— To niczego nie dowodzi.
— Wiesz co? Proszę! Idź, wydostań się stąd. Potem tylko nie wracaj z podkulonym ogonem, bo coś cię zaatakowało w lesie czy coś.

<Ace? Nie wiedziałam, jak odwzorować tutaj twój charakter :( mam nadzieję, że się nie pogniewasz.>

Od Grace do Kogokolwiek

Zwykli ludzie cieszą się z dni wolnych, starają się mieć ich jak najwięcej. Ja też kiedyś się z nich cieszyłam… Lecz teraz, gdy nie miałam żadnego zajęcia, w mojej głowie było zdecydowanie za dużo przemyśleń. Wciąż nie wiedziałam, co tutaj robię, dlaczego to ja tutaj wylądowałam i jaki jest tego cel. Zresztą wątpię, żeby ktokolwiek to wiedział. Siedziałam oparta w leniwej pozie o parapet okna i podziwiałam malutkie krople wody, które po nim spływały. Sama początkowo byłam zaskoczona, że w takim miejscu może padać, jednak lubiłam deszcz i cieszyłam się, że go tu zastałam. Nie byłam jeszcze do końca rozbudzona, co pewnie było spowodowane brakiem ukochanej kofeiny pod postacią kawy w moim organizmie. Jednakże nie chciało mi się po nią iść. Tutaj, w swoim pokoju, czułam się w miarę bezpiecznie i spokojnie. No proszę. Od kiedy to nagle jest "mój" pokój? Byłam przekonana, że znienawidzę ten świat i swoje śniące życie… Póki co nie było tak źle. Uśmiechnęłam się na myśl o niedawnych przeżyciach. Tak, wcale nie było tak źle. Brakowało mi jedynie Marka, mojego brata. Zastanawiałam się jak to może wyglądać w moim starym świecie. Działa to jak śpiączka? Książka mówiła, że nie, że nadal moje drugie ja prowadzi osobne życie. Ale jak? Od Marka wiem, że dusza jest raczej tylko jedna. Zapatrzona w szary krajobraz zobaczyłam, że deszcz przestał już padać. Postanowiłam, że zrobię coś ze swoim życiem i wstałam. Podeszłam do biurka, by zabrać książkę, którą w nim znalazłam. Zdziwiłam się, gdy wczoraj odkryłam, że jest to książka, którą sama ostatnio kupiłam. Ale był to miły gest, który kojarzył mi się trochę z domem. Trzymając książkę pod pachą ruszyłam w kierunku stołówki. Pewnie nie wyglądałam jakoś szałowo w za dużym swetrze i podartych dżinsach, jednak nie liczyłam, że kogokolwiek spotkam. Według zegara była dopiero 6 nad ranem, większość osób raczej wciąż śpi. Nie pomyliłam się. Stołówka świeciła pustkami, co nie przeszkadzało mi zbytnio. Gdy poczułam cudowny aromat kawy w wielkim kubku mimowolnie westchnęłam z rozkoszą. Inny świat, alter ego? Co mi tam. Ważne, że jest kawa. A ewentualnym ratowaniem świata zajmę się później. Zadowolona zabrałam kubek, swoją lekturę i ruszyłam na dwór. Wszystko było spokojne, miało się wrażenie, że nawet natura śpi. Znalazłam ławkę, która znajdowała się w cieniu jakiegoś drzewa i usiadłam na niej ze skrzyżowanymi nogami. Sweter był tak duży i ciepły, że nie przejmowałam się, czy zmoknę od mokrego siedziska. Z naczyniem pełnym kawy i książką, która przypominała mi dom czułam się zrelaksowana. Byłam tylko sama, wokół cisza, nawet konie gdzieś poszły. Wkrótce zatraciłam się w historii. Nie wiedziałam ile czytałam, wydawało się, że zaledwie 20 minut, gdy nagle poczułam za sobą czyjąś obecność. Tajemnicza osoba pochyliła się nade mną i zabrała mi z dłoni książkę. Spojrzałam do góry, by zobaczyć osobnika, który głośno odczytywał tytuł mojej książki.

<Ktoś odważny? Chłopiec? Dziewczynka? Ktokolwiek? xD >

Od Marka do Ellipse


Nie sądziłem, że ta dziwaczna kraina będzie mieć tak cholernie wygodne łóżka… Rozciągając się jak kot, leniwie spojrzałem przez okno i stwierdziłem, że zachodzi już słońce. Osz kurde… Spałem prawie cały dzień! I w sumie dobrze. Przekręciłem się na drugi bok, z zamiarem ponownego zaśnięcia, jednak pewna istotka skutecznie mnie rozbudziła. Dopiero teraz poczułem, że moje oczy są załzawione, a ja trochę opuchnięty. Przede mną siedział kot. Moje ukochane zwierzę, na które Bóg zesłał mi alergię. Zaskoczony otworzyłem szerzej oczy i wydałem z siebie donośne kichnięcie, na co kot jedynie prychnął i zaczął się dokładnie myć. Ewidentnie mogłem zobaczyć wyraz pyszczka kota, mówiący o totalnym odrzuceniu. Zafascynowany przyglądałem mu się chwile. Jednak nie chciałem być cały czerwony, załzawiony i zakatarzony, dlatego rozpocząłem negocjacje z tym oto osobnikiem.

-Słuchaj... Szymon. Mogę ci mówić Szymon, co? - kot nawet nie mrugnął - A więc, Szymon, dasz mi szansę przeżycia i wyjdziesz może?

Ze strony kota nastąpiła cisza. Odchrząknąłem znacząco.

-Ja też czuje tą miłość, jednak jest ona zakazana. Dlatego idź do jakiegoś innego seksownego kociaka, lub kocicy i nie pozwalaj bym cierpiał… Proszę?

Kot bardzo dosadnie pokazał mi, co o mnie sądzi zaczynając myć się w dość intymnych miejscach. Wypuściłem powietrze i chcąc nie chcąc wstałem z łóżka. Ruszyłem w kierunku łazienki, by trochę się obmyć i ogarnąć. Odświeżony przebrałem się w jakieś sprane dżinsy i wyblakłą, czarna koszulkę. Co z tego, że się odswieżyłem, nadal czułem się jak staruszek… Powlokłem się w kierunku drzwi, z zamiarem znalezienia kuchni i najlepiej wielkiego pudła oreo. Wychodząc na dwór zauważyłem przez swoje załzawione oczy, że jest tu naprawdę ślicznie. W duchu postanowiłem, że gdy tylko trochę się ogarnę, będę eksplorować te wielkie tereny. Jednakże, najpierw muszę się jakoś pozbyć tego cholernego łzawienia. Idąc i rozmyślając nad tym wszystkim, stwierdziłem, że nie do końca pamiętam, gdzie jest kuchnia… Dlatego na chybił trafił chciałem otworzyć drzwi od jakiegoś budynku, przy którym stałem, jednak drzwi otworzyły się tuż przede mną, a ja poczułem jak po raz kolejny ktoś na mnie wpada. Zaskoczony spojrzałem na, jak się okazało, chłopaka, który patrzył na mnie z niemym uwielbieniem, ruszając bezgłośnie ustami i układając je w coś w rodzaju "TO WELON". Jeszcze bardziej zaskoczony poczułem jak chłopak bierze mnie w niedźwiedzi uścisk. Szeroko otwierając oczy zauważyłem z tyłu dziewczynę o kolorowych włosach z założonymi rękoma i sarkastycznym uśmiechem. Uniosłem brwi w niemym pytaniu, a ona odpowiedziała przewracając jedynie oczami. Tak nawiązał się dziwny kontakt z tulącym mnie chłopakiem i kolorową dziewczyną.



<Ellipse?>