Strony

poniedziałek, 2 lipca 2018

Od Nightraya do Henrietty

Niby co miał jej o sobie powiedzieć? Że pracował dla mafiozy, a jego pies jest tak wyszkolony, że wystarczy jedno słowo i rzuci jej się do gardła?
Nie. Musiał się zastanowić nad czymś, co nie przerazi dziewczyny.
Chociaż i tak nie wołałaby o pomoc, hehe.
– Cóż... Kocham zwierzęta, a najbardziej mojego psa. To chyba moja jedyna słabość – powiedział, a pies polizał go po twarzy. – Kiedyś grałem na skrzypcach, ale później pewne... okoliczności zmusiły mnie do przerwania tego. Poza tym lubię rysować, malować. Miałem nawet własną sztalugę, płótna, farby, pędzle wszelkiego rodzaju...
Pomyślał o swojej pracowni w domu mafiozy, który traktował go, jak własnego syna. Wiele razy mało brakowało, a powiedziałby do niego „tato”. Wiedział, że Mafioz go lubi, a Mafioz wiedział, że Nightray lubi jego.
Zabawne, że jakiś szef mafii był dla niego bardziej jak rodzic, podczas gdy prawdziwi rodzice pozbyli się go, bo mieli takie widzimisię.
Poczuł lekkie stukanie w ramię. Zamrugał kilkukrotnie, po czym spojrzał na dziewczynę, która przystawiła mu notes do twarzy.
„Wszystko ok?”
– Tak, po prostu się zamyśliłem.
Nie, wcale nie było ok.
„Tęsknisz za domem?”
Który masz na myśli, mała?
– Nie, niespecjalnie – powiedział w końcu. – Nie miałem zbyt kolorowego życia. Jak już mówiłem, pewne okoliczności przerwały moje szczęśliwe dzieciństwo i sprawiły, że reszta życia nie była zbyt szczęśliwa. I raczej nie będzie.
Henrietta pokiwała głową ze zrozumieniem, najwyraźniej coś o tym wiedziała. Wydawała się smutna, jakby o czymś sobie przypomniała.
– Chcesz o tym... pogadać? – zapytał, głaszcząc Zeffa po karku.

<Henrietta?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz