Strony
▼
poniedziałek, 11 czerwca 2018
Fabuła Itzel I
Mało czasu spędzam z ojcem, praktycznie nigdy go nie ma. Praca i tylko praca... Inne osoby z rodziny go jednak widują i pamiętają, a ja nie... Ciekawe tylko czemu.
Siedziałam właśnie w laboratorium za grubą szybą, czy jakimś tam innym przedmiotem. Nie do końca wiedziałam, jak go określić – miał dziwną, niezrozumiałą dla mnie nazwę. Przebywałam aktualnie w ośrodku badań, chociaż zawsze myślałam, iż ojciec pracuje w firmie czy jakoś tak – kolejne zaskoczenie. Widać, że go nie znam. To ci nowina.
Dostałam kartki i kredki, by w spokoju rysować. Od czasu do czasu zerkałam, co tam tatko robi... Jak przez mgłę widziałam jego twarz, jednak, za każdym razem, gdy mnie przytulał, widziałam za jego plecami dziwne, przemieszczające się kształty.
Kolejne rysunki i kolejne ich słowa. Były dość niezrozumiałe, jednak jedno utkwiło mi w pamięci.
– Czym są proxy? – zapytałam. W odpowiedzi uzyskałam głuchą ciszę. Jakby nie słyszeli tego, co powiedziałam. W pewnym momencie zostawiłam rysowanie i podeszłam powoli do szyby. Położyłam na niej dłoń i czekałam. Nagle, po drugiej stronie dostrzegłam jakąś maskę... A może to była twarz? Sama nie byłam do końca pewna. Wiedziałam tylko, że popłynęła mi łza. Nagle drzwi dziwnego pomieszczenia się otworzyły. Znajdowały się w nich proxy. Gdy się odwróciłam, nikogo nie było. Nawet taty, tak po prostu mnie zostawił. Zaczęłam płakać, wołać o pomoc. Gdy poczułam ostry zapach krwi, wystraszyłam się i pobiegłam schować. Tak bardzo się bałam. Łzy bez przerwy spływały po mojej twarzy, a woń krwi była coraz bliżej mnie. Objęłam rękoma kolana, bałam się i to bardzo. Byłam przerażona, choć też zaciekawiona. Nagle zdziwiona stwierdziłam, że jeden z niebezpiecznych osobników coś rzekł. Podniosłam głowę, na co stwór wytarł moje łzy. Wziął mnie na ręce, a ja wtuliłam się w niego. Gdy się poruszał, to tak szybko, jakby nikt nie mógł, go złapać.
– Jestem Proxy laguny błyskawic – rzekł.
– Ja jestem Itzel. Mogę być taka, jak ty? – spytałam. Mój głos był taki dziecinny, że aż można było zabić.
W jednej sekundzie z nim uciekałam, a w następnej ktoś wbił mi ostry przedmiot prosto w brzuch. Rozzłoszczony proxy zaatakował. Mój ojciec stał niedaleko, nie widziałam... Nie widziałam jego twarzy... Tylko uśmiech, ten zdradziecki uśmiech. Ponownie zostałam przebita niczym słaba tarcza.
Obudziłam się nagle, może zemdlałam? Nie byłam co do tego pewna. Czułam zimny powiew wiatru na ciele, jednak wciąż coś nie dawało mi spokoju. Skoro żyję, to rany na brzuchu nie powinno być, nie zostałam przebita. Szybko podciągnęłam koszulkę i ujrzałam krew powoli sączącą się z wielkiej rany. Gdy podniosłam głowę, nade mną stał proxy.
Tym razem obudziłam się z krzykiem, byłam pewna, że można było mnie usłyszeć na końcu świata. Szybko włączyłam światło i dokładnie obejrzałam brzuch, czy mam jakieś ślady. Rany, a może jestem martwa? Uszczypnęłam się, aby się upewnić czy nie śnię. Wstałam, tylko po to, żeby zamknąć okno i je zasłonić. Ponownie usiadłam na łóżku i przez długi, długi, bardzo długi czas nie mogłam, zasnąć... Nawet nie dałabym rady. Musiałam pomyśleć.
Moje myśli wróciły do jednego słowa.
Proxy.
grace jay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz