Było dość wcześnie, kiedy Henrietta oznajmiła, że kładzie się spać. Nawet jej babcia była w szoku z tego powodu. To była rzadkość, żeby dziewczyna była zmęczona przed dwudziestą trzecią.
- Boli mnie głowa - tłumaczyła.
Kolejna rzecz, która zaskoczyła Cornelię. Nie czuła żadnej nieprzyjemnej aury wychodzącej z jej wnuczki, ale tego nie skomentowała. Tylko skinęła głową i życzyła jej dobrej nocy. Aparatka weszła do swojego pokoju, praktycznie od razu zasypiając.
***
Dziewczyna otworzyła oczy, rozglądając się wokół. Stała na jakiejś łące, ubrana w białą, powiewną sukienkę. Zaczęła iść przed siebie, mijając wiele kolorowych kwiatów. Dziesięć minut później dostrzegła polną drogę, która znajdowała się między łąką, na której była, a niewielkim lasem. Henrieccie cały krajobraz wydawał się dziwnie znajomy, ale nie potrafiła sobie przypomnieć dlaczego. Nagle usłyszała szelest obok siebie. Odwróciła głowę, zauważając sarenkę, kilka kroków od niej.
- Cześć - przywitała się szeptem, nie podejrzewając nawet, że ją usłyszy.
Niestety, zrobiła to.
Zwierzę przestraszone głosem, zaczęło biec przed siebie, wbiegając na drogę.
Akurat wtedy, kiedy na jezdni znalazł się samochód. Nastolatka nie zdążyła w żaden sposób zareagować. Była świadkiem nagłego hamowania samochodu oraz gwałtownego ominięcia zwierzęcia.
Najpierw pojazd uderzył mocno w drzewo, ale siła odbiła go, doprowadzając do dachowania.
Wszystko ucichło.
Kłębuszek wpatrywała się na to wszystko z przerażeniem. Sarna stała na środku drogi niewzruszona całym zajściem, by po chwili zniknąć między drzewami.
Dziewczyna podbiegła do samochodu, żeby sprawdzić stan poszkodowanych, pomóc im.
- Hej! Słyszycie mnie?! Odezwijcie się, jeśli tak! - błagała zrozpaczona.
- Z t-tyłu... m-moje dzieci...
- Jasne! - odpowiedziała, podchodząc do tylnych drzwi.
Kucnęła przy szybie, próbując otworzyć drzwi, ale były zablokowane.
- Ch*lera... - syknęła, przestając szarpać za klamkę.
Nie wiedziała co zrobić. Nie miała przy sobie telefonu, żeby zadzwonić na karetkę, a nikt tędy nie przejeżdżał.
Trudno, musiała wziąć wszystko w swoje ręce.
- Odsuńcie się od drzwi! - krzyknęła, podnosząc pobliski kamień - Mam zamiar stłuc szybę.
Nie wiedziała, czy osoby w samochodzie ją posłuchały, ponieważ z jakiegoś dziwnego powodu okna były zamglone. Mimo to postanowiła zrobić to, co zrobić chciała. Uderzyła z całej siły, patrząc na odłamki szkła spadające na asfalt. Włożyła rękę do środka, otwierając drzwi od wewnątrz.
- Wszytko w po-? - zatrzymała się w połowie zdania z nie do wierzeniem.
Tam, siedziała ona sama, tylko kilka lat młodsza. Oczy młodszej "ja" były szeroko otwarte i wpatrywały się w nicość. Jej całe ciało było pokryte krwią. Odwróciła głowę w stronę swojej starszej jaźni i uśmiechnęła się do niej.
- Cześć Henrietta - powiedziała nazbyt słodkim głosem - Jak się czujesz, że to właśnie przez ciebie oni nie żyją?
- Co-?
- Nie widzisz tego? - przekręciła głowę, udając zdziwienie.
Wskazała palcem na trzy pozostałe osoby w samochodzie. Dopiero teraz Hen zauważyła, jak mocno zmasakrowane są ich ciała. Gdyby tego było mało, zwłoki zaczęły się rozkładać w zaskakującym tempie.
- Oni są martwi. Przez ciebie.
Zrobiła kilka kroków do tyłu, zasłaniając usta dłonią. Miała ochotę zwymiotować. To było okropne, odór zgniłego mięsa oraz krwi był okropny. Zaczęła brać głębokie oddechy, próbując powstrzymać swoje przerażenie. W końcu podniosła głowę, wpatrując się w samochód. Jak mogła wcześniej go nie poznać? Jak mogła zapomnieć, dlaczego kojarzy te miejsce? Czy to był specjalny zabieg?!
- Boisz się? Dlaczego? - dziewczynka zapytała.
- Ja-
- Dlaczego nie chcesz mówić? To dziwne, że zwykle gadatliwa osoba, nagle przestaje to robić, nie sądzisz?
Ona naprawdę nie wiedziała co powiedzieć. Wszystko działo się zbyt szybko. Dlaczego ona w ogóle tutaj była?! O co chodziło?!
- Ukarzę cię za to.
- Za co? - w końcu odważyła się odezwać.
- Za zabicie ich.
- Nie zrobiłam nic złego - broniła się.
- To ty wypłoszyłaś jelenia, to ty chciałaś nas zabić!
- To był wypadek!
- Będziesz pokutować za twoje błędy. To zemsta zesłana z Piekła. - powiedziała z przerażającym uśmiechem.
Wysiadła z samochodu, nie wiadomo skąd wyciągnęła nóż i podeszła do Henrietty. Dziewczyna nie potrafiła się ruszyć, sparaliżowana strachem. Ostatnie co pamięta, to otwarte wargi z nieswojej woli oraz smak krwi w ustach.
***
Usiadła na łóżku, ciężko dysząc. Po jej ciele spływał pot, a ona sama drżała ze strachu. Po chwili włożyła palce do ust i odetchnęła z ulgą, kiedy odkryła, że jej język jest na swoim miejscu. Wyciągnęła palce, opatulając się bardziej kołdrą. To było mocno traumatyczne. Dopiero po chwili zorientowała się, że po jej policzkach spływają łzy. No cóż, mogła się tego spodziewać. Starła je, kładąc się z powrotem na posłaniu. Po kilku minutach leżenia pomyślała, że wróci spać, ale coś jej nie pasowało. Wystarczyło jej kilka sekund po tej myśli, żeby zorientować się z braku gwiazdek fluorescencyjnych na suficie, oraz że pokój nie pachniał ziołami i kadzidełkami, jak wcześniej. Usiadła z powrotem, rozglądając się po pomieszczeniu.
To nie był jej pokój.
Wbiła palce w pościel, zaczynając szybciej oddychać. Wiedziała, że panika była tutaj najmniej potrzebna, ale nie potrafiła tego powstrzymać. No bo kto nie zaczyna panikować, kiedy budzi się w nie swoim łóżku?
Powoli wstała z niego, podchodząc do okna. Odsłoniła zasłony, a ostre promienie słoneczne uderzyły ją w twarz. Huh, nie spodziewała się, że jest już ranek. Nie zmieniło to jednak strachu, który osiadł w jej żołądku. Najpierw koszmar, a teraz... to.
A może to nadal był koszmar?
Wróciła wzrokiem w stronę pokoju, doznając zaskoczenia. Naprzeciwko łóżka stała szuflada, na której leżał jej czarny plecak. Podeszła do niej, podnosząc plecak i zaglądając do środka. Był tam jej aparat, notes, długopis, paczka gum do życia, krem przeciwsłoneczny i portfel. Telefonu brak.
- Ciekawe - przeszło jej przez myśl.
Czy osoby, które ją "porwały" zadbałyby o to, by miała ze sobą coś dla rozrywki? Otworzyła szufladę, zaciekawiona jej zawartością.
Zaskoczenie numer dwa! Może nie były to ubrania, które nosiła u siebie w domu, ale były w jej rozmiarze. Do szczęścia brakowało jej tylko wrotek, krabów, babci, przyjaciół... jej domu. Tak naprawdę to wszystkiego. Przegryzła wargę, próbując po raz kolejny powstrzymać się od płaczu. To było dziwne, że jedno wydarzenie doprowadziło ją do takiego stanu. Ostatni raz się tak czuła... no, wiadomo kiedy. Podeszła do drzwi, naciskając klamkę.
Zaskoczenie numer trzy! Drzwi były otwarte. Jacy porywacze zostawiliby je otwarte? Próbowała w to nie wnikać, więc je zamknęła. Szczerze to wyszłaby na korytarz, ale przypomniała sobie, że nadal jest w piżamie. Z powrotem podeszła do szuflady, wyciągając z niej jakąś szarą koszulkę i jeansy. Po przebraniu się nałożyła trampki, które znalazły się w pobliżu łóżka i po raz kolejny stanęła naprzeciw drzwi. Z pewnością, jakiej wcześniej jej brakowało, wyszła z pokoju. Pospacerowała kilka minut po korytarzach, aż w końcu pewne drzwi ją do siebie przeciągnęły. W sensie dosłownym. Otworzyła drzwi, a w jej piersi brakło oddechu.
Biblioteka.
Duża, przepełniona różnymi książkami biblioteka.
Aparatka podeszła do jednego z regałów, przeglądając książkowe pozycje. W oko wpadła jej gruba, duża księga. Wzięła ją do rąk, podchodząc do jednego ze stolików. Otworzyła księgę, zaczynając ją czytać. Z każdym kolejnym słowem jej mina zaczęła rzednąć.
Że co?!
To musiał być żart!
Najpierw koszmar, potem myślenie, że została porwana, a teraz dowiedzenie się, że jest w jakimś innym świecie?!
To na pewno musiał być ciąg dalszy koszmaru! Gdy tylko się uszczypnie, to obudzi się w swoim pokoju, a Lucek i Jacek szczęśliwie ją przywitają, prawda? No właśnie nie. Zamknęła księgę z trzaskiem, zasłaniając twarz dłońmi. Czuła się teraz o wiele gorzej niż wcześniej. Chciała wrócić do domu. Szkoda tylko, że nie wiedziała jak. Była tak zajęta swoją rozpaczą, że nie zwróciła uwagi na dźwięk otwieranych drzwi.
<Nightray?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz