Strony

sobota, 14 lipca 2018

Od Erena do Carmine


Eren spojrzał na nieznajomą z beznamiętnym wyrazem twarzy. Długie, białe włosy, blada skóra i... kaganiec?
Dziewczyna przyglądała mu się chwilę i o dziwo cisza między nimi nie była niezręczna, wręcz przeciwnie. Chłopak nie wstał, nawet nie uśmiechnął się na powitanie. Nie chciał, nie musiał.
– Po co ci to? – zapytał, wskazując kaganiec.
– Żebym przypadkiem nikogo nie ugryzła – powiedziała dziwnym, przytłumionym głosem.
Eren wstał i podszedł do niej. Był dużo wyższy od dziewczyny, która patrzyła teraz na niego z zainteresowaniem. Chwycił szlufki jej kagańca i zdjął go, ku zaskoczeniu dziewczyny. Na jego twarz wkradł się delikatny, blady uśmiech.
– Nie boję się ciebie – powiedział.
Naprawdę się jej nie bał. Co mogła mu zrobić taka mała, drobna istotka? Biorąc pod uwagę to, że nosiła kaganiec, zapewne również swoje przeżyła i zapewne również spędziła lata w przeróżnych szpitalach.
Eren odwrócił się od niej, słysząc cichy podmuch wiatru. Wyciągnął dłoń przed siebie, a na jednym z jego bladych palców usiadł niebiesko–czarny motyl i poruszył delikatnie skrzydłami.
– Mówią nam, że jesteśmy chorzy, podczas gdy tak naprawdę to ich umysły pożera nieznana nikomu choroba... – powiedział, patrząc z uśmiechem na stworzonko.

<Carmine?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz